III. 𝒐𝒄𝒉𝒓𝒐𝒏𝒊ę 𝒄𝒊ę 𝒛𝒂 𝒘𝒔𝒛𝒆𝒍𝒌ą 𝒄𝒆𝒏ę

438 40 21
                                    

                

UWAGA! : W tym rozdziale występuje homofobia 

                 Nathaniel nudził się na lekcjach. Nikogo to nie dziwiło, bo zawsze spędzał czas na rysowaniu gdy nikt nie patrzył. Oczywiście robił notatki i słuchał nauczycieli, lecz jedne lekcje były dla niego czystą katorgą. Fizyka i chemia były jego piętą Achillesa, nie radził sobie z nimi dobrze. Ledwo dawał sobie radę z materiałem, nie rozumiał praktycznie nic. Nie lubił tego, że nie rozumiał praktycznie nic. Trwała akurat przerwa obiadowa i zamierzał iść na stołówkę, by zająć swe miejsce przy samotnym stoliku, lecz usłyszał jakiś głos. Od razu go rozpoznał, był to głos Marca, który z kimś się kłócił. Szybkim krokiem ruszył w stronę, skąd słyszał głos czarnowłosego. Delikatnie wychylił się by zbadać bardziej sytuacje. Widział jak jeden chłopak z brązowymi włosami, (z pofarbowanymi końcówkami na zielono) przytrzymywał Marca przy ścianie. Postanowił posłuchać o co chodzi.

— Co laleczka, się boi? Zmyj ten makijaż gnojku bo wyglądasz jakbyś był laską. Obrzydliwy jesteś, nie dość, że się malujesz to jesteś pedałem. — plunął na niego. — Nikt cię nie obroni, wiesz? Nic nie znaczysz, nawet dla tego marnego artysty, który niby jest twoim przyjacielem. Jakby był twoim przyjacielem, to by cię obronił. — uderzył go w policzek. Nathaniel nie mógł patrzeć jak ktoś taki jak ten idiota, rani i wyzywa jego przyjaciela.  Szybkim krokiem do nich podszedł. Niedługo potem, Damien leżał na podłodze z wykręconą ręką. Rudowłosy nikomu o tym nie mówił, ale niedawno zapisał się na zajęcia z samoobrony. 

— Zostaw go w spokoju Damien, fajnie to tak wyzywać innych? — spytał, nie zauważył nawet kiedy jego głos przepełniała furia. Sama myśl, że to mogło trwać dłużej, a on był tego nieświadomy powodowała u niego jeszcze większą złość, niż poprzednio. Nigdy nic takiego nie czuł. — Przestań prześladować słabszych od siebie. — puścił go. 

— Znalazł się jebany obrońca. Może jeszcze mi powiesz, że ten pedał...— nie dokończył zdania, gdyż dostał w twarz od Nathaniela. Mimo swojej chudej postawy, miał siłę. Z nosa brązowowłosego, zaczęła lecieć ciurkiem, szkarłatna ciecz. 

— Jeszcze raz go tak nazwiesz, to dostaniesz mocniej. Spadaj stąd. — powiedział, a Damien uciekł tak, że się za nim kurzyło. Po chwili podszedł do czarnowłosego. Widok czarnowłosego złamał mu serce. 

             Z wielkich i zielonych oczu, chłopaka wypływało coraz więcej łez. Był cały czerwony, a jego oczy były opuchnięte. Miał także ślady dłoni na jego szyi. Dopiero teraz zorientował się, że ten idiota go dusił. Było widać, że Marc się trzęsie,  nie mógł się uspokoić. Nathaniel przez chwilę spanikował, ale potem już wiedział co ma zrobić. Mocno go przytulił, po czym delikatnie zaczął głaskać go po włosach. Czuł jak jego szara marynarka, robi się mokra od łez Marca. Serce coraz bardziej mu się łamało. Nie wiedział co by się stało, jakby nie zareagował. To było straszne, naprawdę się bał o czarnowłosego. Sam widok w takim stanie, sprawiał, że czuł poczucie winy. 

— Spokojnie, wszystko już jest dobrze. — głaskał go delikatnie, mówiąc te słowa cicho do jego ucha. — Już nic ci się nie stanie. Spokojnie. Jestem tutaj obok ciebie. — mówił powoli i zanurzył twarz we włosach swojego przyjaciela. 

Nie wiedział ile tak stali, ale wiedział, że bez wizyty u pielęgniarki się nie obejdzie. Musiała sprawdzić przecież, czy nic mu się nie stało. Nie wybaczyłby sobie, jakby został zraniony bardziej, niż teraz. Nagle usłyszał jak ktoś biegnie. Była to dziewczyna z okularami na nosie, brązowymi, krótkimi włosami i ciemnymi wąskimi oczami. 

— Marc! — krzyknęła, a Marc i Nathaniel podnieśli głowy. Dziewczyna zatrzymała się przy nich. — Jezu, jak ja się o ciebie bałam. Wszystko w porządku? — spytała. 

— Elizabeth? J-Ja... — urwał kiedy Nathaniel zaczął coś mówić. 

— Kim jesteś?

— No tak, gdzie moje maniery. Nie przedstawiłam się. Elizabeth przyjaciółka i koleżanka z klasy Marca. Pozwól mi, że z nim porozmawiam ok? — spojrzała na niego, po czym podeszła powoli do Anciela. — Wszystko w porządku słoneczko? — spytała, patrząc na szyję i twarz czarnowłosego. Widać było, że chłopak jej ufa, bo pozwolił jej sprawdzić czy nic więcej mu się nie stało. — Po co ja w ogóle pytam, trzeba ciebie zabrać do pielęgniarki. — westchnęła. 

— Damien go zaatakował, jakbym nie zareagował to nie wiem co by się stało. — odparł rudowłosy. Brązowowłosa spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. 

— Marc, mówiłeś, że Damien dał ci spokój. — powiedziała, a Marc odwrócił głowę. — Ja tak tego nie zostawię, od razu jak wrócimy od pielęgniarki idziemy do dyrektora Damoclesa. Musimy mu powiedzieć o wszystkim. — oznajmiła, po czym zwróciła się do niebieskookiego. — Dziękuję ci, za to, że go obroniłeś. Nazywasz się Nathaniel, prawda? — zapytała, a artysta skinął głową jako potwierdzenie. — Jesteś świadkiem tego, więc pójdziesz z nami do dyrektora, ok? 

— Dobrze. — oznajmił. 

— Chodź Marc, idziemy do pielęgniarki. Wzięłam nasze torby, chodź. Ty także Nathaniel. — powiedziała. 

                          W głowie Nathaniela tliła się tylko jedna myśl. 

"Muszę ochronić Marca za wszelką cenę."

𝙚𝙩𝙝𝙚𝙧𝙚𝙖𝙡   𝐦𝐚𝐫𝐜𝐚𝐧𝐢𝐞𝐥 𝐟𝐟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz