Czy literatura waszym zdaniem ma być pokazywana, dawać w łeb i nakreślać problem? Czy powinna dawać pozytywne wrażenia, rozrywkę i miły nastrój? Co nazwalibyście discopolo literackim? I czy literatura to wciąż sztuka? Ja mam taki problem, że porównuję się z twórcami innych dziedzin. Wyjdzie śpiewaczka i zaśpiewa i nawet chory usłyszy. Grafik pokaże grafikę i wszyscy ją widzą. Z literaturą trudniej. Bo żeby ją przeczytali również potrzebny jest wysiłek, którego wielu nie chce się niestety podjąć.
Jak najlepiej zaatakować ludzi literaturą? I czy zawsze warto stać się jak Marylin Monroe i Kaczor Donald? Prywatność ma plusy, gdy społeczeństwo o twoim życiu nie wie nic. Przynajmniej nie piszą do ciebie napaleni tatusiowie.