Czuliście się kiedyś tak bardzo samotni, że nawet będąc w towarzystwie wasza samotność pożerała was od środka? Ta bardzo że was przygniata? Że ciągle czujecie jej ucisk na płucach? Że nie możecie spać w nocy tylko piszecie do obcych ludzi bo potrzebujecie towarzystwa, żeby się przypadkiem nie zajebać?