Rozdział 2

6 1 0
                                    

Młody Robinson wkroczył do posiadłości z niemrawą miną, czemu nie można się raczej dziwić. Wiedział, że czeka go starcie z rodziną, która najchętniej zabiłaby się wzajemnie spojrzeniem. Wierzyli w to, że wśród nich jest zdrajca, choć każdy podejrzewał kogoś innego, a nawet niektórzy podejrzewali samego Nicholasa, który przecież nie był tak dokładnie wtajemniczony w interesy z powodu młodego wieku, jak i reszta jego kuzynostwa, która była w wieku nastoletnim. Zdjął swój beżowy płaszcz, wieszając go na stalowym wieszaku, kolejno zmieniając obuwie na nieco bardziej eleganckie i stosowne do okazji. W końcu, święta Bożego Narodzenia nie są codziennie, co wiąże się z tym, że Robinsonowie niecodziennie mają okazję podyskutować o interesach w tak szerokim gronie. Będąc w odpowiednim odzieniu, chłopak otrzepał swój czarny garnitur, szybko przeglądając się w lustrze, a następnie pokierował się do jadalni, z której dochodził szum rozmów.

— Dobry wieczór. — kiwnął głową na powitanie, kłaniając się szybko. Niektórzy tylko zmierzyli go spojrzeniem, a niektórzy odpowiedzieli tym samym znakiem. Zapiął guzik od smokingu, zajmując swoje miejsce.

Sunął wzrokiem po wszystkich zebranych, dokładnie przyglądając się temu, jak się dziś miewają. Stół był ogromny, a na nim nie brakowało rozmaitych potraw, uprzednio zamówionych z wykwintnych restauracji. Chłopakowi aż nie chciało się myśleć, jak wiele mogło to kosztować. Stół był (jak i większość wystroju) w kolorze głębokiej czerni, podobnie jak krzesła. Wszystkich miejsc było dwadzieścia, w tym ani jednego, którego byłoby wolne. Oni nie uznawali wigilijnej zasady, która mówiła o tym, aby jedno miejsce zostało wolne dla zbłąkanego wędrowca. Rodzice Nicka, jak i większość zebranych, wyśmialiby takowego, plując mu na do widzenia w twarz. Nie pałali empatią do dosłownie nikogo, poza pieniędzmi. Wtedy byli skłonni do wysilenia się na uśmiech.

Zaczynając od miejsca niemal najbardziej wyróżnionego, gdzie tuż na końcu długiego stołu znajdowało się podobne, siedziała głowa rodziny, ojciec naszego bohatera. Ubrany w czarny garnitur, z kamienną miną. Postawny mężczyzna, z brązowymi włosami, ulizanymi na żel. Oczy niemal czarnego koloru, które tylko dodawały mu tajemnicy. Mierzył wszystkich spojrzeniem, a przebiegłość to zdecydowanie jego drugie imię. Cały Tom Robinson. Po jego lewej stronie siedziała matka chłopaka, Rosemary Robinson z szarymi oczami, które Nicholas po niej odziedziczył. Jak wiadomo, krucze włosy ułożone w idealny kok dopełniały stylizację pełną srebra i z czarną suknią jako motywem głównym. Równie spokojna, popijała czerwone wino, zachowując pełną grację. Nick zawsze zdumiony był jej wyczuciem czasu, wiedziała zawsze, co powiedzieć i jak dogryźć, nie naruszając nienagannego uśmiechu. Tuż obok niej siedziała jedna z krewnych, kuzynka kobiety. Chloe Duvall, zwykle siedząca cicho i mierząca spojrzeniem innych. Blondynka z niebieskimi oczami, odziana w czarną, krótką i zwiewną sukienkę. Wszyscy byli ubrani w ten sam kolor, na znak, którym się charakteryzowali. Obok niej siedziała jej córka Valerie, którą Nicholas darzył wyjątkową sympatią i bardzo dobrze się dogadywali. Byli w podobnym wieku, a śliczna blondynka z zielonym spojrzeniem potrafiła mu zawrócić w głowie i można uznać, że coś do niej czuł. Nigdy nie przypomniała rodziców, a brązowowłosy wiedział dlaczego, kiedyś słysząc urywek rozmowy, z którego wynikało, że dziewczyna jest adoptowana. Ona także miała tę świadomość, więc pogodziła się z tym. Dlatego też mieli się ku sobie wyjątkowo mocno, wiedząc, że nie łączą ich więzły krwi. Kolejno siedział równie bogaty, co Robinsonowie mąż Chloe, Bénédicte. Starszy facet, z siwymi już włosami, odziany w równie elegancki strój. Plotkowano, że Chloe poślubiła go tylko i wyłącznie dla pieniędzy, ale na tym etapie to się kończyło. Na legendach, w których tkwiło ziarnko prawdy. Obok niego usadowiona była prababka Nicholasa, Marianne Robinson, kobieta, która pomimo sędziwego wieku i tak rządziła twardą ręką interesami, i nie wahała się podnieść ręki na nieprzyjaciela. Być może brzmi to śmiesznie, ale ta staruszka naprawdę nie należała do tych przyjaznych pań z podwórka. Ubrana w czarną niezwykle długą i na pozór prostą suknię, włosy miała spięte w niedbały kok, zrobiony na szybko. Jej uszy zdobiły 14-karatowe złote kolczyki, które kosztowały fortunę. Jej cechą rozpoznawczą było jednak działanie pod wpływem chwili i pośpiech, co często potęgowało zamiatanie trupów pod dywan. Dosłownie, ludzkich trupów. Kiedyś obok niej zasiadłby jej mąż, jednak już dziś go nie ma wśród nich i to nie z powodu starości, a z powodu śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach, z różnymi scenariuszami w zależności od człowieka i wydziału kryminalnego, ponieważ jego zgon pozostawał zagadką. Dziadków chłopak nie miał, babka i dziadek od strony matki zmarli z powodu choroby, a tych ze strony ojca najpewniej zamordowano. Kiedyś to właśnie Nicholas natknął się na ich zakrwawione zwłoki w domu staruszków z poderżniętymi gardłami. W tamtym momencie, dostał niemal paraliżu i drżącą ręką zadzwonił do ojca, a ich śmierć nigdy oficjalnie nie ujrzała światła dziennego. Są tematem tabu, którego nikt nie porusza, bo sprawa jest świeża, zaledwie sprzed roku, a z tak dużą stratą nie jest łatwo się pozbierać. Dlatego też koło niej siedział dalszy wuj Nicholasa od strony Marianne, Thore Rasmussen, który tak samo jak staruszka miał norweskie korzenie. Liczący prawie 50 lat, blondyn z jasną karnacją właśnie poprawił i tak idealny już krawat z muchą. Poprawił go i podciągnął, zachowując swoją wyższość. On był jednym z tych, którzy liczyli tylko na siebie i nikogo więcej. Na każdym kroku chwalił się wiedzą i był najpewniejszym facetem, jaki chodził po Ziemi. Bezwzględny i samotny. Dalej siedziała piękna młoda dama, za którą uganiało się wielu, a Nick również miał z nią dobry kontakt. Przyjaźnił się tylko z kuzynami, bo przed nimi nie musiał ukrywać tego, czym zajmuje się rodzina. Wśród znajomych (choć takowych i tak nie miał) konieczna byłaby maska i łganie na każdym kroku. Tego wolał unikać, a mimo tego, że Nicholas nie był brzydkim młodzieńcem, to i tak każda dziewczyna trzymała go na dystans i oprócz jednej miłostki w życiu, nigdy nie doświadczył rozkoszy tego uczucia, jakim jest stan zakochania i miłość. Chociaż teraz, przy Valerie, czuł, że jest właśnie w tym błogim stanie. Wracając, ta piękna istota nazywała się Vivianne Cruise, nosiła tę same nazwisko, co matka Nicholasa, gdy była jeszcze panną. Krucze włosy, co było klasykiem w genach u kobiet tego rodu. Chloe, a również jej córka były wyjątkiem od tej reguły, choć nie można im było odjąć tego, że były zniewalające. Vivianne miała idealne ciało, co podkreśliła średniej długości kreacją w klasycznym kolorze. Była opięta, w kształcie syrenki, a włosy sięgające do łopatek pozostawiła rozpuszczone. Niejednokrotnie Nick słyszał, jak pytano jej się, co robi, że są tak aksamitnie miękkie i zawsze rozbawiało go to do łez. Nie rozumiał tego, w końcu włosy to tylko włosy, ale był facetem. Nie ma co się dziwić. Jej szaro-błękitne oczy przeszywały inne osoby, a sama w sobie była niezwykle cwana i inteligenta. Mnóstwo chłopców się za nią uganiało, jednak tę 6 przyjaciół niezwykle to bawiło, gdyż dziewczyna była homoseksualna, a do tego już dawno zajęta. Obok niej siedział Hunter Cruise, brat dziewczyny, który pomimo swojej impulsywności i długiego języka, był świetnym przyjacielem. Mówiąc o tym, że mieli swoją małą ekipę, nie mam na myśli, że w 100% sobie ufali, jednak i tak byli dla siebie sposobem na wyznania i odreagowanie wielu spraw. Chłopak miał lekko przydługie czarne włosy i szare tęczówki, a jego prosty garnitur i tak podkreślał smukłą sylwetkę. Koło niego dało się wyróżnić jednego z ważniejszych członków interesów, Michaela Robinsona. Mężczyzna w wieku około czterdziestu paru lat, nigdy nie okazywał żadnych emocji, prócz nienawiści w oczach. Był bezlitosny dla nieprzyjaciół, każdy wiedział więc, że lepiej nie zachodzić mu za skórę. Brązowe włosy, szare oczy i dłuższy zarost chwilami dodawały mu grozy. Ironią losu został obdarzony lokowaną fryzurą, co mogłoby i dodawać mu przyjemnego wyrazu, gdyby nie to, jak prezentował się w całości, a spojrzenie przeszywał chłód. Drogi garnitur od Armaniego dopełniał równie kosztowny zegarek, bo przecież mógł sobie pozwolić na takie przyjemności. Michael mimo utraty żony, miał jeszcze córkę, która chętnie dążyła jego śladem, a bezwzględność odziedziczyła po ojcu. Ogniste fale zdobiły jej niebiańską twarz i niebieskie oczy, co nadawało jej anielskiego wyglądu, choć w środku kryła się istna następczyni szatana. Mała-czarna idealnie opinała jej sylwetkę, a dwudziestolatka snuła zaciekawionym wzorkiem po wnętrzu. Również zaliczała się do grona najbliższych osób dla Nicholasa, choć akurat nie bywała z nimi tak często, jak reszta, chętniej udając się w samotności na imprezy w odległym mieście, aby się zabawić. W każdym znaczeniu. Mimo wszystko, gdzieś w środku zależało jej na przyjaciołach, więc wskoczyłaby za nimi w ogień. Była wierna, odważna i lojalna własnym zasadom, także i nie wahałaby się wyciągnąć ręki do tego, który byłby w potrzebie. Jeśli nie zalazłby jej za skórę lub nie miałaby uprzedzeń do tego człowieka. Ariana była ciekawa, interesująca, jednak zbyt zagadkowa, aby ją rozgryźć. Postawiona przed najwybitniejszymi organami ścigania, prędzej dałaby się pociąć, niżeli wyjawić rodzinne sekrety. Nie wierzyła w miłość, choć często próbowała jej posmakować. Dalej siedział Klaus Mike Anderson, kolejny z rodziny ojca Nicholasa. To jednak samotnik w wieku trzydziestu lat, oficjalnie nie mówiący o tym, czy kogoś ma, choć przypuszczenia były różne. Krył tajemnicę, jak każdy, a Nickowi kiedyś o uszy odbiło się kilka słów, które mogły dać do myślenia. Osobiście? Chłopak jako zdrajcę obstawiałby jego, choć miał nadzieję, że plotki o krecie są tylko pogłoskami znudzonych przechodniów. Charakterystyczne brązowe włosy dla Robinsonów, również posiadał i on, a jedynie niebieskie oczy wyróżniały go na tle pozostałych. Ostre rysy twarzy i krótki zarost czyniły go atrakcyjnym, choć akurat bohater mógł tylko domyślać się, czy faktycznie taki jest. W końcu, trochę dziwnie byłoby mu oceniać innego faceta, skoro jest heteroseksualny. To zbyt mocno wykroczyłoby poza jego strefę komfortu. Odziany był w na pozór zwykły garnitur, podkreślający proporcjonalną sylwetkę. Obok usadowiony był znajomy Klausa, Bruce Charles. Był o pięć lat młodszy, również od strony ojca chłopaka. Tak właściwie, to byli nieco dalszymi kuzynami, szybko znajdującymi wspólny język. Nie wiadomo, co się do tego przyczyniło, może podobne poglądy albo i to, że były odmienne. Nie mieli większych problemów z rozmową, jednak dystans był codziennością. Reasumując, tak naprawdę nikt prócz Nicholasa, Valerie, Vivianne, Huntera, Ariany oraz Boba, nie miał większych skrupułów do poderżnięcia sobie gardeł nawzajem. Ci zresztą też byliby do tego zdolni, gdyby nie chodziło o kogoś z tej szóstki. Nawet rodzice traktowali ich z dystansem, nie inaczej niż pozostałych, bez dobrego ciepła. Bruce miał platynowe włosy, szare oczy i przenikliwy uśmiech, a umięśnioną sylwetkę odział w kontrowersyjny garnitur z licznymi zdobieniami ze srebra. Bob Marley był kolejnym, a jednocześnie ostatnim z tej paczki znajomych. Blondyn z brązowymi oczami był obiektem westchnień wielu dam z liceum, choć gdzieś tam w środku żywił uczucia do tej, która najmniej się nim przejmowała. Jak w kiepskiej komedii romantycznej, ale to były realia. Niespełniona miłość chłopaka z tajemnicami, była klasową kujonką, która zwykle nie odzywała się zbyt wiele. Cechował go niewyjaśniony pozytywizm, chęć do życia, pocieszność i to on był tym, który zawsze dodawał im skrzydeł, choć gdy wymagała tego sytuacja, potrafił być nieugięty i zimny. Dzisiejszego wieczoru postawił na krojony na miarę frak, w całości czarny, bez zbędnych poprawek. Na jego stopach gościły ulubione pantofle, które rzekomo dodawały mu pewności siebie, choć i tak chwilami jego ego było zbyt rozbujane. Kolejny to Alex Monroe, krewny z rodziny od strony matki, dokładniej bliski wujek. Wdowiec zbliżający się do sześćdziesiątki, doskonale wyszkolony, jak każdy obecny, samotnie wychował syna, a mimo oschłości, to i tak okazywał mu najwięcej uczuć ze wszystkich, czego Nick szczerze czasem zazdrościł. Siwawy staruszek miał dokładnie ułożone włosy, a na jego twarzy dało się zauważyć małe zmarszczki po czasach, gdy jeszcze ciągle się uśmiechał. Teraz było to jedynie wspomnieniem. Ubrany w szykowny i klasyczny garnitur z czarnymi wstawkami, właśnie dopijał wytrwane wino po wzniesieniu toastu za interesy. Szatyn uśmiechnął się delikatnie, szybko jednak poprawiając wyraz twarzy. Obok niego siedział syn faceta, Patrick w wieku trzydziestu czterech lat. Dzisiejszego dnia postawił na zwyklejszy, jednak dokładnie wyprostowany garnitur z czarną muchą, a nogi zdobiły czarne buty sportowe. Był niegdyś generałem, jednak poznając brudne sekrety wojska, szybko wykorzystał je do planów rodziny, a sam zwolnił się ze służby. Był przebiegły, bezwzględny, jak każdy tutaj i rzecz jasna szalenie inteligentny. Odziedziczył niewyjaśniony kolor włosów po matce, więc praktycznie w każdym świetle wydawały się inne, choć przeważnie podchodziły pod ciemny blond. Oczy były miodowe i z pewnością to właśnie urzekło jego narzeczoną, Brittany, która dopiero od niedawna była wtajemniczona w historię rzezi Robinsonów. Mężczyzna ucałował jej dłoń, na co ta posłała mu pewny uśmiech, tak dziwny, że aż Nicholasowi zechciało się wymiotować. Nie przepadał za nią, ale nie miał wpływu na wybory kuzyna. Wiedział, że kobieta go kocha, więc ignorował to, jak jej pewność siebie jest nie do zniesienia. Czarnymi oczami patrzyła na wszystkich z pogardą, co chwila poprawiając ciemne włosy i prostując wyzywającą sukienkę. Plotki o jej zdradach były codziennością, jednak nikt nie brał tego na poważnie, bynajmniej przy niej. Jednak gdy znikała na niewyjaśniony okres, każdy miał swoje podejrzenia o tym, że być może nawet jest kretem. Nicholas też tak uważał, choć nie mając dogłębniejszych poszlak, tłumaczył to jego niechęcią do jej osoby. Pogrzebała coś w drogiej torebce, następnie wracając spojrzeniem do towarzystwa. Żyła w prestiżu, a prestiż żył w niej. Cała filozofia jej istnienia. Obok Brittany siedziała Amanda Robinson, jednym słowem najbliższa ciotka Nicholasa i bratowa jego ojca. Potrafiła rządzić twardą ręką i być zimną suką bez serca. Liczyły się dla niej pieniądze i tylko one, czyli jednym słowem idealna szefowa dla interesów Robinsonów. Zielonooka o jasno brązowych włosach, z pełnymi ustami i perfekcyjnym nosem. Zapewne zrobionym, ale nikt wolał o to nie pytać, bojąc się dostać kulki w głowę. Brzmi to absurdalnie, ale naprawdę byłaby zdolna to zrobić za głupie pytanie, gdyby miała zły humor. Inni nazwaliby to chorobą, a inni powiedzieliby, że jej charakter godny podziwu. Zwał, jak zwał, ale Nickowi czasem naprawdę zdarzało się być pod wrażeniem braku drżenia rąk, kamiennym wyrazie twarzy i braku odruchów wymiotnych po zobaczeniu masakry. Jednym słowem, chwilami był pełny podziwu, jaka jego ciotka potrafi być. Postawiła na bogato zdobioną sukmanę wraz ze srebrną biżuterią i szmaragdowymi kolczykami. Szpilki tylko chwilami były widoczne, lecz na pierwszy rzut oka widać było to, jak trudne do zdobycia musiały być. Po prawicy Toma Robinsona zasiadł jego brat, mąż Amandy i jedna z większych szych w rodzinnym interesie. Można uznać, że tuż po Tomie i Rosemary, Brad był niemal szefem, a zaraz za nim jego wybranka. Wysoki brunet z szarymi oczami, odziany w czarny, jak każdy obecny, frak. Drogi zegarek zdobił jego dłoń, a także inna biżuteria, jak pierścienie czy łańcuszek. Wszystko srebrne, jego ulubione. Niby tańsze od złota, a jednocześnie droższe w realu. Nawet Nicholas kilka razy był świadkiem brutalnego mordu dokonanego przez Brada. Miał ogromny refleks, wyczucie czasu i nikt nie był w stanie uprzedzić jego ruchu. Gdy nawet wydawało się, że jego działania są już jasne, zaskakiwał ruchem, na który żaden człowiek nie byłby przygotowany. Był maszyną do zabijania, co oznaczało, że jest idealny do brudnych zagrywek tej rodziny.

Cała dwudziestka pogrążyła się w rozmowie, popijaniu wina i planowaniu przyszłych ruchów, które pomogą im w kolejnych planach cichych morderstw, kradzieży, a przede wszystkim, zachowywaniu pozorów rodu, jak z obrazka.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 26, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The Bloody Taste of ChristmasWhere stories live. Discover now