Koniec Śmierciożerców

7 0 0
                                    

Harry za jakiś czas wyszedł ze świętego Munga. W Ministerstwie od razu postanowiono, by napaść na śmierciożerców, których na wolności jest naprawdę niewiele i zabrać ich do Azkabanu. A Charlie nie kłamał- do Azkabanu naprawdę sprowadzili smoki.
W akcji udział mięli wziąć wszyscy aurorzy, nauczyciele z Hogwartu, inne osobistości z Ministerstwa i wszyscy chętni, którzy ukończyli 17 lat.
Weasley'owie szybko postanowili wziąć w tym udział, zwłaszcza Hermiona.
Ginny też się upierała, że chce iść. Harry długo się z nią kłócił, aż w końcu ustalili, że James'a oddadzą na ten czas Molly, która zgodziła się z tego powodu nie brać udziału w walce.
Harry bardzo nie chciał, by Ginny tam szła. Bał się o nią, jak nigdy. Jednak wiedział, że ożenił się z bardzo upartą osobą.
Ustalono już plan. Aurorzy całymi dniami będą obserwować ulice Hogsmeade, Pokątną i wszelkie inne miejsca, gdzie zjawić się mogą jakieś podejrzane osoby. Tak też robiono.
Trochę to trwało, zanim w końcu zauważono jakiegoś śmierciożerce. Gdy to zrobiono, od razu zabrano go do Ministerstwa, a tam przykuto go metalowymi łańcuchami do krzesła na sali sądowej. Zdjęto maskę śmierciożercy. Harry zobaczył bladą twarz, z równie bladymi oczami i jasnymi, krótkimi włosami. To był Draco Malfoy.
Harry mógł się tego spodziewać. Przecież Malfoy jest bezmyślnym idiotą, więc mógł łatwo dać się schwytać.
Podano mu Veritaserum- eliksir prawdy. Watson stanął przed Malfoy'em, wpatrując mu się prosto w twarz.
-Jesteś śmierciożercą, prawda?
-Tak.- odpowiedział bezbarwnym głosem Malfoy.
-Zatem wiesz gdzie ukrywają się śmierciożercy?
-Tak.- odpowiedział tym samym obojętnym, nic nieświadom głosem Malfoy.- Kryją się w domu Toma Riddla, zmarłego ojca Czarnego Pana.
Wszyscy po sobie spojrzeli. Watson szepnął coś do swojego chudego, ale wysokiego asystenta, a ten nerwowo kiwnął głową i wyszedł.
-Zabrać go do Azkabanu.
-Nie powinniście tego robić.- powiedział obojętnie Malfoy.- Nigdy nie chciałem być śmierciożercą. Ojciec mnie do wszystkiego zmuszał. Do tego Czarny Pan niegdyś kładł nacisk na naszą rodzinę, grożąc nam śmiercią.
Harry'ego ogarnęła złość. Przeszył Malfoy'a pełnym nienawiści wzrokiem, ale tamten wpatrywał się tempo przed siebie, pogrążony w transie.
-Ale po śmierci Voldemorta już nie musiałeś być śmierciożercą.- warknął Harry, a kilka osób wzdrygnęło się na to nazwisko.
-Przecież już Ci mówiłem, że musiałem. Mój ojciec powrócił, pragnąc być śmierciożercą. Moja matka uciekła. Ja byłem po Waszej stronie. Uratowałem Cię.
-Używałeś leglimencji wobec mnie...
-Bo musiałem. Ojciec mnie do tego zmusił. Kazał mi też Ciebie zabić, ale nie zrobiłem tego. To ja wtedy oddałem Ci twojego chrześniaka, Potter. Myślałem, że domyślisz się. Ale najwyraźniej Cię przeceniłem, zawsze byłeś skończonym idiotą...
Harry stał jak wryty. Więc to wtedy Malfoy oddał mu Teddy'ego.. Jego ojciec zmusił go do używania leglimencji... Zlecił mu go zabić...
Watson spojrzał na Harry'ego wzrokiem pełnym zdziwienia.
-O czym on plecie, Potter?
No tak, pomyślał Harry. Przecież nie mówił Watsonowi o tym, że był wtedy w Zakazanym Lesie uratować Teddy'ego...
Harry westchnął. Wiedział, że teraz się nie wywinie. Już widział purpurową od złości twarz Watsona.
Parę dni później dowiedział się, że Malfoy'a oczyszczono z zarzutów. Harry miał szczerą nadzieję, że zrobili to słusznie.
Malfoy zdradził im, kiedy odbywają się zebrania śmierciożerców.

Była chłodna, wrześniowa noc. Pomimo późnej pory, w Ministerstwie panował tłok i gwar. To dzisiaj planowano atak na śmierciożerców.
Małymi grupkami deportowali się.
Gdy Harry, Hermiona, Ron i Ginny teleportowali się, zobaczyli przed sobą wielki, poniszczony dom, który niegdyś należał do Riddle'ów. Harry wzdrygnął się. Widział ten dom we śnie, już bardzo dawno temu. Wtedy Voldemort był namiastką życia. W krótkim czasie po tym Czarny Pan odrodził się.
Usłyszeli pyknięcie. Deportowali się Weasley'owie: Artur, George, Bill, Charlie, a nawet Percy i Fleur. Później przybyli nauczyciele z Hogwartu, w tym McGonagall, Hagrid i Harris.
Harry poczuł, że ktoś go szturcha. Obrócił się i zobaczył Nevill'a z Luną.
Rozpromienił się na ich widok.
Nevill'a widywał w szkole, w końcu uczył on Zielarstwa, ale Lunę widział ostatnio na ślubie Rona i Hermiony. Uśmiechała się, jak zwykle tajemniczo. Jej włosy dalej były tak samo jasne i długie jak niegdyś.
Później deportowała się reszta aurorów, osobistości z Ministerstwa (w tym sam Minister Magii- Kingsley, którego Harry dobrze znał) i inne osoby chętne do pomocy. Był już cały komplet.
Podzielili się na grupy. Harry walczył razem z Ronem, Hermioną, Ginny, Nevillem i Luną.
Gdy wtargnęli na tajne zebranie śmierciożerców, byli oni kompletnie zdziwieni i oszołomieni. Było ich o wiele mniej. Dobra strona mocy miała tu o większe szanse.
Więc walczyli. Trwało to bardzo długo, całą noc. Radzili sobie dobrze. Co prawda, wiele osób było już poranionych, gdy nastawał świt, ale powoli walka dobiegała końca. Prawie wszyscy śmierciożercy zostali  już schwytani. Pozostało ich już naprawdę niewiele.
Nie odbyło się jednak bez ofiary.
Harry walczył z jakimś wielkim śmierciożercą. Był od niego dwa razy wyższy i pięć razy grubszy.
Harry dzielnie odbijał jego zaklęcia i próbował nawet atakować. Obok siebie miał Rona, Hermionę, Ginny, Nevill'a i Lunę, którzy walczyli równie zażarcie z innymi śmierciożercami.
W pewnym momencie do Harry'ego dołączył Watson.
Harry był na początku zły. Przecież sam sobie poradzi. Jednak to, co się stało w kolejnej chwili od razu zmieniło jego nastawienie.
Zielony płomień wystrzelił i Watson runął na ziemię sztywny. Harry poczuł szok. Jego szef... Zawsze taki twardy, niepokonany.. Teraz leży tu bezwładnie.
Stało się to bardzo szybko. Za szybko.
Harry poczuł, że narasta w nim złość. Jednym machnięciem różdżki ciasno oplątał  linami przeciwnika, a ten padł na ziemię jak długi. Podbiegł do Watsona. Nie ma wątpliwości.
Nie żyje.

Tego dnia dobre moce zwyciężyły. Pomimo straty szefa biura aurorów i wielu rannych, było co świętować. Na wolności nie pozostał już żaden śmierciożerca. Zgniją w Azkabanie.
 Harry jednak nie był w nastroju. Obarczał się wyrzutami sumienia... Gdyby szybciej oplótł tamtego śmierciożercę.. Gdyby nie cackał się z nim... Watson byłby żywy.
Jego szef był dobrym człowiekiem. Co prawda nerwowym, często wściekał się na Harry'ego i Rona, ale to się teraz nie liczy. Zrobił w życiu wielkie rzeczy.

Tej nocy Harry nie spał spokojnie. Wciąż miał przed oczami nieruchome ciało Watson'a. Gdy w końcu jego powieki opadły, zasnął, nieświadom tego, że jest to duży błąd.
Usłyszał rozdzierający krzyk kobiety, a potem zimny głos, śmiejący się bezbarwnie. Znał to; jest to scena śmierci Lily i James'a Potterów.
Teraz znalazł się na cmentarzu. Obok niego błyszczał Puchar Turnieju Trójmagicznego. Usłyszał głos:
-Zabij niepotrzebnego.
I Cedrik Diggory padł na ziemię martwy.
Teraz był w Ministerstwie Magii. Obok niego stał Syriusz. Bellatrix Lestrange zaśmiała się złowieszczo i Syriusz zniknął martwy za czarną zasłonę.
Teraz ujrzał Dumbledor'a, spadającego z Wieży Astronomicznej. Niewątpliwie, już nie żył.
Za sobą usłyszał piskliwy głos:
-Harry Potter...
Odwrócił się i zobaczył Zgredka z nożem w piersi.
Przed Harry'm leżał umierający Snape. Harry zbierał jego wspomnienia do fiolki, a potem Snape odszedł na zawsze.
Znalazł się w Wielkiej Sali Hogwartu. Ujrzał Freda Weasley'a, nieruchomego i bladego. Na jego twarzy błądził uśmiech. Jednak rodzina zebrana nad nim wcale się nie uśmiechała.
Aż w końcu zobaczył Lupinów bezwładnie leżących na ziemi, a potem Watson'a uderzonego zielonym strumieniem.
Usłyszał przenikający go, szydzący z niego głos:
-Oni już nie wrócą, Potter. Nigdy.

Harry wstał oblany potem. Trzęsącą się ręką nałożył na swój nos okulary. Schował twarz w dłoniach, zastanawiając się, nad tym co właśnie zobaczył.
Dlaczego? Dlaczego musiał to widzieć jeszcze raz? Śmierć tak dobrych i wspaniałych ludzi?
Gdy jego rodzicie umarli, zdawało się, że został na tym świecie sam. Ale nie. Był Syriusz. Jego ojciec chrzestny, z którym tak chciał mieszkać. Nie cieszył się jednak długo jego obecnością. Zmarł po dwóch latach ich znajomości.
Był jeszcze Dumbledore. Zawsze go wspierał. Mówił mu, że to miłość jest największą mocą. Do niego Harry zawsze mógł się zwrócić. Aż nie zabił go Snape.
Ten jednak też okazał się wspaniałym człowiekiem. Snape był niezwykle dzielny... Był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek Harry znał.
Lupinowie. Uwielbiał tych ludzi. Może właśnie dlatego nie przeżyli długo?
Fred. Był wiecznie szczęśliwym człowiekiem. Nawet po śmierci na jego twarzy błąkał się uśmiech. Dlaczego zmarł tak młodo?
Zgredek zginął, ratując go, Hermionę i Rona. Harry nigdy sobie tego nie wybaczy.
A Cedrik? Był dobrym kolegą. Zginął, pomimo, że był niewinny. A do tego był bardzo szlachetnym człowiekiem. Gdy w Hogwarcie prawie każdy nosił plakietki 'POTTER CUCHNIE' on tego nie robił, a przecież powinien wściekać się na niego bardziej niż inni. Ale nie. Był mądrzejszy od innych. A do tego, nie chciał wygrać Turnieju widząc, że Harry miał poranioną nogę.
Po tym wszystkim Harry poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Szybko jednak je powstrzymał, bo zrozumiał, że przez ten cały czas Ginny mu się przypatruje. Teraz podeszła i objęła go.
-Dlaczego musieli zginąć?- szepnął Harry.- Dlaczego Ci najlepsi zawsze giną?
Harry poczuł, że jego burzliwa przeszłość odbija się na nim bardziej, niż kiedykolwiek. Wiedział jednak, że teraz może być już tylko lepiej. Śmierciożercy gniją w Azkabanie.

Harry Potter- losy cz.3❤️💚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz