_Suicidal_Person_

Znowu mi smutno, ostatnio mam problemy ze snem i zasypiam między 3 a 5 i jestem strasznie zmęczona. Boję się zasypiać. Boję się że zasnę i wszystko się skończy, że się nie obudzę i to nie będzie miało znaczenia, ja nawet nie będę wiedzieć że zniknęłam, nie zorientuję się że umarłam...wiem że w moim wieku raczej od tak się nie umiera, alei tak nigdy nie masz pewności... Nie mówię już nawet o tym że są rzeczy, dość konkretne, które chciałabym zrobić przed śmiercią-chciałabym wiedzieć że umieram, zdarzyć pomyśleć "o cholera, zaraz umrę", krzyknąć "kocham..." lub "pieprzyć wszystko, życie było chujowe" czy coś... Mieć kontrolę do ostatniej chwili. Śmierć we śnie mnie przeraża 

_Suicidal_Person_

Znowu mi smutno, ostatnio mam problemy ze snem i zasypiam między 3 a 5 i jestem strasznie zmęczona. Boję się zasypiać. Boję się że zasnę i wszystko się skończy, że się nie obudzę i to nie będzie miało znaczenia, ja nawet nie będę wiedzieć że zniknęłam, nie zorientuję się że umarłam...wiem że w moim wieku raczej od tak się nie umiera, alei tak nigdy nie masz pewności... Nie mówię już nawet o tym że są rzeczy, dość konkretne, które chciałabym zrobić przed śmiercią-chciałabym wiedzieć że umieram, zdarzyć pomyśleć "o cholera, zaraz umrę", krzyknąć "kocham..." lub "pieprzyć wszystko, życie było chujowe" czy coś... Mieć kontrolę do ostatniej chwili. Śmierć we śnie mnie przeraża 

_Suicidal_Person_

Pokłóciłam się z mamą, nie chciałam, chciałam tylko jej powiedzieć o myślę, żeby może próbowała się zmienić, a ona się obraziła. Teraz mi smutno i się stresuję. Boję się spać sama, a mama poszła do innego pokoju. Jest mi źle, fizycznie to czuję i płaczę i nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Nie wiem nawet czemu to piszę, bo to mi nie pomoże. Myślę że jest ze mną coraz gorzej, jestem złym człowiekiem, ale jednocześnie po prostu, bardzo, bardzo się boję i cierpię. Chcę pomocy na którą nie zasługuję i nie umiem o nią prosić 

_Suicidal_Person_

Boję się też tego, że widzę że niedługo wszystko się skończy. Jestem w połowie liceum, nie ważne czy zauważam ten upływ czasu czy nie, czas przemija. W tym roku będzie pewnie normalna nauka, ale w następnym-wszystko się zupełnie skończy. W czwartej klasie stanę się pełnoletnia, będę musiała zdawać maturę, iść na studia, udawać że sobie radzę, że mi zależy na wynikach, że jestem szczęśliwa i że wiem co robię. A nie wiem co robię, nie jestem szczęśliwa i piekielnie się boję. Boję się, okej? Po prostu się boję. To że wszystko się kończy przeraża mnie bo nic nie ma znaczenia. Ja nie mam znaczenia. Będę musiała ruszyć dalej, płynąć, mimo że zalewa mnie rozpacz. Czy to źle że chciałabym prostego rozwiązania? Kogoś kto da mi przepis na rozwiązanie moich obaw? Kogoś kto da mi cel i odbierze lęki... ?
          
          
          Jak wy czujecie się z tym że zaczyna się szkoła? Jak mogę sobie z tym poradzić, żeby się nie bać, że nie dam rady? 

_Suicidal_Person_

Niedługo zaczyna się rok szkolny, a ja zupełnie nie czuję się gotowa. Idę do trzeciej klasy liceum, ale nie czuję tego. Nie wiem gdzie zniknął ostatni rok, prawie go nie pamiętam. Od drugiego semestru pierwszej klasy było już po prostu źle, od marca zeszłego roku prawie nic nie pamiętam-pojedyncze wydarzenia, głównie momenty w których się stresowałam, wspomnień z tego czasu w których byłam szczęśliwa prawie nie ma. Nie wiem jak mam wrócić do szkoły za nie całe trzy tygodnie, skoro nie tylko nie pamiętam co robiłam przez ostatni rok, ale zupełnie nie pamiętam materiału który przerabialiśmy. Boję się presji i boję się tego że nie dam rady. Wiem że jestem znów gorszą mną, nie tą która cieszyła się na początek liceum. Jestem najgorszą mną. Jestem tą mną, która ma słabe oceny i słabą pamięć, wahania nastroju, lęki, nie ma marzeń, nie ma przyjaciół, straciła większość kontaktów, pewności siebie, hobby i radości...
          Na koniec zeszłego roku powiedziałam że chciałabym znów debstować, bo kochałam to w pierwszym semestrze pierwszej klasy liceum, a potem przestałam to robić, bo się bałam i czułam się za słaba. A teraz boję się że jak wrócę to nie dam rady, bo jestem za głupia, zbyt zestresowana. Boję się że gdybym miała przed całą szkołą lub obcymi ludźmi mówić, to bym się popłakała, uciekła lub zwymiotowała z nerwów. Bardzo się boję.
          

_Suicidal_Person_

Ehhh... Matka twierdzi, że nie mam uczuć, ale specjalnie odbiera inaczej to co jej mówię i zamiast chociażby zabrać mnie do psychologa... To robi listę i sama chce iść z nią do specjalisty, beze mnie! Przecież ona zupełnie zmienia sens moich wypowiedzi! Nawet nie stara się mnie zrozumieć!
          Co mam robić? 

_Suicidal_Person_

Nocą często nie mogę zasnąć, bo myślę. Myślę wtedy dużo i myśli te są skomplikowane i proste jednocześnie. Gdy tak myślę to zapada się w sobie i boję się, że umrę, bo nikt nie może zapewnić że tak nie będzie... Zaczynam drżeć, najpierw dłonie, potem nawet ramiona, a na końcu cała się trzęsę i nigdy nie wiem, czy to chłód, niepokój czy może umieram? I boję się wtedy bardziej, bo źle mi się oddycha i drżenie skutecznie przeszkadza w zaśnięciu, mimo że jestem zmęczona. Chcę wtedy zamknąć powieki, ale myśl, że już ich nie otworzę przeraża za bardzo... I pewnie myślicie "ona boi się umrzeć, bo zostawi to wszystko za sobą", albo nie myślicie nic, bo nie jestem warta waszych myśli... Ale ja nie boję się chyba śmierci samej w sobie... Przeraża mnie za to wizja śmierci bez pożegnania. Chcę napisać listy, powiedzieć wszystko co myślę, by nie było żadnych niedpowiedzeń... Odpowiedzieć na wszystkie niezadane pytania, przekazać jak się czułam całe życie... Chciałabym umrzeć, ale po napisaniu całej książki moich myśli, i liczyć na to, że ktoś ją kiedyś przeczyta myśląc "ts dusza byłaby mi bliska", "ona ciarpiala jak i ja cierpiałem"... Chociaż może mojego cierpienia nie ma? Po czym poznać że czuję to co czuję? Może nieświadomie dałam radę samą siebie tak pięknie okłamać, że wierzę, że boli?
          
          Dziś też zasypiałam drżąc pełna niepokoju, że zakończę życie cicho jak gdyby nigdy mnie nie było, że ludzie zapomną o mnie i nigdy nie dowiem się czy ktoś będzie po mnie tęsknił. 

_Suicidal_Person_

Leżę w łóżku, mijają chwile, mijają obowiązki, których nie wypełniam, skończyła się lekcja i zaraz zacznie się kolejna, ale ja już o tym nie myślę, nie czuję. Jest we mnie pustka, czarna dziura która prosi o wypełnienie, ona mnie wsysa w samą siebie, zabiera ze mnie więcej niż mogłabym przypuszczać. Nie wiem już ile jest mnie we mnie i zapominam kim byłam i kim będę. Duszacy ból życia przygniata mnie, a ja czuję się jak Syzyf, który musi z nakazu obowiązki bezsensowne wypełniać na wieki i nikt nie pozwala odpocząć... A czasem jestem tym głazem, który Syzyf musi toczyć-jestem nim, gdy już brakuje mi takich sił i motywacji, że inni muszą mnie pchać do mety... Nigdy im to nie wychodzi, bo to też nie ma sensu.
          
          Więc czuję się pusta i nieszczęśliwa i trochę się boję, ale ten strach boli najmniej.
          
          Jakieś rady?