Obiecany spojler nadchodzącego rozdziału:
"— Napisałem… — zająknąłem się, nie będąc pewnym, czy chce to powiedzieć. Po chwili machnąłem ręką. — Napisałem do ciebie list, kiedy byłem pewien, że tym razem idę już na pewną śmierć. Że mama to wszystko zakończy. Nie dałem ci go. Nie poprosiłem nawet Hermiony, by w razie mojej śmierci ci go przekazała. Uznałem, że przemilczę. Że odpuszczę. Bo przecież chciałeś dobrze, bo przecież zawsze chciałeś dla mnie dobrze. Czy na pewno?
Nawet jeśli przeginałem, jeszcze tego nie czułem.
— Tak bardzo pana… podziwiałem. Podziwiam nadal. Czułem, że mam u pana takie… taką przestrzeń na bezpieczeństwo. Na spokój. Na bycie tym dzieckiem, którym nigdy nie mogłem być. Jak bardzo się pomyliłem. Jak bardzo to było tylko grą dla dobra ogółu.
— Harry… — wykrztusił w końcu Dumbledore. Brzmiał jakby był o włos od rozpłakania się. — To nigdy nie…
— Nie uwierzę — przerwałem mu. — Może później już rzeczywiście się pan mną przejął, ale od początku miał pan na mnie konkretny plan. To pan zdecydował, że mam dorastać u mugoli. U siostry swojej matki i jej męża, który gdyby tylko mógł, oddałby mnie do pierwszego z brzegu przytułku. To pan zadecydował o moim losie. Nie obchodzi mnie, że chroniła mnie wtedy krew mojej matki, czy cokolwiek pan wtedy mętnie tłumaczył. Voldemorta wtedy nie było. Kiedy byłem dzieckiem, mogłem być bezpieczny gdziekolwiek. Gdziekolwiek indziej. Nawet pan mógł mi zapewnić tę ochronę. A nawet jeśli już musiałem się męczyć u Dursleyów, to dlaczego nie mógł pan nawiązać ze mną kontaktu? Narzucić ciotce i wujowi, że mogę dorastać świadomy tego kim jestem i kim byli moi rodzice? Dlaczego zostawił mnie pan na pastwę losu na dziesięć długich lat? Dlaczego pan poczekał i liczył na to, że list ze szkoły, który był dla mnie jedną wielką zagadką, nakreśli mi moją sytuację?"