Dobry wieczór, jestem w nastroju do napisania tu i teraz trochę nastoletniego szmalcu , dotyczącego życia i dlaczego przez najbliższe trzydzieści godzin, a może i dłużej, będzie co najmniej słabe.
Zbliża się ta pieprzona klasyfikacja, która, jak co roku, chyba jest zaskoczeniem dla niektórych ekhem profesorów, kiedy ci mają po jednej ocenie dla każdego w klasie i upsii - no to teraz robimy miliard sprawdzianów.
Kurczaczki, a gdyby ktoś pięć miesięcy temu mógł, no nie wiem, powiedzieć tym biedakom, że oceny na semestr trzeba z czegoś wystawić.
Mam na jutro kilka dziwnych zadań z angielskiego, których n i e z r o b i ł a m bo miałam z ł y h u m o r. I to nie jest wytłumaczenie, ja wiem, ale taka prawda. I ich nie zrobię, bo jest 22:24, czyli teoretycznie wcześnie, ale nie dla mnie, bo mi się o tej porze oczy same zamykają.
Regularnie spóźniam się na lekcje, również na sprawdzanie obecności, przez co mam milion godzin nieusprawiedliwionych, w miejscach, kiedy jak Bóg mi świadkiem BYŁAM W SZKOLE. I jutro, dosłownie przed samą klasyfikacją będę latać po całej szkole i błagać nauczycieli, żeby poprawili mi to, co da się poprawić. A i tak pewnie coś tam zostanie i na nic mi moje udzielanie się w sprawach szkolnych i tak będę miała obniżone zachowanie, bo mój wychowawca jest zdecydowanie zbyt skrupulatny.
No i jutro mam na 7:10.
Jutrzejszy dzień będzie kwintesencją tego, co mi się przez ostatnie pół roku nie udało i cały ten wpis jest żalem na, w gruncie rzeczy, moją głupotę. I przepraszam, że spamię tym komuś powiadomienia, ale potrzebuję, żeby ktokolwiek mnie wysłuchał, bo to niby takie pierdoły, a jednak uwierają i to bardzo