Rozdział V

84 9 22
                                    


— I co mamy z tym czymś zrobić? — zapytał w końcu Lucian, spoglądając na zwiniętą w kłębek istotę, przypominającą połączenie człowieka z jaszczurką.

— To najpiękniejsza rzecz, jaka mnie tutaj spotkała. Gdybym stąd wcześniej nie wyszła, to rozpamiętywałabym tą akcję przez resztę życia — podsumowała Elin.

— Daj spokój, proszę cię. Nie jest mi do śmiechu.

— Jakbyś widział, jak wyglądałeś wcześniej. Jakbyś oszalał i ta paranoja w twoich oczach. Ahh, kolejna piękna rzecz.

— Przecież to nienormalne. Jak ona i ja... i ona niby codziennie się na mnie patrzyła? Jak? Wchodziła tu i co? Siadała na suficie? Przecież na suficie nawet nie można usiąść! Zwariuję!

— Tak zapewne robiła.

— Jak dobrze, że poszła spać. — Lucian podszedł do umywalki i opłukał twarz zimną wodą. — I co, że niby będzie chciała z nami wyjść? Co powiedzą w plemieniu, gdy zobaczą takie coś? Zamkną ją w klatce?

— Sądząc po tym, jak się zachowujesz, to ciebie zamkną w klatce.

— Poważnie się zastanawiam, od tego zależy nasze przyszłe życie. Żeby tylko nikomu nie wygadała o tej dziurze.

— Spokojnie, z nikim nie rozmawia. Jesteś wyjątkiem. To dzięki tobie się otworzyła.

— Mam dość bycia wyjątkiem — zaprotestował i usiadł z powrotem na łóżku.

— Wyryłeś tą dziurę. To jednoznaczne z byciem wyjątkiem.

— Wiem.

— Wracam do siebie, nie chcę, żeby przyłapali nas razem w pokoju w dodatku z tym. — Wskazała głową na stwora. — Już jasno, więc za bycie na korytarzu mi się nie dostanie, a może i nikogo nie spotkam i spokojnie wrócę do siebie. Może nawet się zdrzemnę z godzinkę.

— Nie zostawiaj mnie z tym samego. — Lucian rzucił się na jej szyję. — No proszę cię.

Elin wstała i westchnęła przeciągle. Dotknęła nieco śliskiej skóry istoty i potrząsnęła nią. Trochę współczuła Lucianowi. Tajemnicze stworzenie było zimne, jakby martwe. Nie chciała, aby to jej karku się uczepił. Potrząsnęła nim jeszcze raz, tym razem poskutkowało i istota otworzyła szkarłatne oczy. Łypnęła na nią groźnie, a podłużne źrenice zmniejszyły się do wielkości ziarenek ryżu. Chwilę potem wyraz jej nienaturalnie okrągłej twarzy złagodniał.

— Musimy wyjść od Luciana, żeby nas nie nakryli — wytłumaczyła Elin, a stworzenie pokiwało głową, jakby dobrze wiedziało, że tak trzeba. Elin uderzyła się w czoło. Jak mogła nie pomyśleć, że przecież ta istota musiała wiele razy stąd wychodzić. Westchnęła. — To co, idziemy?

Odpowiedziało jej skinienie perlistej głowy.

Pożegnała się z Lucianem machnięciem ręki i doskoczyła do drzwi, nasłuchując, czy nikogo nie ma. Już miała otwierać, ale poczuła zimną, drobną dłoń, która ścisnęła ją zaskakująco mocno za nadgarstek. Popatrzyła ze zdziwieniem w krwiste oczy.

— Nie móc teraz. Ja słyszeć kroki.

— No tak, więc masz lepszy słuch niż ludzie.

Istota pochyliła głowę. Poczekali kilkanaście sekund, aż stworzenie nacisnęło na klamkę i wyskoczyło na korytarz, a potem na sufit. Nim Elin się obejrzała, to już go nie było.

Sama postanowiła pobiec, jak najciszej umiała. Szybko odnalazła swoje drzwi przez wyryte na stali obok zamka E. Szarpnęła za klamkę i otworzywszy, wskoczyła do środka. Rzuciła się na swoje łóżko tak zmęczona jak jeszcze nigdy. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że ma niecałą godzinę do ponownego wstania. Nie miała ochoty na kolejne nudne i przekłamane lekcje, ale nie miała też wyjścia. Najbardziej nie chciała próby do rytuału. Według nauczycieli wszystko musiało wyglądać idealnie, a każdy z nieletnich musiał stać w ustalonych wcześniej odstępach i kolejnościach. Westchnęła i zamknęła oczy.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz