Rozdział piąty

6.3K 828 240
                                    

Wszystkiego dobrego w nowym roku, kochani! <3 Oby był spokojniejszy od tego poprzedniego ;)

_________________________________________

Robert Moore, w przeciwieństwie do mnie, jest obrzydliwie punktualny.

Do restauracji, do której mnie zaprosił, spóźniam się tylko kwadrans, ale mam wrażenie, jakby to była wieczność. Oczywiście nie wyszłam z pracy o czasie i zeszło mi się zbyt długo, zanim byłam gotowa do wyjścia. W dodatku na moje nieszczęście restauracja, którą wybrał Robert, Michael's of Brooklyn, mieści się na drugim końcu dzielnicy, co oznacza, że metrem jechałam tam prawie godzinę. Gdy do niej w końcu docieram, nie czuję się ani w calu profesjonalna. Jestem rozczochrana, spocona i zdyszana, a w dodatku spóźniona, co nie świadczy o mnie dobrze.

Robert czeka na mnie przy barze, ożywia się jednak natychmiast, gdy mnie widzi, wstaje ze stołka i kiwa palcem na kelnera, żeby zaprowadził nas do naszego stolika. Sala jest spora i zatłoczona, czteroosobowe stoliki pozostają w znacznej większości pozajmowane. Nigdy wcześniej nie byłam w tej restauracji i nie miałam pewności, czy mój ubiór będzie odpowiedni, po czasie cieszę się jednak, że zrezygnowałam z moich zwyczajowych dżinsów na rzecz luźnej, szyfonowej bordowej sukienki i ulubionych botków. Mój makijaż objął jedynie tusz do rzęs i szminkę pasującą kolorem do sukienki.

– Pięknie wyglądasz – komplementuje mnie Robert, kiedy siadamy wreszcie przy stoliku. – Jeśli miałem poczekać ten kwadrans, żebym mógł następnie cały wieczór sycić wzrok twoim wyglądem, to było warto.

Mam ochotę się skrzywić, ale udaje mi się powstrzymać. Mam alergię na tanie komplementy, a te wyczuwam od Roberta na milę.

– Dziękuję – odpowiadam jednak i uśmiecham się oszczędnie. – Jeśli chodzi o twoje spotkanie autorskie, to myślałam o tym i...

– Możemy najpierw zamówić? – wchodzi mi w słowo, więc sznuruję usta i tylko kiwam głową.

Postanawiam nie zaczynać ponownie rozmowy, póki on tego nie zrobi. Przeglądam menu bardzo nieuważnie, a gdy podchodzi do nas kelnerka, wybieram pierwszą z brzegu pozycję, jakiegoś łososia. Robert wybiera którąś z potraw pozbawioną mięsa, po czym wyjaśnia bez pytania:

– Jestem wegetarianinem.

Kiwam głową i pozwalam mu wybrać dla nas wino; i tak się na tym nie znam, po prostu chętnie napiję się jakiegoś białego. Dopiero kiedy kelnerka odchodzi z naszym zamówieniem, Robert wzdycha i zwraca się do mnie.

Nie mówi jednak tego, czego się po nim spodziewam.

– Opowiedz mi coś o sobie, Vinnie – prosi bowiem. – Dlaczego akurat księgarnia?

Chyba muszę coś zrobić, żeby sprowadzić tę rozmowę na właściwe tory.

– Dlaczego cię to interesuje? – Podnoszę brew. Robert śmieje się, opierając łokcie na stoliku.

– Ty mnie interesujesz.

– A to nie moja księgarnia powinna cię interesować? – Nie zamierzam dać się w to wciągnąć. Ten facet próbuje ze mną flirtować, a ja nie jestem z dziewczyn, którym może zaimponować mężczyzna z kilkoma dobrze przyjętymi książkami na koncie. Może się uważać nawet za Boga, dla mnie zawsze będzie tylko natrętem, który wymusił na mnie kolację. – Mogę ci powiedzieć wszystko o rozkładzie miejsc, obsłudze, naszej reklamie, pracownikach i kawie, jaką serwujemy. Chyba to powinno cię najbardziej interesować.

– Mam w nosie, jaką kawę podacie moim czytelnikom. – Robert wzrusza ramionami, uśmiechając się arogancko. – Księgarnia jest świetna i doskonale się sprawdzi, jeśli tylko mnie przekonasz.

Fikcyjna dziewczyna | JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz