Może część z was już o tym słyszała, ale wczoraj wyszedł finałowy odcinek piętnastego sezonu Supernatural, zamykający jednocześnie cały serial i tym samym piętnaście lat telewizji.
Moja przygoda z Supernatural jeszcze się nie kończy, gdyż jestem dopiero na trzynastym sezonie. Jednak świadomość, że podróż Sama i Dean dobiega końca (oraz jak ten koniec właściwie wygląda, gdyż nie mogłam odmówić sobie spoilerów) mocno mną poruszyła.
Wczoraj zamknięto kilkanaście lat opowieści o dwóch braciach, pozostających wiernym sobie nawzajem niezależnie od tego, co spotkają na swojej drodze. Opowieści o przeznaczeniu i wolnej woli. Opowieści o rodzinie, zwłaszcza takiej, która nie jest związana ze sobą krwią. A to wszystko zostało jeszcze okraszone absurdalnym poczuciem humoru, idealnie wpasowującym się w moje gusta.
Nie jest to serial idealny, ale bez wątpienia można nazwać go dobrym. Gdyby nie on, Czarne pióra (czyli nadchodzące ff z Haikyuu, którego zapowiedź pewnie pojawi się jakoś w weekend) nigdy by nie powstało, podobnie jak parę innych rzeczy w moim życiu.
Więc jeśli macie trochę czasu do zagospodarowania, obejrzycie sobie choćby pierwszy odcinek.
Carry on!