Przyszedłem tu, bo się zgubiłem…
I nawet zdążyłem sobie wymówić, że wyłącznie z tego powodu tu stoję,
Nie wspominałem wcześniej, ale pochodzę z innego świata.
Bardziej z góry, ale jednocześnie z samego dołu. Położonego najbardziej wschodniego zachodu miejsca, jakie możecie sobie wyobrazić. Nie da się go opisać słowami, a bardziej poczuć. To powietrze po deszczu, dotyk gęstej mgły na skórze, ciepły promień słońca na twarzy i jedwabny piasek pod stopami. To szorstka kora brzozy pod palcami i śpiew ptaków z samego rana.
Pamiętam, że kiedyś nie mialem ciała…
Byłem jak eter…
Unosiłem się nad ziemią lekki, jak puch dmuchawca,
Przynosiłem najradośniejszy smutek tam, gdzie go potrzebowano
I najsmutniejszą radość tam, gdzie nigdy jej nie szukano
Nigdy nie myślałem, że utknę właśnie tutaj
W tym ociężałym ciele
W tym obcym świecie
Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tych szarości, będące tak odmienne od moich rodzimych
Kiedyś marzyłem, by żyć…
Teraz marzę, by umrzeć…