pisanie to niekończący się rollercoaster.
jednego dnia uważasz swoją historię za super,
następnego dnia uważasz ją za średnią lub słabą.
w ciągu dziesięciu minut piszesz jak oszalały,
by przez kolejną godzinę wpatrywać się pusto w ekran.
raz masz masę różnych pomysłów, a raz nie wiesz jakie cechy nadać swojemu bohaterowi.
marnujesz swój czas na oglądanie śmiesznych kotków,
by potem być złym, że nie ma się czasu pisać.
a potem zastanawiasz się, czy uda ci się w końcu skończyć chociażby pierwszy draft, czy zdążysz się zestarzeć nim cokolwiek sensownego napiszesz.
takie moje luźne spostrzeżenia, bo jestem maruda i muszę pomarudzić :*