Niesamowicie ciężka była dla mnie zmiana szkoły moich przyjaciół. Emily i James towarzyszyli mi od pierwszego dnia w Hogwardzie, gdy przydzielono nas do tego samego domu. Oczywiście, że będziemy utrzymywać kontakt i nie martwię się o nich. Ale czuję, jak mój wewnętrzny niepokój daje o sobie we znaki. Czy na piątym roku nauki nagle znajdę nowych przyjaciół? Czy będę przez następne lata siedziała sama w szkolnej ławce?
Z rozmyślań wyrwały mnie znajome głosy. Fred i George. Bez żadnych wątpliwości. Tych rudzielców nie da się nie zauważyć. Poprawiłam koc leżący na swoich kolanach i złapałam za książkę, którą miałam zamiar skończyć jeszcze przed śniadaniem.
- Elizabeth! - George zwrócił się w moją stronę. - Co tu robisz o tej porze? Nie za wcześnie na naukę? Gdzie twoi kumple? - zapytał widocznie zdziwiony moją obecnością.
- Emily i James wczoraj opuścili Hogwart. A ja właściwie nie czytam podręcznika. To zwykła książka, prezent od mojej mamy.
- Faktycznie. Percy coś mówił, że dwie osoby zmieniają szkołę. No cóż, ich strata. - Odparł Fred wzruszając ramionami i dosiadając się do mnie.
Zadziwił mnie obrót wydarzeń. Bliźniacy zawsze byli przyjaźnie nastawieni do innych Gryfonów, a co więcej, zazwyczaj nie mieli problemów z nawiązywaniem kontaktów. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że się kolegowaliśmy. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań w pokoju wspólnym, ale były to raczej rozmówki grzecznościowe. Mimo, iż byliśmy na tym samym roku i z tego samego domu, to nasze drogi raczej się rozmijały.
- Właściwie... a co wy robicie tutaj przed śniadaniem?
- Przysliśmy podmienić kilka zwykłych miętówek na te małe cudeńka. - George wyciągnął z kieszeni kilka cukierków i przysunął je w moją stronę tak, abym mogła je dokładnie obejrzeć.
- Ale, ale... - wtrącił Fred - Nie widziałaś nas tutaj i nie wiesz kto je podrzucił.
- Przecież zawsze wiadomo, że wszelkie kawały są waszą sprawką. A już szczególnie w tym pokoju.
- A ty skąd o tym wiesz Elizabeth? Przecież nie jesteśmy jakoś szczególnie blisko? - Fred obleciał mnie wzrokiem na komentarz i zapytał podnosząc jedną brew.
- Tak już po prostu jest.
- Fred... - zaczął George - nasza sława nas wyprzedza.
Bliźniacy wstali z kanapy, ukłonili mi się w teatralny sposób i odeszli w stronę swojego pokoju.
***
Na śniadanie szłam czując się trochę samotna. Moim jedynym pomysłem na niespożywanie posiłku w samotności było usadowienie się obok Hermiony Granger. Była zawsze miła i miałam pewność, że nawet jeśli zdziwi ją to, że siadłam obok niej, to ze szczerym uśmiechem nie odmówi mi wspólnego śniadania.
I tak też się stało. Zapytałam Hermiony czy mogę się przysiąść. Zgodziła się bez wachania.
Gdy zabierałam się do nalania sobie herbaty, na przeciwko nas usiadł George i Fred, którzy właśnie przyszli.
- O! A Ty od kiedy siadasz razem z nami? - Zapytał Fred widocznie zdziwiony.
- Fred! Nie wolno zadawać takich pytań! To wybitnie nie grzeczne! - Hermiona szybko skarciła wzrokiem rudzielca.
- Właściwie... - zaczęłam - nie chciałam siedzieć sama. Dzisiaj jest pierwszy dzień bez moich przyjaciół. Nie chce z siebie robić ofiary, po prostu lubię towarzystwo. I Was lubię, chociaż aż tak dobrze się nie znamy. - Uśmiechnęłam się, chociaż dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę z tego, jak żałośnie brzmią.
- Czyli szukasz kolegów! Trzeba było mówić! Bardzo dobrze się składa! Potrzebujemy nowej osoby do testowania naszych cukierków! - zaśmiał się George.
- Elizabeth nie będzie niczego testować! - zaczęła Hermiona.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny, po czym dodałam, że jeśli cukierki będą smaczne, mogę się zastanowić nad propozycją, o ile skutki uboczne nie będą za bardzo uciążliwe.
Przy śniadaniu dołączyli się także do nas Harry, Ron oraz Nevill. Rozmawialiśmy o tym, jak zaprzyjaźniłam się z Emily i Jamesem. Każdy z Gryfonow, słuchał mnie z zaciekawieniem. Ciężko mi nazwać to, co czułam, ale ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Było miło wiedzieć, że chętnie spędzą ze mną trochę czasu i nie patrzą się na mnie dziwnie dlatego, że (tak naprawdę ni z tego ni z owego) postanowiłam dosiąść się do nich. Myślę, że w Slytherinie mogłabym nie otrzymać takiego wsparcia.
- Słuchajcie, przepraszam, że jestem taka bezpośrednia. Nie chce się Wam narzucać, dlatego tym bardziej się cieszę, że ciepło mnie przyjeliście, przynajmniej na śniadaniu. Nie chciałabym do końca swojej nauki spędzać całe dnie samej...
Ciagle czułam, że to co chce powiedzieć nie brzmi tak, jakbym tego chciała. Czasami naprawdę zazdrościłam Krukonom, że ubieranie swoich myśli w słowa przychodziło im z taką płynnością.
- Elizabeth, rozumiem Cię. - zaczęła Granger - Jesteś z Gryffindoru, więc odważnie mówisz, że chciałabyś się zakolegować.
- Tak, ale to nie tak, że szukam kogo kolwiek na siłę... Zawsze uważałam, że Wasza przyjaźń między sobą jest taka czysta i szczera. Poza tym jestem tu już pięć lat, zawsze wydawaliście mi się bardzo mili i sympatyczni....
- Dobra Beth. Mogę tak? Mogę mówić Ci Beth? Ja chętnie się Tobą zajmę, kruszynko. - George nachylił się nad stołem w moją stronę. - Co nie Fred? Zajmiemy się naszą nową koleżanką.
- Nie widzę innej możliwości George. - powiedział bliźniak i mrugnął w moją stronę.
Uśmiechnęłam się do rudzielców i wstałam od stołu.
- Przed zajęciami chcę jeszcze skoczyć do pokoju po notatki, więc już Was zostawiam. Będziecie mieli czas na obgadanie mnie. - zaśmiałam się i zarzuciłam torbę na ramię.
- Widzimy się na eliksirach Beth. Zajmiemy Ci miejsce. - odpowiedział George.
Cała grupa wróciła do kończenia śniadania. Odchodząc zauważyłam jeszcze wzrok bliźniaków na swojej osobie. Nic dziwnego, sama patrzyłbym na siebie zastanawiając się, co ta dziewczyna ma w głowie.
Witam czytelników!
Mam nadzieję, że z przyjemnością będzie Wam się czytać owe fanfiction :)Pierwsza część napisana jest w narracji pierwszoosobowej. Kolejne będą już narracją trzecioosobową.
CZYTASZ
Elizabeth | Fred Weasley
FanfictionElizabeth nie czuje, aby była kimś więcej niż całkowicie przeciętnym uczniem na Hogwarcie, dopóki na piątym roku nie zaprzyjaźnia się z Fredem i Georgem. ,, - Dobra Beth. Mogę tak? Mogę mówić Ci Beth? Ja chętnie się Tobą zajmę, kruszynko. - George n...