12 listopada 1976 roku wydawał się dniem jak każdy inny.
Wypadek samochodowy i pozornie błaha diagnoza: uraz prawego kolana.
Nic poważnego — tak się wtedy wydawało.
A jednak, w kolejnych miesiącach ból nie tylko nie ustępował, ale stawał się coraz silniejszy.
W końcu nadeszła brutalna, bezlitosna prawda: kostniakomięsak — złośliwy nowotwór kości, który potrafi zaatakować nagle, odbierając życie młodym, pełnym energii ludziom.
Terry Fox, niespełna dwudziestoletni chłopak, stanął przed wyborem, jakiego nikt nie powinien musieć podejmować: amputacja prawej nogi i zastąpienie jej prymitywną mechaniczną protezą.
Dziś mamy nowoczesne rozwiązania, ale wtedy… nawet samo chodzenie było heroicznym wysiłkiem.
O bieganiu nie wspominając.
Ale Terry się nie poddał.
Trzy lata później, 12 kwietnia 1980 roku, postanowił zrobić coś, co wydawało się niemożliwe:
przebiec Kanadę od wybrzeża do wybrzeża.
Na piechotę. Z jedną nogą.
Cel?
Zebrać po jednym dolarze od każdego Kanadyjczyka i przekazać wszystko na badania nad rakiem.
Tak narodził się bieg, który przeszedł do historii: "Maraton Nadziei".
Każdego dnia pokonywał dystans maratonu — 42 kilometry. Codziennie.
Przebiegł przez Nową Fundlandię, Nową Szkocję, Wyspę Księcia Edwarda, Nowy Brunszwik, Quebec, Ontario…
To było wyzwanie epickie, nieludzkie — żaden zawodowy sportowiec nie odważył się go powtórzyć.
Po 143 dniach i 5 373 kilometrach, musiał się zatrzymać.
Rak zaatakował płuca.
Nie miał już siły, nie dlatego że brakowało mu odwagi, ale dlatego że jego ciało odmawiało posłuszeństwa.
Był 1 września 1980 roku.
Wtedy zebrał już 24 miliony dolarów.
Niecały rok później, 28 czerwca 1981 roku, zmarł.
Nie zdążył nawet ukończyć 23 lat.
Jego maraton został ukończony kilka lat później przez Steve’a Fonyo — również ocalałego z raka, również po amputacji nogi.
W ten sposób „Maraton Nadziei” dobiegł do swojego symbolicznego końca.