Czerwony materiał przeleciał starszej pani przed oczami. Unosząc głowę trochę wyżej, jej oczy mogły dostrzec, oddalającą się postać w czerwono - czarnym stroju.
Peter używając swoich sieci, przemieszczał się po ulicach Queens w poszukiwaniu zajęcia na ten dzień. Starał się skupić na strzelaniu siecią w budynki, by się nie zabić, ale jego myśli cały czas były gdzieś indziej. Od dłuższego czasu nie potrafił się skupić na wykonywanych przez niego prostych czynnościach, a co dopiero, jeśli w grę wchodziło ratowanie ludzi.
Gdy w końcu dotarł na miejsce, czyli do największego banku w Queens, zauważył dwóch uciekających złodziei. Przeszedł go jego "pajęczy dreszczyk", jak to zwykła nazywać go May, po czym zwinnie przedostał się wąskimi uliczkami w ich kierunku. Chłopak dobrze znał to miasto i każdy jego zakamarek. Nie dziwne było, więc to, że zanim rabusie zdążyli uciec, ten wyprzedził ich i z łatwością schwytał obu w sieć. Zadowolony z siebie Parker podszedł do nich i już miał dzwonić na policję, gdy jakaś wielka, czarna postać zasłoniła mu widok.
- Oni byli moi - brunet podniósł głowę i ujrzał znajome rysy twarzy. Wydawało mu się, że dwójka mężczyzn już się poznała i nie był w błędzie. Długie włosy i ciemna broda kojarzyła mu się tylko z "Panem Buckym". Zdążyli się poznać już jakiś czas temu, ale młody nadal nie wiedział czy powinien się zwracać do niego na Pan, czy lepiej ksywką. A może to jego imię? Chłopak sam nie wiedział.
- Przepraszam Panie Bucky ja... - zaczął lekko zdziwiony Parker.
- Mów mi po prostu Bucky.
- W takim razie Bucky... - Peter zastanawiał się, co tak naprawdę ma do powiedzenia. Nie widział się z żadnym z Avengers od wygrania wojny z Thanosem i nie można było się nie zgodzić, że czuł się delikatnie przytłoczony tym spotkaniem. Od tego czasu bardzo chciał porozmawiać z kimś, kto by go naprawdę zrozumiał i właśnie natrafiła się ku temu okazja, a on nie miał pojęcia jak ją wykorzystać. - Co tam u ciebie? - od razu skrytykował się w myślach za takie głupie pytanie. - To znaczy... jak się trzymasz?
- Słuchaj młody, nie mam teraz zbytnio czasu na luźne pogawędki o życiu, bo muszę oddać tych dwóch policji, ale idę dzisiaj do baru po tej misji i jeśli chcesz, możesz iść ze mną - mężczyzna powiedział to, nawet nie patrząc na tego drugiego. Jego wzrok był utkwiony gdzieś nad głową Petera.
- Tak, pewnie... przyjdę - uśmiechnął się i podniósł rękę, chcąc pomachać mu na pożegnanie, po czym szybko ją wycofał. Skarcił się za to w myślach i uznał, że musi pamiętać, aby w stosunkach ze starszym nie być tak dziecinny.
Resztę dnia starał się skupić na swoich obowiązkach, lecz bez skutku. Wykonał kilka telefonów do Happy'iego, żeby opowiedzieć mu o swoim dniu i do May, żeby powiedzieć, że nie wróci przed północą. Słuchał przez chwilę jej wywodu, jak to ona się o niego nie martwi, po czym pożegnał się i rozłączył. Czasami przytłaczało go to, że kobieta była tak nadopiekuńcza względem niego, jakby nie miała swojego życia, ale potem przypominał sobie, że to przecież on jest częścią jej życia codziennego i był w stanie sobie wyobrazić, co mogłaby czuć po stracie chłopca. To by było za dużo. A więc resztę dnia Parker spędził na skupianiu swoich myśli w daleko położonej, małej przestrzeni, która pozwalała skoncentrować mu się tylko na chwili bieżącej.
Dochodziła 19, a on uświadomił sobie, że tak naprawdę nie wie, o której ma się zjawić w barze i równie dobrze określenie "po misji" mogło znaczyć wszystko. Postanowił się przejść do lokalu, w którym byli umówieni i tam poczekać.
Wszedł do niedużego pomieszczenia, w którym siedziały dwie kobiety po trzydziestce. Na początku nie zauważył, siedzącego przy barku bruneta, ale gdy mężczyzna odwrócił głowę w jego kierunku, nastolatek od razu, szybkim krokiem pokonał dzielącą ich przestrzeń i dosiadł się krzesełko obok. Przez dłuższą chwilę oboje nie odzywali się do siebie, Barnes popijając zamówione przez siebie wcześniej piwo i Parker bawiący się swoimi palcami, nie wiedząc co zrobić.
CZYTASZ
Simple Love | Winterspider One Shot
Short Story"- Jak w szkole? - to pytanie bardzo zdziwiło Parkera. Było przecież takie zwykłe i naturalne, a jednak mówił to do niego Bucky Barnes, człowiek z taką kryminalną przeszłością, który zna Steve'a Rogersa. - Naprawdę Cię to interesuje? No cóż było dos...