Leżę sobie na łóżku. Opieram się o ścianę i po prostu robię coś na telefonie i nagle spada na mnie coś z sufitu na klatkę piersiową. Na początku nie patrzyłam co to tylko takie "spokój, pewnie jakiś paproszek" patrzę co to może być A to się kurwa rusza, to pająk on zaczął po mnie łazić(i to nie że mały). Ja pierdolę i zaczęło się bicie po całym ciele i psełdo padaczka, żeby go kurwa zrzucić, a kurwa teraz najlepsze jest to, że ja go kurwa zrzuciłam, ale nie zabiłam i ni chuja nie mam pojęcia gdzie teraz jest ten jebaniec :")
No jednym słowem dziś nie zasnę, a jutro wyprowadzka i palenie tego domu, jak go nie znajde :')