Siedemnastoletni Mike Gray, co roku wyjeżdża ze swoją rodziną do Jacksonville. Zmęczony rutyną, podchodzi pesymistycznie do zbliżającego się wielkimi krokami wakacyjnego wyjazdu. Jego trudny do zrozumienia charakter zostaje wystawiony na próbę, gdy na dotychczas opustoszałej plaży, zjawia się nieproszony gość.
,, - Bonjour Puis-je savoir qui vous êtes?- zacząłem swoim łamanym francuskim, próbując nie patrzeć w jego, przypominające kolorem niebo, oczy. Chłopak roześmiał się głośno, mocniej łapiąc za czarną smycz swojego rasowego psa.
- Umiem angielski, spokojnie. Jednak muszę pochwalić twój śliczny akcent - powiedział, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. Zignorowałem tą sarkastyczną - według mnie, pochwałę, ponieważ wiedziałem, że mój francuski nie nadaje się do niczego. - Jak masz na imię? - zapytał, jak gdyby nigdy nic. Zignorowałem jego wyciągniętą w moją stronę dłoń i wyminąłem go szerokim łukiem, podczas, gdy moje serce biło dziwnie szybko. “
Co sprawiło, że jego życie z dnia na dzień, obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni? Dlaczego akurat te czternaście dni, tak bardzo zapadły mu w pamięć?
wakacyjny romans, pisany w formie dziennika/pamiętnika,
czy ktoś stąd by to czytał? jeszcze nie wiem na którym profilu bym to opublikowała, ale to już tylko kwestia czasu, aż ukaże się pierwszy rozdział
-naresu