cz.2
W domu, jest dziatek. Dziatek mówi:
- To jest rewolta komunistyczna! To przewrót lewacki, stfu! To są lewaccy komuniści!!!!!111!1111! My się nie damy!!!111!!!
A ja siorbię kawę z chińskiej porcelany i słucham dalej, bo oto dzwoni telefon. Bapcia daje na głośnik i nie zgadniecie. To kolejny członek organizacji „Koronawirus nie istnieje”! Konkretnie jeden klon z armii klonów małgosiowych, które to klon są absolutnie antyszczepionkowe, antykoronawirusowe, antyaborcyjne, antykonstruktywnokrytyczne etc. etc.
Rozmowa sprowadza się do: „YYYYYY MASECZKI!!!” i „NIE DAM SIĘ REŻIMOWI!!!” (chodzi o reżim sanitarny, chyba, bo chcieli jechać na jakiś protest, zaraz po tym, jak objechali „dzieło szatana” jakim jest „najazd” na Domy Pańskie i skomentowanie sytuacji słowami „Teraz to tylko wziąć trzy butelki wina i iść spać”, przy czym zakupy po drodze nagle nabrały sensu). Bapcia oznajmiła też, że „Nie będą się z koniem kopać”, ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi, ja się kiedyś z koniem kopałam i to właściwie kilka razy, było bardzo miło, wszystkich to strasznie bawiło, no poza betonem, bo trochę go pokopałyśmy w sumie, ale dobrze wspominam. Trochę to przypomina grę w łapki, ale najwyraźniej nie wszyscy to lubią ): a szkoda, bo świat byłby o wiele lepszym miejscem, jakbyśmy problemy rozwiązywali grą w łapki.
W każdym razie, dowiedziałam się w międzyczasie, że grypy zawsze były (w co nie wątpię, bo co roku mam ją kilka razy, ale ok.) i to jest wirus strachu, i że moi dziadkowie lubią wirusiki, tylko wirusa strachu nie lubią i aż mi się typa trochę szkoda zrobiło.
Potem, wyprowadzono mnie do lasu, gdzie monolog sprowadzał się do mówienia, że jestem rozsądną dziewczynką (pranie mózgu?) i całe szczęście, okazało się, że nie idę na egzekucję, bo odkryto moją prawdziwą tożsamość, którą kiedyś nieopatrznie ujawniłam, ale najwyraźniej szanowanie innych ludzi zostało uznane za fazę w rozwoju, którą niestety każdy musi przejść, no duh. W końcu, spotkałam tego leśniczego.