2.

1 0 0
                                    

13 czerwca 2018 roku (Teraźniejszość)

Dzień był wyjątkowo pochmurny jak na tą porę roku w Kalifornii. Było pewne, że niedługo zacznie padać.

-Emma zapnij mi naszyjnik proszę- podeszła do mnie mama przerywając moje obserwowanie pogody przez okno.

-Będzie padać mamo- powiedziałam zapinając jej naszyjnik.

-Jeszcze tego brakowało. Mark naszykuj parasole!-krzyknęła do taty który szykował się na piętrze.

Uslyszałam kroki na schodach. Wiedziałam, że to moja babcia, tylko ona w tym domu potrafi tak cicho korzystać ze schodów mimo, że każdy ich stopień jest niesamowicie skrzypiący.

Podeszła do mnie od tyłu i położyła ręce na ramionach, razem ze mną wpatrując się w widok za oknem. Ocean był spokojny, na horyzoncie było widać pare statków, trochę bliżej kilka mniejszych łodzi spokojnie unoszących się na wodzie.

-Nawet niebo będzie go opłakiwać.- powiedziała cichym głosem. Mimo, że nie slyszałam smutku w jej głosie wiedziałam, że jest jej bardzo ciężko.

-Jak się czujesz babciu?- odwróciłam się do niej i złapałam za dłonie.

-Jest ciężko ale taka kolej rzeczy kochanie. Jedni przychodzą na świat a inni muszą odejść.

-Tylko dlaczego teraz, dlaczego tak wcześnie- zapytałam babci ze łzami w oczach.

-Dziadek miał już swoje lata, widocznie Bóg miał dla niego inne plany tam na górze. Ale nie martw się jestem pewna ze przeżył swoje życie na sto procent. Znałaś go, zawsze musiał coś robić, nie lubił marnować czasu więc jestem pewna ze wykorzystał go do końca.- wytarła łzę, która niewiadomo kiedy spłynęła po moim policzku.

-Nie smuć się tak, on by tego nie chciał.- powiedziała patrząc w moje oczy.

-Musimy już jechać, nie możemy się spóźnić.- powiedział tata schodząc ze schodów z parasolami w ręku w akompaniamencie skrzypienia.

Wziął babcię i mnie pod rękę i zaprowadził do samochodu. Mama chwilę pózniej zamknęła za nami drzwi.


-To była ładna ceremonia.- powiedziała do mnie sąsiadka moich dziadków.

-Tak, rzeczywiście- odpowiedziałam z niewyraźnym uśmiechem.

-Powiedz babci ze zapraszam was na herbatkę jutro, dobrze?

-Dobrze, dziękuje bardzo, powiem.

Poczułam puknięcie w ramię.Odwróciłam się i zobaczyłam moją drobną ciemnowłosą przyjaciółkę.

-Jak się trzymasz?- zapytała trzymając mnie w uścisku.

-Nie najlepiej.-odpowiedziałam, siląc się aby łzy znowu nie napłynęły mi do oczu.

-Z czasem będzie lepiej, obiecuję ci to.- powiedziała gładząc mnie po głowie.

-Kiedy wracasz? Mam nadzieje, że się jeszcze zobaczymy przed twoim wyjazdem.- zapytała.

-Nie wiem czy dam radę, mamy samolot jutro po południu.- odpowiedziałam smutno.

-No dobrze, jeśli bym nam się nie udało już zobaczyć pamiętaj, że możesz do mnie pisać lub dzwonić zawsze, o każdej porze dnia i nocy rozumiesz?- zapytała trzymając moja głowę z swoich dłoniach.

-Dziękuję.- powiedziałam szczerze i jeszcze raz ją przytuliłam na pożegnanie.


14 czerwca 2018 roku

Zeszłam na dół gdzie rodzice z babcią pili kawę przed wyjazdem.

-Wszystko masz?- zapytał tata .- Musimy zaraz wyjechać, żeby zdążyć na samolot.

-Chce tu zostać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 03, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Love language Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz