02

1.5K 54 63
                                    

Siedziałam przed budynkiem przedszkola czekając, aż zadzwoni dzwonek i dzieci skończą zajęcia. Minuty dłużyły mi się niemiłosiernie i w tym momencie cieszyłam się, że jest ładna pogoda i nie muszę tu teraz marznąć.

Bycie samotną, a w dodatku młodą matką nie było łatwe. Przed ciążą  ciężko było mi pogodzić studia i pracę, a kiedy doszło do tego również macierzyństwo zostałam zmuszona rzucić studia. Co prawda mogłam wziąć urlop dziekański, jednak wiedziałam, że aby utrzymać dom i dziecko będę musiała wziąć więcej zmian w pracy. Często byłam przemęczona i nie dawałam sobie rady, ale widok mojego synka totalnie mi to wynagradzał.

Było mi szkoda Antka, że musi wychowywać się bez ojca, jednak żyłam w przeświadczeniu, że lepiej aby go nie znał, niż wiedział, że ma ojca rapera, który się nim nie interesuje. Tak naprawdę nie wiedziałam co się z nim dzieje, bo odkąd dowiedział się o ciąży nie dał mi żadnego znaku życia, a ja zablokowałam go wszedzie. Było mi ciężko, bo był moją miłością, wiązałam z nim przyszłość. Wierzyłam, że traktuje mnie poważnie, ale cóż jego wybór.

Rozejrzałam się dokoła i zauważyłam kilku rodziców również czekających na swoje pociechy, a także kilku dziadków, babcie czy rodzeństwo, któremu dziś przypadło odbieranie dzieciaków z przedszkola. Moją uwagę jednak przykuł chłopak siedzący na ławce przy samym wejściu. Mimo, że siedział do mnie tyłem mogłam dać sobie rękę uciąć, że wiem kto to jest.

— Co ty tu robisz? - wycedziłam przez zęby szarpiąc go lekko za ramię. Kiedy na mnie poczułam ciarki na całym ciele.

— Laura... - zaczął. — Ja chcę poznać mojego syna.

— Słucham?! - uniosłam się lekko zwracając na siebie uwagę kilku osób. — To jest MÓJ syn. - odpowiedziałam dając nacisk na przedostatnie słowo.

— Z tego co wiem to nosi moje nazwisko. - uśmiechnął się głupio, a ja miałam ochotę dać mu w twarz. — Poza tym wiem, że jest do mnie podobny jak chuj, więc nie wyprzesz się mnie.

— Skąd wiedziałeś, które to przedszkole i o której kończy?

— Ma się swoje źródła. - puścił mi oczko, a ja przeklnęłam w myślach Janka. — Słuchaj Laura, ja po prostu chcę poznać moje dziecko.

— Zapomnij. Nie ma takiej szansy.

— Dobrze wiesz, że w świetle prawa mam do niego pewne prawa rodzicielskie.

— Co nie znaczy, że masz się tu pojawiać po pięciu pieprzonych latach i mieszać mu w głowie, a potem znowu znikać!

— Kto powiedział, że chce zniknąć?

— A może mi powiesz, że wielki Pan Raper...

— Fucker, nie raper. - przerwał mi, a ja posłałam mu litościwe spojrzenie.

— Nie pogrążaj się człowieku.

— Dobra może i zachowałem się jak gówniarz zostawiając cię, ale zrozum, ja miałem dwadzieścia pięć lat.

— Mateusz ja miałam dwadzieścia dwa i jakoś nie uciekłam, nie oddałam go nigdzie tylko się nim zajęłam, bo to jest do cholery mój syn!

— Uspokój się. - złapał mnie za rękę, na co odrazu ją wyrwałam.

Nie miałam pojęcia co on chciał osiągnąć przychodząc tu, ale wiedziałam, że jego pojawienie nie wróżyło nic dobrego. 

— Ja naprawdę się zmieniłem. Chcę go poznać i uczestniczyć w jego wychowaniu bardziej niż przez wysyłanie co miesiąc pieniędzy. - westchnął. — Kurwa Laura ja cię kocham. Was kocham. - poprawił się, a ja przez chwilę miałam wrażenie, że mówi poważnie. Może byłam głupia i naiwna wierząc w jego zmianę, ale uwierzyłam.

One shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz