Moi Drodzy,
Osoba z mojego bliskiego otoczenia, po godzinnej ze mną dyspucie na ten temat twierdzi, że przesadziłam z tym ‘ewidentnym plagiatem’ i, że książka o której Wam wczoraj mówiłam, to co najwyżej ociera się o plagiat. Przyznaję też, nie czytałam jej wnikliwie całej, wymiękłam w momencie jak ten jej gościu myślał o tym jakby przeleciał główną bohaterkę na stole w swojej firmie... :|
Powtarzam, Stringi napisałam RAZ parę lat temu, ale czytałam je z MILION razy. Sukcesywnie, nieustannie je w kółko czytam i poprawiam, sugerując się też Waszymi trafnymi opiniami. Wszystko przemyślałam w tej książce, każdy aspekt, żeby Was wciągnęła i przede wszystkim sprawiła Wam przyjemność.
Nie może być tak, że ktoś sobie widzi już finalny efekt mojej pracy i myśli sobie: „Aha, to się podoba, to ja trochę sobie tu pozmieniam i też zbiorę duże grono czytelników”. To nie fair!!! Mówiąc prosto, grilluję ten temat od kilku lat. Dzięki temu znam swój twór na tyle, że mogłabym Wam ją dosłownie recytować z pamięci. Dlatego bardzo szybko jestem w stanie zauważyć czytając cudzą pracę, że coś tam za bardzo mi brzmi znajomo. Ok, nie jest to bezczelne kopiowanie, laska tam jest pracownikiem firmy a nie szefową a główny bohater to jakiś chyba dziedzic, który pojawia się w firmie po dłuższej nieobecności. Firma zajmuję się inną branżą, mieści się w innym mieście i tak dalej. Spotykają się nagle i wiadomo, reszty możecie się sami domyślić.
To co piszę, sposób w jaki moi bohaterowie ze sobą choćby rozmawiają, żartują to jestem cała ja! Ja! na co dzień w realu. Ja tak gadam i tak myślę. Jestem techniczna i prawdopodobnie nawet z tego tytułu powinna zaprzestać w ogóle pisania :] Ale mimo wszystko to robię, bo sprawia mi to ogromną radość. A jeszcze większą, (przyznaję ego też mi rośnie), że to doceniacie swoimi wspaniałymi słowami i ogromnym wsparciem. Za co bardzooo Wam dziękuję!!!