Hej...
Miałam wrócić w moje urodziny wraz z one-shotem, ale .... Nie wyjdzie mi to.
Dziś odszedł mój najdroższy przyjaciel i po prostu odkładam to. Nie chcę. Czytać będę dalej bo nic innego do roboty nie będę miała, ale chcę żebyś ty- osobo która to czyta dowiedziała się, że mój pies odszedł, a mi nie było dane się z nim pożegnać. Po prostu.
(Teraz będę trochę opowiadać więc jeżeli nie chcesz to nie czytaj)
Em. Azur z jakiś miesiąc temu zaczął się dziwnie zachowywać. Miesiąc. Co ja gadam. Od marca coś się zaczęło dziać. 11 listopada zaczął dziwnie się poruszać. Kulał. 12 listopada pojechałam do weterynarza z moją mamą. Leżał sobie w bagażniku, oczywiście miał dostęp do tlenu. 13 listopada dowiedziałam się że ma guza na 3/4 płuca. lekarz powiedział nam że ma sobie leżeć w domu w ciepłym i mam się zachowywać był po prostu człowiekiem, że jak masz brat czy siostra. 16 listopada nie musisz sam siedzieć musiał cały czas leżeć aż do dzisiaj. Dzisiaj moja mama rano obudziła mnie i zawoła bym pomogła jej bo nie chciał pić ani jeść więc zrobiłam to ja nakarmiła go i dałam pić. cały dzień moja mama chodziła poddenerwowana i czekała na telefon od weterynarza. O 18:00 dostaliśmy telefon że już jedzie weterynarz (była to pani, nie widziałam jej w ogóle). O godzinie 19:40 moja mama przyszła na górę aby wstawić pralkę. Nie odzywała się była bardzo cicho. Podeszłam do łazienki No i weszłam do pomieszczenia i powiedziała że odszedł. Potem jak już się trochę uspokoiłam z płaczem, powiedziała mi że mój pies miał raka płuc, dzisiaj odleżyny zaczęły krwawić, posiadał również białaczkę i żółtaczkę. Nie przeżył by do poniedziałku, więc bez słowa wyjaśnienia wyprosiła moich rodziców z pokoju z pokoju w którym był mój pies i... zrobiła to co wszyscy wiedzą.