tak właściwie, coś czego nie ma, najbardziej niszczy, a taką rzeczą jest choćby samotność wspaniałe uczucie, gdy chcesz się komuś zwierzyć, ale nikt nie będzie cię nawet próbował zrozumieć, bo będzie myślał według własnego schematu, zamiast być otwartym na słowa drugiej osoby. stwierdzenia, jak: "jest mi przykro, nie potrafię tobie pomóc", czy "nie pomogę ci, ale cię wysłucham", są według mnie niczym, bo równie dobrze można mówić do ściany, a skutek będzie taki sam. coraz częściej obserwuje samotne osoby. i ta samotność nie polega do końca na tym, że siedzi się samemu w pokoju, a jest się pośród ludzi, do których mówi się o swoich zmartwieniach, problemach, a oni cię nie słuchają, zachowują się tak, jakby cię nie było. istniejesz dla nich, gdy coś potrzebują. bardzo łatwo można rozpoznać szczerze zainteresowaną tematem osobą - po tym, czy pyta się o szczegóły, czy odpisuje olewawczo, jak buduje zdania. piszą do mnie osoby, które się właśnie z takimi uczuciami zmagają, a ja nie potrafię uwierzyć w taką znieczulicę, na którą chyba nie ma lekarstwa... zraniona dusza nie potrzebuje "złotych rad", a wsparcia i świadomości, że komuś na niej zależy. albo się jest, albo nie. albo tobie na komuś zależy, albo wcale. albo się z nią przyjaźnisz, albo nie udajesz jakieś więzi, byle tylko mieć komu się zwierzyć i nie słuchać o smutkach drugiej osoby. to jest chore w jaką stronę idzie XXI wiek. coraz więcej zranionych dusz i coraz mniej wrażliwców, ale za to ilu głupców...