Czternaście

864 43 22
                                    

☀️☀️☀️
Słów: 1030
☀️☀️☀️

– Kochanieeee!

– Zamknij się kurwa, proszę... – jęknął Louis, przewracając się w łóżku. Oparłem się o framugę drzwi, a Louis udawał że nie spogląda na mnie jednym okiem, podziwiając moją linię „v".

– Skarbie, może łaskawie podniesiesz się z łóżka, zrobiłem śniadanie.

– Ależ Hazz, jestem taki obolały... co ty mi zrobiłeś? – jęknął i nakrył się mocniej kołdrą.
Uśmiechnąłem się przekornie i wsunąłem pod ciepłą pościel, muskając ustami jego aksamitną skórę tuż pod uchem.
I na szczęce. I policzku. A także na szyi, obojczykach i ramionach.

– Mówiłem ci, że jeśli aż tak długi spacer to dla ciebie za dużo, to od razu wrócimy do domu, przecież cię nie zmuszałem... – odparłem z ustami przy jego skórze, sunąc po jego torsie.

– Oh, kocham cię – westchnął, kiedy otworzył oczy, wsadzając palce w moje włosy, by następnie przyciągnąć mnie do gwałtownego pocałunku.

Nie rozumiałem tej nagłej fali czułości, jaka napadła Louisa, ale nie mogłem też powiedzieć, że mi przeszkadzała.

– LouLou... hej skarbie, puść mnie... proszę kochanie, śniadanie stygnie.

Chłopak schował twarz w mojej szyi, mrucząc coś niezrozumiale.

– Hmm?

– Mmm, dziś jestem koalą – szatyn znów przymknął oczy i zakleszczył nogi wokół moich bioder, oraz ramiona wokół szyi.

– No dobrze, nie sądziłem że będę musiał się do tego posunąć, ale nie zostawiasz mi żadnego wyboru, kochanie...

Poczułem zadowolony pomruk na kolejne „kochanie", jak gdyby była to dla niego jakaś nagroda, a nie zwykle określenie.

Dla mnie osobiście, można by używać tego zamiennie z jego imieniem...

Usłyszałem cichy pisk, kiedy wstałem z materaca, a drobne ramiona objęły mnie mocniej.

Usadziłem szatyna na krześle w jadalni, gdzie czekała już parująca jajecznica, za co dostałem miły uśmiech i lekkie potarcie po policzku.

– Dziękuję, słońce, jesteś naprawdę kochany.

– Po śniadaniu możemy pójść do parku, albo do kina, sprawdzałem dzisiejszy repertuar, albo możemy też zostać w domu i się poprzytulać, cokolwiek tylko będziesz chciał – również się uśmiechnąłem i mimowolnie zjechałem głodnym spojrzeniem po tym umięśnionym, wręcz wyeksponowanym dla moich oczu, ciele.

Widok Louisa w samej bieliźnie, choć był dla mnie codzienny, był tak samo zapierający dech w piersiach, jak kiedy widziałem go po raz pierwszy.

– Albo możemy ubrać się w eleganckie rzeczy, pójść do miłej restauracji, a potem wrócić, rozebrać się do majtek i poobściskiwać na kanapie – uśmiechnął się szeroko, tak że jego piękne oczy niemal zniknęły, przyćmione oszałamiającą bielą jego zębów, a ja zarumieniłem się mocno na samo wyobrażenie takiego dnia.

– Jak... randka?

– Dokładnie jak randka – chłopak odparł ochoczo i przesiadł się na moje kolana.

– A-ale ludzie zobaczą nas razem. Będziemy się trzymać za ręce i w ogóle...? – powiedziałem, nieco speszony rozpraszającymi pocałunkami, składanymi na całym moim ciele.

– O to chodzi, słońce – odparł, a po mnie przeszedł dreszcz.

•------» ☼ «------•

Poprawiałem moje włosy w przedpokoju, kiedy Louis wyszedł z łazienki. Zagryzłem wargę, lustrując go od stop do głów, dyskretnie upewniając się, że moje spodnie są ciasne tylko w nogawkach. Szatyn zaśmiał się tylko i podszedł do mnie zdecydowanym krokiem, na co przełknąłem ślinę, nie wiedząc co chce zrobić.

– Wyglądasz tak seksownie, kochanie – mruknął zanim pchnął mnie mocno na ścianę i wpił się w moje wargi, obejmując jedną dłonią mój policzek, a tą drugą wplatając w moje włosy, psując je i układając po swojemu, czemu nie miałem nic przeciwko...
W odpowiedzi pozwoliłem sobie na ściśnięcie jego pośladków, wyglądających tak cholernie dobrze, w tych ciasnych spodniach.

– Nie mogę już się doczekać, aż wszystko to z ciebie zedrę – szepnął i przycisnął mnie do ściany jeszcze mocniej, zanim jak gdyby nigdy nic odsunął się, przetarł kciukiem wargi i otworzył mi drzwi jak prawdziwy gentleman.

Zaśmiałem się na to płynne przejście i podziękowałem, przechodząc zgrabnie przez próg.

Kiedy wyszliśmy z bloku, poczułem to napięcie ogarniające moje ciało, kiedy Louis ujął moją dłoń, kojąco gładząc ją kciukiem i szepcząc, że już wszystko dobrze i że jest okej.

Kiedy już siedzieliśmy przy stoliku, czekając na jedzenie, a lokal nie był zbytnio przepełniony, ze względu na to że było ledwo po południu, czułem się już swobodniej, nakładając Louisowi na dłonie moje pierścionki i obracając nimi, czy splatając nasze dłonie.

– Posłuchaj, słońce – szatyn wciąż wpatrzony w nasze dłonie, powiedział cicho, tak niezwykle cicho – Myślałem o tym już tak długo. Ja... mam ogromne szczęście że cię mam. Jesteś piękny, mądry, uczynny i taki, taki kochany. Strasznie cię kocham. A do tego... do tego wszystkiego jesteś taki cierpliwy. Oh, czekałeś na mnie, kochanie – chłopak wreszcie na mnie spojrzał, na moje załzawione, wypełnione miłością i oddaniem oczy – Tyle na mnie czekałeś. I nie chcę cię na to dłużej skazywać. Ani chwili. Dlatego... chciałbym cię zapytać, czy... czy będziesz moim chłopakiem? – oczy błękitne jak przestworza oceanów uniosły się na mnie z wahaniem i milionem wątpliwości, a ja niemal pisnąłem, czując jakbym miał zaraz eksplodować. Mój brzuch zaczął napierać na serce, rosnące do niewyobrażalnych rozmiarów, a cały świat zaczął wirować. Był tylko Louis.
Tylko on, tylko on, tylko on, tylko on...

Ucałowałem jego knykcie, kiedy z oczu spływały mi łzy szczęścia.
– Kurwa, tak. Tak, tak, tak! – pochyliłem się ponad stolikiem i pocałowałem szatyna głęboko, na co uśmiechnął się w odpowiedzi, aż nie usłyszeliśmy zniesmaczonego chrząknięcia.

Speszyłem się nieco, jednak cholera, to był mój moment. Nikt nie był w stanie go zepsuć.
A Louis udowodnił, że myśli tak samo, kiedy przyciągnął mnie do siebie mocniej, pokazując zniesmaczonemu kelnerowi, by zaczekał chwilę czy dwie.

Czy może całą wieczność.

Jednak w końcu oderwałem się od chłopaka z szerokim uśmiechem, którego nie była w stanie przesłonić zasłona parujących dań, ani przyćmić żaden najmocniejszy zapach.

Kiedy kelner ubrany w czarno-biały uniform w końcu odszedł, Louis, który teraz był mój, złapał mnie za rękę, pocierając tych parę pierścieni, które znajdowały się na moich palcach, a metal tych kilku które były na jego dłoni, szczęknął cicho, kiedy nasze dłonie się splotły.

Ucałowałem jego dłoń jeszcze raz, obserwując go z szerokim uśmiechem. Spojrzałem na oczy, które teraz były moje i przyjąłem piękny uśmiech, który należał już tylko do mnie...

☀️☀️☀️

𝚊𝚞𝚝𝚑𝚘𝚛's note:
Cześć, witaj! Strasznie się cieszę jeśli widzimy się tu ponownie, jeśli nie, możesz także zajrzeć do innych moich książek.
Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie, że dotarł*ś tutaj ze mną. Miałam naprawdę dużo zabawy przy pisaniu tego i mam ogromną nadzieję, że ci się spodobało. Jeśli tak było, proszę doceń moją pracę poprzez gwiazdki lub komentarze.

Do zobaczenia w kolejnych pracach!

❝ Hello my sunshine ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz