Jak co tydzień o 5:40 wstaje, biorę prysznic, ubieram ciuchy do ćwiczeń. Szybko zamykam dom, pierwsze 300 m rozgrzewam się. Cóż trudno by było bez tego. Ruszam. Biegnę jak zawsze, swoją trasą, mijam przystanek autobusowy, sklep, po ulicy jeżdżą tylko nieliczne auta, w słuchawkach słyszę kolejną piosenkę... Boże jak ja jej nienawidzę! Szybko zmieniam playlistę, chociaż ta nie jest niczemu winna. Biegam już 40 min, zbliżam się do swojego domu. Góra 3 minuty i będę na miejscu. Skończyła sie piosenka. Znowu słyszę tą mdłą melodie o miłości, której nie trawie. Ileż można!? Czy na każdej składance musi być ona?! Słysząc słowa refrenu " Love is the most important thing on our life " mam odruch wymiotny. Natychmiast się zatrzymuję i wyjmuję słuchawki z uszu. Resztę trasy się przejdę.
Mam na imię Marta i nienawidzę miłości.
~bella0201
Moje 1 opowiadanie, w zasadzie to będzie bardziej książka. Mam nadzieje, że sie spodoba