Rozdział trzeci

6.3K 836 164
                                    

To ostatni rozdział w naszym maratonie, ale don't worry, guys! Planuję dla Was kolejny na Nowy Rok: od 31 grudnia do 3 stycznia będą ukazywały się rozdziały 4-7 :)

____________________________

Asystentka Wayne'a Harringtona próbuje mnie powstrzymać, gdy z rozpędu wparowuję do jego gabinetu, ale nie ma ze mną najmniejszych szans. Jestem gotowa rozwalić wszystko na swojej drodze, by dostać się do tego kłamliwego sukinsyna.

Nie zwracam nawet uwagi na to, że ma akurat spotkanie z jakimiś dwoma facetami, tylko od razu wchodzę do środka, wymachując trzymanym w ręce liścikiem. Wayne podnosi na mnie zmieszany wzrok i po prostu wpatruje się we mnie tępo niczym owca, gdy wyrzucam z siebie kolejne słowa.

– Bawi cię to?! Co to ma, kurwa, być, jakiś żart?!

Kiedy milknę, nie odzywa się ani słowem, tylko gestem wyprasza z gabinetu obu facetów, którzy zbierają się pospiesznie, wyraźnie nie chcąc przebywać blisko mnie. Mam to gdzieś. Pełne wściekłości spojrzenie mam utkwione jedynie w tym spokojnym, opanowanym palancie, który wskazuje mi krzesło naprzeciwko siebie przy długim stole konferencyjnym.

– Może usiądzie pani i wyjaśni, o co właściwie chodzi?

Ten ton momentalnie sprowadza mnie z powrotem na ziemię. Chociaż ręce mi się trzęsą i mam ochotę zrobić mu krzywdę, próbuję wziąć się w garść. Przez chwilę przyglądam mu się bez słowa, ale w końcu posłusznie opadam na wolne krzesło i podsuwam mu liścik.

W milczeniu przygląda mu się, po spogląda z powrotem na mnie i podnosi brwi.

– Bardzo wzruszające – mówi spokojnie, oddając mi liścik. – Co ja mam z tym wspólnego i dlaczego z tego powodu pani na mnie wrzeszczy?

Zaciskam dłonie w pięści, żeby nie krzyczeć z frustracji. Nawet nie drgnie mu powieka przy tych słowach; jeśli kłamie, to byłby najlepszym pieprzonym kłamcą w całym Nowym Jorku.

Ale jeśli nie on, to kto? Nikt inny poza Sarah nie wie, że Candice Bloom to ja. Wolę myśleć, że to on. To prostsze rozwiązanie niż dopuszczenie do siebie myśli, że ta informacja jakoś wyciekła. Że ktoś jeszcze wie.

Nie chcę o tym myśleć.

– Dostałam dzisiaj bukiet róż – zaczynam z ledwo tłumioną złością. Brwi Wayne'a podjeżdżają jeszcze wyżej na czole.

– Moje gratulacje – odpowiada cierpko, na co znowu mam ochotę go uderzyć. – Ponawiam jednak pytanie. Co ja mam z tym wspólnego?

– Nie znoszę róż – odpowiadam trochę bez sensu. Zaraz jednak biorę się w garść i dodaję: – Ale nie bez powodu dostałam właśnie je. Moja bohaterka ma na imię Rosa. A według liścika nadawcy nie podoba się zakończenie książki i mam je zmienić.

Wayne dla odmiany marszczy brwi i wyciąga rękę, ponownie sięgając po liścik. Nerwowo stukam palcami w blat i podryguję nogą, kiedy nad czymś myśli.

– Komu pokazała pani najnowszy tekst? – pyta w końcu. Przewracam oczami.

– Nikomu – odpowiadam stanowczo. – Właśnie w tym problem. Nikt z moich znajomych ani rodziny nie wie, że Candice Bloom to ja. Nikt nie miał prawa wysłać mi takich kwiatów na prywatny adres.

Wayne Harrington przygląda mi się z namysłem, a ja dochodzę do wniosku, że on też nie mógł tego zrobić. O ile nie wyszukiwał na mój temat jakichś informacji, to nie wie, że jestem właścicielką księgarni, a tym bardziej jaki jest jej adres. Gdyby to on wysłał róże, dostałabym je do mojego mieszkania.

Fikcyjna dziewczyna | JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz