Kiedy dajesz swoje wiersze osobie, której czujesz, że możesz zaufać i która jako jedyna była ciekawa twojej twórczości i pomimo obietnic ich oddania, czekasz na ich odzyskanie już piąty miesiąc, wysyłasz wiadomości z przypomnieniem, a w zamian otrzymujesz milczenie.
Boli mnie to tym bardziej, że nie postarałam się o ich kopię, nie zrobiłam nawet im zdjęcia, a wszystkie szkice wyrzuciłam. Ze wszystkich podarowanych została mi "surowa" wersja jednego z tekstów. Ten poprawiony oddałam z myślą, że nic mu się nie stanie w rękach tej konkretnej osoby i że wkrótce i tak wróci on do mnie.
Od kilku dni czuję, że muszę coś napisać, wyżalić się na papierze, ale nie pozwala mi na to świadomość, że połowa tego, co stworzyłam prawdopodobnie zniknęła już na zawsze. Sądziłam, że co niektórym można zaufać. Chyba jestem zbyt naiwna.