Wiem, że dawno nic nie wstawiałam, ale też od dawna nie miałam weny, by się za cokolwiek wziąć. Jednak obiecuję, że postaram się częściej pisać, bo jednak szanujmy się, ale moja częstotliwość pisania jest bardzo nieregularna. Tym, którzy czytali prolog do Sonaty Księżycowej bardzo dziękuję i mogą się oni doczekać już niedługo jego rozwinięcia, nad którym właśnie pracuję (około 800 słów na ten moment, planuję o wiele więcej). Wszyscy inni zostaną obsunięci w czasie, a zwłaszcza, ZWŁASZCZA Żeński Schopenhauer, do którego niedawno, a dokładniej kilka dni temu dostałam kolejne tematy od pewnej osóbki, bardzo dziękuję. Nie mam zupełnie chęci ostatnio na tę książkę, co może jeszcze bardziej obsunąć fakt, że zaczyna się kontrowersja, a nie wiem, czy jestem gotowa, by gotować piekło. Zwłaszcza, że moje poglądy często są dość radykalne i burza, która może zostać tym wywołana trochę mnie przeraża, ale w końcu do tego dojdziemy. Przyrzekam.
Więc podsumowując, Sonata - tak, Schopenhauer - nie. Przynajmniej na razie.
Dziękuję za cierpliwość w oczekiwaniu i mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
"Why must we kill our own kind?"