ArtanisBrennan

ROZDZIAŁ 1
          
          (POV CATHERINE)
          Wstałam o wschodzie słońca, jak co dzień. Odkąd pomagam mamie w prowadzeniu domu mody, mam mnóstwo roboty od rana do wieczora. Mój dzień wygląda mniej więcej tak: wstaję o świcie, myję się i ubieram, po czym schodzę do szwalni i pomagam dziewczynom pracującym u mojej mamy szyć nowe stroje. Zazwyczaj dzielimy się robotą. Ja robię sukienki, Constantine bluzki i koszule, Erica zajmuje się odzieżą męską, czyli szyje spodnie i kaftany, a Anna pomaga mojej mamie przy gorsetach. W porze, kiedy targ na głównym rynku dobiega końca, otwieramy nasz dom mody. Stroje projektu mojej mamy cieszą się w Londynie dużym powodzeniem, przez co żyje nam się bardzo wygodnie, jak na mieszczańską grupę społeczeństwa. W każdym bądź razie stać nas na całkiem dobre jedzenie, ubrania szyjemy sobie sami, a mieszkamy w porządnym domu, gdzie nie przeciekają dachy i nie zapada się podłoga, jak w większości londyńskich mieszkań. Po wodę nie musimy chodzić daleko, bo studnia znajduje się tuż za rogiem, we wnęce pomiędzy dwoma budynkami. Kiedy jest dużo klientów pomagam mamie ich obsługiwać, doradzać, mierzyć...od czasu do czasu mogę nawet zaprojektować jakąś elegancką suknię dla którejś z dam dworu, czy jakiejś hrabianki. Tak...dom mody Genevieve Blanchett cieszy się uznaniem nawet wśród wyższych sfer. Chociaż takie zamówienia są raczej rzadkością. Mój ojciec jest szewcem, ale nie ma własnego warsztatu. Pracuje dla pana Smitha, który w podeszłym wieku nie radzi już sobie sam z robotą. Mam jeszcze młodszą siostrę, która jednak za młoda jest jeszcze, by pomagać w  interesie mamy. Zresztą ktoś przecież musi posprzątać mieszkanie i ugotować obiad, prawda?

ArtanisBrennan

            
            Pośpiesznie splotłam swoje długie, miodowe włosy w warkocz i zawinęłam w wygodny kok. Ubrałam czarną bluzkę z falbanami i bordową, dopasowaną suknię na wierzch, ze sznurowanym gorsetem. Fason może trochę starodawny, ale bardzo jest wygodna i (nieskromnie mówiąc) całkiem dobrze w niej wyglądam. Dla urozmaicenia rozcięłam rękawy sukni tak, żeby było widać rękawy koszuli spod spodu. Jako szwaczka miewam takie dziwne pomysły czasami. Kiedy wychodzę na ulicę, wyglądam dość oryginalnie, w stosunku do tłumu. Szybko zbiegłam po schodach na dół, do pracowni. Czekała już tam na mnie sterta materiałów na nowe sukienki. Wypiłam szybko trochę wody i zabrałam się do roboty. Dopiero kiedy skończę, pozwolę sobie na jedzenie. 
            Około południa mama zawołała mnie, żebym przyszła jej pomóc bo ma bardzo wymagającą klientkę, a ona nie ma czasu, żeby pół dnia się z nią użerać. Są przecież inni klienci prócz niej. Powędrowałam więc do sali handlowej, jak ją tutaj nazywaliśmy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam wysoką kobietę w czarnej sukni o prostym kroju, lecz za to bogato zdobionej srebrną nicią. Miała mocno ściągnięty gorset i dość głęboki dekolt. Na ramiona narzuconą miała granatową pelerynę. Włosy kobiety były gęste i lśniącoczarne, a zdziwił mnie fakt, że nosiła je rozpuszczone. Obecnie nikt w Londynie nie nosi takich fryzur. Jej cera była blada, a ciemna suknia tylko jeszcze bardziej to podkreślała. Z wąskiej twarzy o wyrazistych rysach spoglądały (a raczej przewiercały mnie na wskroś) ciemnobrązowe, duże oczy. Kobieta nie wyglądała na damę. Ale z pewnością za taką się uważała, sądząc po jej dumnej, obrażonej postawie. Pod wpływem jej spojrzenia poczułam się nieswojo...cóż, chyba zbyt długo się w nią wpatruję. Podejdę do niej i spróbuję jej pomóc.
            
            Koniec rozdziału 1.
Reply