Prolog

79 9 2
                                    

Jack właśnie się obudził, siedział w granatowym pokoju.
Siedział przy stole tego samego koloru, który został wykorzystany do pomalowania pokoju na krześle, krzesło było akurat innego koloru - żółtego, było to plastikowe krzesło dla dzieci.

przez jego głowę przechodziło mało pytań, po prostu oczekiwał na to co się stanie w tym pokoju, który wydawało się, że jest bez granic, nigdy nie czuł zbyt wielu emocji, nigdy nie czuł się zbytnio samotny był taki pusty a puści ludzie nie zadają pytań prawda?

Myślę, że Jack co najwyżej zastanawiał się dlaczego tutaj siedzi i dlaczego jest w takiej sytuacji, bo puści ludzie chcą się napełnić ale nie wiedzą jak.

Nagle do pokoju wszedł mężczyzna, miał około stosiedemdziesiąt centymetrów wzrostu, jego włosy wyglądały jak ułożony popiół, nosił okulary, przezroczyste aby nie zasłaniać jego brązowych oczu.

elegancko ubrany mężczyzna usiadł powoli na krześle po drugiej stronie stołu, jakby był na przeciwnym brzegu jeziora, był jednak znacznie bliżej. Gestem ręki pokazał jakiś znak i do pokoju weszła z kolei kobieta wzrostu około metra sześćdziesiątpięć kobieta ta była po prostu piękna i posiadała zielone oczy, z mieczem przy pasie ustała obok mężczyzny.

- Witaj, nazywam się Desalom a to jest Aiolet  twoja tożsamość to Jack Vivid prawda? - Powiedział szarowłosy mężczyzna na co Jack odpowiedział mu tylko skinieniem głowy.
- Zastanawiasz się pewnie dlaczego tutaj jesteś, wyjaśnie ci w skrócie, miałeś wypadek, przetrzymaliśmy cie przy życiu przez trzydzieści lat i uratowaliśmy. Od dzisiaj dla nas pracujesz. - Kontynuował siwowłosy mężczyzna gdy nagle w głowie Jacka zaświtało coś, poczuł się urażony i zdruzgotany tą sytuacją, wydaje mi się, że ten pusty człowiek pomyślał coś o moralności i odpowiednim traktowaniu ludzi, że to nie ludzkie. Taki głupi ten Vivid jeszcze nie pojął, że jest teraz narzędziem.

- Ale jak to? Co? Gdzie są wszyscy? - i inne takie głupie teksty kontynuował w bezcelowej rozpaczy

Jego wróg po drugiej stronie stołu zaczął jednak tłumaczyć całą sytuację, że Vivid i tak nie wróci do domu bo go nie ma, wszyscy jego bliscy pochowali go trzydzieści lat temu i do tego ma dług do spłacenia za ratunek, mężczyzna przy okazji śmiał się z okrutnego losu stracenia wszystkiego, taka ironia losu wydawała mu się bardzo zabawna

- Posłuchaj Jack, jesteśmy w nowej erze. Jest to era mutacji a my musimy je powstrzymać ponieważ jesteśmy tymi dobrymi! Zostaniesz jednym z tysięcy naszych agentów i będziesz walczył z mutantami każdego rodzaju, wszystkiego dowiesz się jak już zostaniesz naszą marionetką - Spojrzał się na kobiete, która stała obok niego i uroczo się uśmiechnął, ta podeszła do Vivida i ogłuszyła go.

Jack zasnął od uderzenia.

1900Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz