#1 Louis Tomlinson

22 1 0
                                    

Harry Styles był 15 latkiem mieszkającym z matką - Anne Styles. Nie miał dalszej rodziny, ojciec zostawił go kiedy miał 8 lat. Od tej pory, zaczeły się ich problemy finansowe. Anne miała mała kwiaciarnie w której pracowała dla zabicia czasu. Wkrótce jednak stała się ona jej jedynym dochodem. Dokładnie to kiedy Harry skończył 12 lat. Skończyły im się pięniądze które zostawił były partner kobiety, a nie płacił on alimentów.

Więc tak oto teraz piętnasto letni Harry pracuję z matką w kwaiaciarni. Jak już wspomniałam, nie mają wielkich dochodów, ale nie mają też innego wyjścia.
*****

-Mamo jestem! - krzyknał Harry wbiegający do kwiaciarni prosto ze szkoły.

-Chodź tutaj! Pomożesz mi. - Anne zawołała go do siebie.

Harry podszedł do niej i zaczął robić co mu poleciła. Około pół godziny później, do kwiaciarni zawitały dwie osoby.

Pierwszą osobą był chłopak, do którego podzszedł Harry. Na jego pytanie co chce kupić, dostał odpowiedz że szuka kwiatów dla dziewczyny. Harry pomógł mu wybrać co chciał, wział od niego pieniądze i wrócił na swoje miejsce.

Brunet nigdy nie miał dziewczyny. Nigdy do żadnej go nie pociągneło, ale wierzył że kiedyś znajdzię tą jedyną. Narazie miał tylko 15 lat i właściwie żadnej nie potrzebował.

Dopiero po swoich przemyśleniach, zwrócił uwagę na drugiego klienta, rówież chłopaka. Mógł mieć około 20 lat i wyglądał dosyć dorośle. Był szatynem i kiedy spojrzał w jego strone chłopak dojrzał niebieskie tęczówki. Zaczał wsłuchwiać się, o czym rozmawia z jego mamą.

-Chesz żebym pomogła ci zorganizować wesele, czy po prostu chcesz kupić kwiaty? - powiedziała jego rodzicelka.

-Całe wesele. Nie mam o tym pojęcia, a moja narzeczona hmm... Trochę... Się do tego nie nadaje. Więc jeśli by Pani mogła. - zorganizować wesele? O czym oni mówili?

-Jasne. Jeśli chcesz możemy podpisać umowę. Od razu zobaczysz jakie będą koszty. - Harry coraz bardziej gubił się w tym co słyszał.

-Bardzo chętnie.

Anne wyciągnęła z szuflady umowę którą razem z szatynem wypełniła.

Kiedy chłopak wyszedł, drugi natychmiast wstał i podszedł do matki.

-Kto to był? Jakie wesele? O czym on mówił?

-Ale ty podsłuchujesz! Kto to był... - spojrzała na kartkę - Louis Tomlinson. Chciał żebym pomogła mu zorganizować jego wesele.

-Jego wesele? Przecież on ma z 20 lat! - zielonooki był zdezorientowany. I dlaczego ich kwiaciarnia? W mieście w którym mieszkali były dwie kwiaciarnie. Jedna - dosyć duża i miała wiele klientów, oraz druga - ich kwiaciarnia.

-Dokładnie to... 19. Jeszcze nie. Za pół roku będzie miał 19.

-Nie rozumiem. Jak masz mu pomóc?

-Mam tu jego numer telefonu, a on ma mój. Mamy umówioną pierwszą konsultację. Wspólnie dobierzemy jakieś kwiaty. Troche na tym zarobimy, a nie będzie zajmować dużo czasu.

-Oh... A kiedy to pierwsze spotkanie?

-Za 3 dni. W poniedziałek.

-No dobrze.

Oboje wrócili do pracy. W tym dniu obsłużyki jeszcze około 9 klientów i poszli do domu. Ale Harr'emu przez cały dzień - czy to w pracy, czy w drodze powrotniej czy w domu, siedział w umyśle szatyn. Louis. Było w nim coś, co spodobało się brunetowi. Bardzo chciał zobaczyć go jeszcze raz i może nawet wdać się z nim w jakąś rozmowę.

Kiedy leżał na łóżku próbując zasnąć, dalej myślał o szatynie. Nagle w głowie pojawiła mu się myśl, że on ma narzeczoną i stał się... Dziwnie zdenerwowany i zasmucony w tym samym momencie. Coś jakby... Zazdrość? Czy to mogła być zazdrość? Harry szczerze w to wątpił, ale jednak dalej nie dawał mu spokoju Louis. Jak mogła mieć na imię jego dziewczyna?

Po jakimś czasie zasnał i obudził się dopiero rano.

6.00 AM
Kiedy zadzwonił budzik chłopaka, ten wstał i skierował się do kuchni zrobić sobie  śniadanie. Jego mama wstawała później, bo zaczynała pracę o innej, późniejszej godzinie.

Po zjedzeniu i przygotowaniu się wyszedł do szkoły.

10:27 AM
Do Harrego zadzwonił telefon. Był on wtedy na lekcji, więc nie koiecznie chciał go odbierać, ale zauważył że dzwoni niezapisany numer. To utwierdziło go w przwkonaniu że może poczekać do przerwy na luch.

Brunet całkiem zapomniał o tym że ktoś w ogóle do niego dzwonił. Dopiero gdy usiadł ze swoim przyjacielem - Niall'em Horan'em, przypomniał sobie o sytuacji na lekcji. Wyciągnął telefon i wybrał numer. Niall patrzył na niego swoimi niebieksimi oczami. Był blondynem, pochodzącym z Irlandii.

-Halo?

-Dzień dobry. Z kim rozmawiam? - zapytał głos w słuchawce. Harry zirytował się, bo to przecież to ta kobieta jako pierwsza do niego zadzwoniła.

-Dzień dobry. Dzwoniła Pani. Jestem Harry Styles.

-Oh, to ty! Ile masz lat?

-Dlaczego Pani pyta? - zadawała coraz gorsze pytania.

-Wybacz mi. Po prostu chce wiedzieć. - usłyszała to poirytowanie w głosie Harrego. - Twoja mama jest w szpitalu. - co ona opwiadała?

-Że co? Jak to w szpitalu?

-Złamała nogę w drodze do pracy. Jeśli możesz, to przyjedź, chciała z tobą rozmawiać.

-Zaraz będę.

Kobieta podała mu tylko jeszcze adres, a ten od razu zaczął się pakować.

-Co się stało? - zapytał Horan.

-Moja mama jest w szpitalu. Idę do niej.

-Mam iść z tobą? - Irlandczyk zawsze był mu pomocny i wzajemnie. Doceniał to, ale nie chciał go narażać na nie zrozumienie jakiegoś tematu, albo zaniżoną średnią.

-Nie musisz. Zostań na lekcjach.

-Dobrze. Zadzwoń później co z nią. - brunet tylko kiwnał głową w odpowiedzi i wybiegł ze stołówki.

Ruin everything ¦Larry Stylison¦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz