Cause losing me is

174 26 10
                                    


Lilia złotogłów – ofiarne uczucia
Pelargonia – pragnę szczęścia, a tobie ktoś inny w głowie


Heizou i Kazuha poznali się przypadkowo, gdy obaj chodzili na studia, jednak miało to miejsce w kawiarni, w której Shikanoin wtedy pracował. Zbieg okoliczności sprawił, że Kaedehara wpadł na drugiego z mężczyzn, który akurat niósł zamówienia i absolutnie nie była to sprawka Beidou, która od razu wychwyciła jak jej przyjaciel patrzy się na przystojnego pracownika. Owszem, może nie było to najlepsze pierwsze spotkanie, ale Heizou nie umiał się gniewać na słodkiego blondyna, zwłaszcza gdy ten posyłał mu swój urokliwy, przepraszający uśmiech. Z czasem, gdy Kazuha coraz częściej pojawiać się w kawiarni, bordowłosy postanowił wykorzystać swoją szasnę i zostawił swój numer na paragonie, który dał młodszemu. Był to przełom w ich relacji. Szybko przeszli do spotkań, na których co chwila ze sobą flirtowali, a tematy do rozmów nigdy im się nie kończyły – a nawet jeśli, to cisza, która panowała między nimi nie była niezręczna, mieli świadomość, że przy sobie mogą być w stu procentach sobą.

Teraz oboje byli już po studiach, a stres przed sesją był jedynie złym wspomnieniem, tak samo jak wredni profesorzy, którzy robili wszystko by żaden z nich nie był magistrem. Kazuha zaczął pracować w stacji radiowej, w której dawał audycje razem ze swoim kolegą – Scaramouche, którego Heizou poznał na jakieś domówce, zaś sam Shinkanoin pracował w jednej z prywatnych agencji detyktywistycznych, gdzie był jedną z bardziej szanowanych osób.

Akurat kończył zmianę, gdy coś zaczęło drapać go w gardle i zaczął głośno kasłać, nie mogąc złapać oddechu. Twarz Heizou zaczęła robić się sina, a on sam zgiął się w pół w szatni, szybko zakrył swoją buzię dłonią kaszląc jeszcze mocniej. Czuł się jakby umierał, coś mocno upierało na płuca, jego oczy zaszły łzami, które zaraz zaczęły spływać po jego pulchnych policzkach. Po kilkunastu minutach kaszl ucichł, a ucisk na klatkę piersiową znikł, tak jakby w ogóle wcześniej się nie pojawił. Mężczyzna jedynie zmarszczył brwi, myśląc, że złapał jedynie jakieś obrzydliwe przeziębienie.

— Dziwne... — mruknął sam do siebie, już w spokoju zmieniając ubrania robocze na te, w których przyszedł do pracy.

Ubrany w czarny golf oraz jasne jeansy Shinkanoin opuścił agencję, uprzednio żegnając się z każdym pracownikiem. Całą drogę do domu rozmyślał o tym dziwnym kaszlu, nie był on podobny do tego, który pojawiał się, gdy złapał przeziębienie, jednak nie chciał tym zaprzątać sobie myśli, zwłaszcza, że w domu czekał na niego jego ukochany i ciepła kolacja. Nie mógł się doczekać by spędzić cały wieczór z Kazuhą, siedząc na ich kanapie i składając delikatne pocałunki na jego ustach, policzkach i szyi. Tęsknił za tym, zwłaszcza że blodyn miał ostatnio dużo obowiązków w pracy i często zostawał dłużej w studio niż powinien, ale Heizou to doskonale rozumiał, w końcu on sam nie raz musiał dłużej zostać w pracy, gdzy któryś z badanych przez nich przypadków był niezwłoczny lub gdy któryś z jego współpracowników najzwyczajniej się pochorował.

Z szerokim uśmiechem przekroczył próg domu, głośno krzycząc, że już wrócił jednak...przywitała go głucha cisza, a w przedpokoju nawet nie było butów Kaedehary.

— Huh? — mruknął do siebie i skierował się do kuchni, z której również nie wyczuwał, żadnego zapachu.

Szybko sprawdził każde pomieszczenie w ich średniej wielkości mieszkaniu, ale nigdzie nie było młodszego, co spotkało się jedynie z cichym westchnieniem, które uciekło z jego ust.

— No trudno...pewnie mu coś wypadło — powiedział do siebie i zaśmiał się cicho, chcąc odgonić żal i łzy, które się uformowały.

Wiedział, że Kazuha nie ma wpływu na to jak długo zostanie w swojej pracy, zresztą - szef jego chłopaka jest strasznym pracoholikiem i przerzucał to na swoich pracowników, ale naprawdę miał nadzieję, że ten jeden wieczór od długiego czasu spędzą razem. Najzwyczajniej na świecie tęsknił.
Już miał się skierować do kuchni, kiedy ten dziwny kaszel znowu się pojawił, jednak teraz był ostrzejszy i powodował ogromny ból w klatce piersiowej. Heizou tak samo jak wcześniej zgiął się w pół, a łzy, które hamował zaczęły intensywnie wypływać. Miał wrażenie jakby ten atak tylko spotęgował jego negatywne emocje, których chciał się pozbyć za wszelką cenę. Nie wiedział, ile minut jego ciałem targały spazmy, które połączone z kaszlem jeszcze bardziej utrudniały złapanie mu nawet najmniejszego oddechu. W tym momencie był pewien, że zaraz straci przytomność, bo mimo desperackich prób ciągle czuł jakby ktoś zaciskał mu pas na szyi odcinając dostęp do tlenu. To powodowało w nim tylko większą panikę, która potęgowała płacz i uczucie, że zaraz umrze. Po chwili jednak wykasłał na podłogę kilka kwiatów, które pokryte były krwią i innymi wydzielinami. Shinkanoin na widok tego czegoś szybko pobiegł do łazienki, by kompletnie zwrócić zawartość swojego żołądka. Prawie godzinę siedział w łazience ciągle się trzęsąc i łkając, niemalże przytulając się do toalety, mając głowę opartą o zimną ścianę. Próbował się uspokoić na wszelkie możliwe sposoby, liczył, starał się kontrolować oddech czy najzwyczajniej na świecie patrzył się w wannę, która stała naprzeciwko niego, ale dopiero po godzinie – dalej trzęsąc się – był w stanie opuścić łazienkę i zabrać się za sprzątanie tego co wykasłał.

— Co to do cholery jest...— mruknął do siebie, starając się dostrzec co jest w stercie wydzielin, krwi i płatków kwiatów.

Po dłuższej chwili poczuł się jak idiota, kto normalny tak uważnie patrzy na coś co wypluł? Szybko wyrzucił to do kosza na śmieci, starając się zapomnieć o całej tej sytuacji. Zamiast gotować sięgnął jedynie po wino, które stało w jednej z szafek i kieliszek, potrzebował się odstresować, a wino i oglądanie, samotnie, jakiegoś filmu wydawało mu się najlepszym wyjściem, chociaż normalnie preferował rozmowę z Kazuhą, bądź swoim najlepszym przyjacielem – Aetherem.

I nikt nie musiał wiedzieć, że w czasie, gdy Heizou dławił się własnymi łzami i spędzał czas samotnie wlewając do swojego gardła wino, wiedząc, że jest w tym momencie niesamowicie żałosny. Kazuha spędzał czas z Scaramuche, z którym otwarcie flirtował, któremu dawał całować się w policzki, po szyi czy pozwalając mu na ściskanie mocno swojego uda, kiedy wylądowali w domu niższego. Owszem może nie dopuścił do pocałunków w usta, czy też do czegoś więcej niż sam dotyk, ale chciał tego, chciałby też pójść dalej, zaczynał coś czuć do swojego kolegi z pracy..., ale gdzieś z tyłu głowy świadomość, że Heizou, który miał w oczach domowe ciepło dalej jest jego chłopakiem i czeka w ich domu jakkolwiek powstrzymywała go przed takim krokiem, nawet jeśli powoli jego miłość do niego zaczynała gasnąć.

Przez kolejne kilka tygodni Heizou ciągle miewał ataki nagłego kaszlu, podczas którego wypluwał z siebie płatki lilii złotogłów i pelargonii, które pokryte były krwią. W pierwszym momencie chciał porozmawiać o swoich objawach z osobami, którym ufał, ale...nie chciał wyjść na kogoś nienormalnego. Shinkanoin od zawsze miał jakąś barierę w sobie by powiedzieć głośno o swoim problemie czy też chorobie, nie raz ukrywał przed swoim chłopakiem to, że zaczynał łapać przeziębienie co później zmieniało się w anginę lub inne paskudztwo, które sprawiało, że mężcyzna siedział w domu minimum 2 tygodnie, biorąc najróżniejsze antybiotyki. Tak samo było i tym razem, jednak teraz nie pojawiała się gorączka, a poza nagłymi zrywami starszy czuł się całkowicie zdrowy, tak jakby jego choroba była wyimaginowana, dlatego też pewnego dnia po pracy postanowił w końcu na spokojnie poszukać odpowiedzi w internecie. Wiedział, że to głupie, zwłaszcza że odpowiedzi podawane przez internautów często są błędne i tak było i tym razem. Bordowłosy już miał wyłączyć laptopa z ogromnym rozczarowaniem, gdy jego uwagę przykuł link do strony, która uważała się za medyczną. Klikną w link, a przed jego oczami pojawił się duży nagłówek: ❝ HANAHAKI – choroba kwiecistych płuc ❞. Po przeczytaniu zaledwie kilku pierwszych zdań poczuł jak jego serce się zatrzymuje, a oczy zachodzą łzami.

— Hanahaki, również znane jako choroba kwiecistych płuc spowodowane jest nieodwzajemnioną miłością. W płucach osoby, która kocha bez wzajemności zaczynają wyrastać kwiaty, których płatki wypluwa, w ostateczności hanahaki prowadzi do śmierci...— przeczytał na głos, skrolując stronę w dół. —...to znaczy, że Kazuha mnie już nie kocha — wyszeptał sam do siebie, odrywając się na chwilę od ekranu. Jego serce w tym momencie przestało bić na dłuższą chwile, czuł jakby całe powietrze z jego płuc uleciało. Cały jego świat się właśnie zawalił.

Heizou zawsze sądził, że on i Kazuha są dla siebie stworzeni, a ich relacja nie do zniszczenia. Nie umiał wyobrazić sobie życia bez młodszego nawet jeśli ostatnio praktycznie w ogóle nie spędzali czasu inaczej niż śpiąc razem w jednym łóżku. Teraz jego głowę zaprzątało...wszystko, a przede wszystkim myśli co zrobił źle. Bo w końcu musiał coś zrobić by jego – jeszcze – chłopak przestał go kochać prawda? Czymś do tego doprowadził, może nie okazywał mu wystarczająco swojej miłości? Może zapomniał o jakimś ważnym wydarzeniu? Lub najzwyczajniej na świecie stał się zwykłą rutyną dla drugiego mężczyzny. W końcu Shinkanoin nie był nikim specjalnie ciekawym – zwykły detektyw, który bardzo lubił sprzątać i podśpiewywać czy tańczyć podczas wykonywania tej czynności. I sam Heizou nie wiedział co go boli najbardziej, ale chyba po prostu pęknięte teraz na milion kawałeczków serce. Jego idealny świat okazał się być kruchy jak domek z kart, który mimo wielkich starań – zostaje zburzony. Nie umiał się z tym pogodzić, w końcu Kazuha co noc leżał koło niego, wtulając się w jego klatkę piersiową dając detektywowi złudne uczucie bycia potrzebnym, bycia ważnym, bycia po prostu kochanym. Sam nie zauważył, kiedy po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy, a jego ciało zaczęło się trząść. Schował twarz w dłonie, nie chcąc samemu widzieć się w ekranie laptopa. Czuł się jak małe dziecko, był zgubiony we własnych uczuciach, myślach i rzeczywistości, która drastycznie go przytłoczyła. Wręcz podskoczył słysząc, jak frontowe drzwi się otwierają, a jego chłopak wchodzi do mieszkania. Szybko wyłączył kartę o hanahaki i niemalże od razu znalazł się w łazience.

— Nie możesz mu pokazać, że cokolwiek wiesz — wyszeptał sam do siebie, patrząc w swoje odbicie.

Chciał wierzyć, że jest silny, ale w lustrze widział złamanego, chorego mężczyznę, którego oczy były czerwone od płaczu, a usta drżały przez ogarniające nim negatywne emocje. Powtarzał sobie w myślach, że musi się uspokoić i wyglądać tak jakby wcale przed chwilą nie dowiedział się o czymś co zupełnie go zniszczyło. Powoli wypuścił powietrze ustami, uspokajając oddech chociaż w niewielkim stopniu, a twarz zaczął przemywać zimną wodą, która może nie dała zbyt wiele, ale wyglądał o wiele lepiej niż chwilę wcześniej. Wziął głęboki oddech i na chwilę przymknął oczy, licząc do dziesięciu oraz opuścił łazienkę.

— Cześć skarbie — odezwał się Heizou i posłał drugiemu i uśmiech, starając się by wyglądał na jak najbardziej prawdziwy.

— Hej kochanie! — odpowiedział również, uśmiechając się Kazuha, który niczego nie podejrzewał — Wpadłem do domu tylko na chwilę bo Beidou potrzebuje pomocy z nowymi meblami czy coś w tym stylu — skłamał z niezwykłą łatwością i podszedł do swojego chłopaka, którego pocałował w policzek, chociaż aktualnie wolał już być koło Scary i to nim się zajmować. Składać na jego ustach delikatne i te mocniejsze pocałunki, chwytać jego ciało w wielu miejscach, które było w tym momencie zarezerowane tylko dla niego.

Heizou nic nie mógł poradzić, że przez pieszczotę jego serce podskoczyło, a jego twarz pokryła się delikatnym rumieńcem. Nawet jeśli wiedział, że niższy teraz udaje i obdarza go czułościami tylko po to by ten nic nie podejrzewał to dalej cieszył się jak zakochana nastolatka, gdy dostawał chociaż chwilę uwagi.

— Bawcie się dobrze! Możesz ją pozdrowić ode mnie, pamiętam jak studiach częściej się z nią widziałem — zaśmiał się cicho detektyw.

Blondyn jedynie kiwnął głową i skierował się do ich wspólnej sypialni, gdzie przebrał się z luźnego swetra w beżowy golf, do którego czarne spodnie jakie miał na sobie od rana pasowały idealnie. Nieco popsikał się swoimi ulubionymi perfumami, których starał się używać tylko na specjalne okazje – a kolacja z Scaramouche wydawała się być idealną. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnął się sam do siebie, mimo że w głębi czuł się winny. Wiedział, że krzywdzi swojego – jeszcze - chłopaka, ale granatowłosy sprawiał, że w jego życiu była łamana rutyna, a przez fakt, że musieli się ukrywać wszystko było jeszcze ciekawsze i był pewien, że może nie kocha swojego kolegi z pracy, ale zdecydowanie, był nim zauroczony, a uczucia do Heizou powoli były zakopywane coraz głębiej w jego sercu. Po chwili wypuścił pomieszczenie, poprawiając jeszcze raz włosy.

— Możliwe, że wrócę dopiero jutro, nie martw się okej? Do zobaczenia skarbie — powiedział Kazuha i pocałował drugiego mężczyznę w policzek - kolejny raz tego dnia.

— Do zobaczenia Kazu! — odpowiedział Heizou, gdy blondyn już był przy drzwiach, a kiedy opuścił ich mieszkanie bordowłosy rzucił się na kanapę.

Po jego policzkach zaczęły spływać łzy, a on sam zakrył twarz poduszką by nie czuć się tak żałosnym. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego chłopak go okłamał. Nieważne jak głupio to zabrzmi – Beidou kochała dzielić się swoimi zdjęciami z wakacji i teraz nie była w Japonii, a słonecznej Hiszpanii na krótkim wyjeździe. Shinkanoin czuł się oszukany i zraniony nawet bardziej, niż wcześniej. Był żałosny prawda? Zachorował na coś takiego dlatego, że nie był wystarczająco dobry dla osoby, która była dla niego całym światem. Mógł dla niego zrobić wszystko, nieważne jak absurdalnie to brzmiało, po prostu kochał go i właśnie tracił.
Płakał chyba godzinę, jego głowa pękała z bólu, a ciało trzęsło się, nic nie mógł na to poradzić. Kiedy myślał, że w końcu będzie wstanie podnieść się z kanapy i dojść do laptopa by przeczytać więcej o swojej chorobie zgiął się w pół i znowu zaczął kaszleć. Tym razem wypluwał całe kwiaty lilii złotogłów i pelargonii, a krew, którą ociekały brudziła czystą podłogę. Znowu zaczął płakać, nie mógł złapać oddechu ciągle dusząc się i wypluwając rośliny, które drażniły jego wrażliwą scianę gardła i podniebienie. Czuł się tak cholernie bezsilny, bezużyteczny i tak jakby zaraz miał umrzeć. Jego wizja zaczęła się rozmazywać, a przed oczami pojawiła się ciemność, Heizou zemdlał przez nadmiar tego wszystkiego, jego złamane serce z każdą chwilą kruszyło się bardziej, a kwiaty pochłaniały jego układ oddechowy.

Minęło trochę czasu zanim znowu otworzył swoje oczy, a wraz tym czucie w jego ciele również wróciło. Czuł się jakby przejechał go tir, ale były to najzwyczajniej na świecie przytłaczające go emocje i bezsilność. Spojrzał na podłogę i westchnął.

— Muszę to posprzątać zanim Kazuha wróci — mruknął do siebie, patrząc na kwiaty i zaschniętą już krew.

To wszystko wyglądało obrzydliwie, a świadomość, że wychodziło to z mężczyzny tylko bardziej upewniało, gdy w tym, że on sam taki jest. Szybko skierował się do łazienki, z której wziął mopa i zaczął przemywać podłogę w salonie, doprowadzając ją do nawet lepszego staniu niż przed jego atakiem kaszlu. Odstawił urządzenie do łazienki i w końcu usiadł do laptopa by sprawdzić, czy istnieje jakieś rozwiązanie na jego chorobę, jeśli tylko może – zrobi wszystko by znów razem mogli być szczęśliwi, jeśli nie to zrobi wszystko by to Kazuha był szczęśliwy, szczęście Heizou mogło zejść na drugi plan ten jeden raz, zawsze stawiał ich szczęścia na równi, ale...teraz nie chciał niczego innego niż szczęście swojego – jeszcze – chłopaka. W historii przeglądarki szybko znalazł stronę, którą czytał przed pojawieniem się blondyna w domu i wzrokiem od razu zjechał do podnagłówka o leczeniu hanahaki. Czytając to poczuł się równocześnie bardziej zrelaksowany jak i bardziej zestresowany, bo rozwiązanie było tylko jedno – poddać się operacji wycięcia kwiatów jednak ciągnie to za sobą to, że zapomnimy o ukochanej osobie i już nigdy nic do niej nie poczujemy, nawet zwykłych koleżeńskich uczuć, będzie nam obojętna, w przeciwnym razie bez tego jesteśmy wystawieni na pewną, powolną i cholernie bolącą śmierć.

I Heizou niemal od razu podjął swoją decyzję. Za nic na świecie, nawet za zdrowie i dalsze życie nie chciał tracić wszystkich tych wspomnieć z Kazuhą, nie wyobrażał sobie nie pamiętać tych wszystkich randek, zwłaszcza ich pierwszej w parku, podczas której w młodszego wpadł malutki chłopiec i wysmarował jego koszulkę lodami więc Shinkanoin od razu oddał drugiemu swoją bluzę. Nie chciał zapominać ich pierwszego pocałunku, podczas którego starszy poczuł, że ich usta są do siebie idealnie dopasowane i że są to jedyne usta, które chce całować do końca swoich dni. Nie umiał wyobrazić sobie tego, że nie będzie pamiętał pierwszego czasu, gdy się kochali, mimo że obaj byli zupełnie niedoświadczeni i przestraszeni, że zranią drugą osobę, ale ostatecznie cała noc minęła im na delikatnych pocałunkach, słodkich słowach i waniliowym seksie. Nie chciał też zapominać o tych gorszych chwilach, gdy kłócili się o głupoty i jeden z nich chodził spać na kanapę lub opuszczał dom by ochłonąć, zawsze w środku nocy wracali wspólnie do łóżka, gdzie płakali wspólnie, bo byli zbyt przerażeni wzajemną stratą siebie. Nie chciał przestać go kochać, nawet jeśli oznaczało to koniec jego życia.

— Bo stracenie mnie jest lepsze niż stara Ciebie. Nie chcę Ci dłużej zabierać szczęścia, skarbie — wyszeptał do siebie i wyłączył laptopa, uprzednio usuwając wszelkie wyszukiwania związane z hanahaki z historii przeglądania.

I dni mijały, zmieniając się w tygodnie, które dla niego były długie, wyniszczające, ale niezwykle spokojne. Pogodził się z tym wszystkim, a całując usta Kazuhy raz na jakiś czas jego serce biło szybciej i nic nie mógł na to poradzić, że najzdrowszy czuł się przy nim nawet jeśli ostatnio ataki kaszlu zaczęły pojawiać się kilka razy dziennie, a oddychanie nawet przy codziennych czynnościach stawało się trudniejsze. Czuł, że powoli kończy mu się czas i to było w porządku, dzięki temu wiedział, że niedługo przestanie zawadzać blondynowi, który najwyraźniej nie wiedział, jak zakończyć tę relację i Heizou jak najbardziej to rozumiał, chociaż nie powinien.

— Zu? Wychodzę skarbie, wrócę jutro po południu, dobrze? — powiedział Kazuha, poprawiając jeansową, kurtkę, którą właśnie założył.

— Jasne Kazu, baw się dobrze kochanie — odpowiedział Heizou, obejmując go z tyłu w tali, a swój podróbek oparł o ramię niższego.

Na chwilę zerknął w lustro, a na jego ustach uformował się delikatny uśmiech. Wyglądali tak jak kiedyś, gdy wszystko było w porządku. Gdy Shinkanoin nie ukrywał cieni pod jego oczami i tego, że cholernie schudł przez hanahaki, a Kaedehara nie ukrywał tego, że jego serce powoli przechodziło w ręce kogoś innego. Detektyw przez chwilę poczuł jakby wszystko było znowu na swoim, odpowiednim miejscu. Jednak ta wizja została złamana tylko gdy młodszy oswobodził się z jego objęć i złożył delikatny pocałunek na policzku starszego. I Heizou naprawdę chciałby wytłumaczyć czemu poczuł, że to był ten ostatni pocałunek, który poczuł, ale nie umiał. Jednak to uczucie tknęło go do napisania listu, chciał się jakoś pożegnać ze swoim ukochanym, jeśli kwiaty miałyby przebić jego płuca i serce zanim ten zdąży wrócić do domu.

Moje serce, Piszę ten list, ponieważ czuję, że powoli kwiaty rosnące w moich płucach zaczynają się przebijać i mocniej odcinać mi powietrze. Zanim spytasz jakie kwiaty – zacząłem chorować na hanahaki. Jest to...choroba, na którą chorują ludzie, którzy są nieszczęśliwie zakochani. Przepraszam, że nie powiedziałem Ci o tym wcześniej, ale nie chciałem psuć twojego szczęścia z tą osobą, mam nadzieje, że traktuje Cię dobrze, bo inaczej zacznę zwiedzać go bądź ją w koszmarach. Chcę żebyś wiedział, że będę Cię kochać zawsze, nawet jeśli moje serce już dawno przestanie bić. Jesteś kimś kto nadał mojemu życiu więcej sensu, dlatego nie poddałem się operacji, nie byłbym w stanie zapomnieć o Tobie, nie chcę zapominać o Tobie nawet jeśli oznaczałoby to, że byłbym zdrowy. Strata zdrowia, życia czy całego mnie jest lepsza niż strata Ciebie, bo tracąc Ciebie straciłbym wszystko. Strasznie głupie to jest prawda? Ale tak chyba działa prawdziwa miłość – jest w stanie oddać nawet najcenniejszy dar jaki masz, którym jest twoje życie, by osoba którą kochasz była szczęśliwa. Równocześnie chciałbym Cię przeprosić, za bycie nienajlepszym chłopakiem, chciałbym móc cofnąć czas i naprawić swoje błędy tak byś nigdy nie musiał oglądać się za nikim innym, chciałbym być mężczyzną, który zawsze chroniłby twoje serce i nie pozwolił go zająć. Przepraszam, że dłużej nie jest w moich dłoniach, ale też rozumiem, że te moje nie były wystarczająco kompetentne by je zatrzymać. Chcę, jednak żebyś wiedział, że Cię kocham, cały czas i twoje szczęście jest tym najważniejszym dla mnie. Proszę, korzystaj z życia jak najbardziej, wierzę, że kiedyś jeszcze raz się spotkamy. Kocham Cię, jestem wdzięczny za każdą wspólną chwilę i pocałunek.
Twój na zawsze, Heizou


Godziny mijały, a Heizou miał ochotę wyrzucić swój list do kosza, był wręcz pewien, że dzisiaj już nic się nie wydarzy i jedynie się wygłupił marnując tusz w czarnym długopisie i śnieżnobiałą kartkę. Miał już porwać, a następnie wyrzucić list, gdy nagle zgiął się w pół desperacko próbując złapać powietrze. Czuł się jakby ktoś wrzucił go pod taflę wody i trzymał na siłę jego głowę pod jej powierzchnią, by nie mógł się wynurzyć i zaczerpnąć życiodajnego tlenu. Kwiaty zaczęły go pochłaniać, skazując na powolną i bolesną śmierć. Z każdą przeciągającą się minutą mężczyzna tylko mocniej czuł, jak kwiaty przebijają się przez jego narządy wewnętrzne, jednak specjalnie nie postępowały za szybko tak by poczuł, że podjął złą decyzję. Jednak...nic nie mogło pchnąć go ku tym myślom, i może gdzieś tam w środku, bez własnej wiedzy mógł żałować, że podjął taką a nie inną decyzję, ale nigdy by jej nie zmienił, za bardzo kochał młodszego mężczyznę by zrezygnować z wspomnieć o nim. W tej chwili Heizou paradoksalnie rzecz ujmując cieszył się z dwóch rzeczy – przestanie być problemem w spotkaniach Kazuhy z jego nową miłością oraz z tego, że jednak nie zdążył podrzeć tego listu, dzięki któremu będzie mógł jakkolwiek pożegnać się ze swoim ukochanym, któremu już wystarczająco życia na psuł. Miał świadomość, że jego odejście zrani jego przyjaciół w tym najbardziej Aethera, który od pewnego momentu wiedział o jegochorobie i nawet jeśli Aether w jakikolwiek sposób miał czas by przygotować się na stratę najlepszego przyjaciela, który był dla niego jak brat to nie był w stanie, jednak ta świadomość nie zmieniała niczego teraz. Nagle poczuł, jak kwiatu zaczynają się przebijać przez jego przełyk i serce, raniąc go coraz mocniej. Z oczu Heizou zaczęły wypływać łzy bólu, a on zaczął wydawać agonalne ciche jęki. Odczuwanie tego wszystkiego było straszne.
Umierał długie godziny, płacząc z bólu, który powodowały piękne kwiaty, kwitnące wewnątrz jego, jednak w nocy w momencie kiedy Kazuha pierwszy raz od kiedy zaczął się umawiać z Scaramouche zadeklarował, że jego uczucia przyjmują formę przypominającą miłość – łodygi lilii złotogłów i pelargonii przebiły klatkę piersiową i przełyk Heizou, sprawiając że ten zakończył swój żywot, wtedy też Kazuha poczuł nagłe uczucie w sercu ale...nie wiedział dlaczego, więc o tym starał się zbyt wiele nie myśleć, kontynuując całowanie malinowych ust granatowłosego mężczyzny.

I ciało Heizou leżało całą noc wypuszczając z siebie kwiaty, które zaczęły roztaczać swój zapach i krwi, która zaschła na ich płatkach i martwym ciele ich żywiciela, ale to nie był koniec historii nawet jeśli wszystko na chwilę stanęło w miejscu, ponieważ Kazuhaprzez to wszystko pogubił się we własnych snach, pragnąc by już nigdy się nie obudzić bądź już nigdy nie zasnąć, a fioletowe krokusy sprawiły, że czuł się jeszcze bardziej winny, ale o tym Heizou już nigdy się nie dowie. 



od autora: mineły 2 całe lata nim byłem w stanie przepisać i zmienić tą część tej historii. Co do jej drugiej części - która nie jest niesamowicie ważna - może kiedyś również ją dodam. Narazie jednak ta historia jest skończona. Mam nadzieję, że wam się podoba. 

LOSING YOU ➵ heikazu / kazuscaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz