Rozdział 1 Ziarno Nadziei

52 3 2
                                    

''Ziarno nadziei''

Ciszę przerwał nagły hałas. Nocne niebo rozświetliło się na moment milionem barw od błękitu aż po czerwień. Chwilę później sytuacja miała miejsce ponownie, nasilając się z każdą sekundą. Leśny krajobraz z spokojnego widoku zaczął się przeistaczać. Trzask spłoszył ptaki, brutalnie zbudzone ze snu, zmuszając do szybkiej ucieczki. Rozpaczliwy krzyk rozniósł się po okolicy, jakoby ktoś wyrywał duszę żywcem z ciała. Migoczące iskry mozolnie opadały na ziemie z mocniejszym podmuchem wiatru, przeistaczając się w płomień. Wpierw mały, migoczący żar, jednak w mgnieniu oka zaczął się przeobrażać. Wycie z oddali stało się głośniejsze i wyraźniejsze. Pośród wystrzałów i trzasku rozszalałego ognia dało się wyłapać słowa. Niewyraźne wołanie o pomoc, dochodzące gdzieś z głębin boru ''pomocy'', ''ghaa! ratunku'', ''Aruno...Aruno!''

- Aruno zbudź się! - głos rozbrzmiał, nagle ponad cały las, zagłuszając krzyk.

- Co?! - mała postać poderwała się momentalnie do pionu, zdzierając z twarzy kawałek materiału, który robił za pościel.

- Przez całą noc mamrotałaś coś dziwnego przez sen, koszmar senny? - Krajobraz zmienił się diametralnie. Pożar zniknął, krzyki ucichły a ciemna noc zmieniła się w dość urokliwy poranek. Zaspana postać kobiety podniosła się leniwie na równe nogi by rozciągnąć zastygnięte od snu ciało. Nie była to jednak postać ludzka, mimo prostej postury, sylwetki łudząco podobnej do człowieka, widniało kilka drobnych, ale zarazem charakterystycznych szczegółów. Długi jaszczurzo podobny ogon, sięgający aż do ziemi. Pokryty czarno-brązowym futrem o smukłej budowie, ale na tyle umięśniony by móc wspierać równowagę postaci. Drugą cechą odmienności były uszy w niczym nie podobne do ludzkich, W kształcie elfie, jednak widniały na nich skrawki futra. Można je porównać do kocich. Druga postać wyszła spod cienia starego dębu, tuż obok noclegu jaki urządziły sobie owe bohaterki. Druga istota okazała się być stuprocentowym człowiekiem. Starsza kobieta, odziana w jelenią skórę.

- Przepraszam cię, to przez to wszystko. Od wielu dni jestem w podróży i nie wiem nadal od czego zacząć. Próbowałam zebrać informacje na głównym szlaku, jednak niczego się nie dowiedziałam. - wycedziła przez usta, dość zmęczonym i zaspanym tonem, owijając własny brzuch ogonem. Kobieta, z którą nocowała to druidka, którą Aruno poznała zeszłej zimy. Pomogła jej już parę razy w trudnych chwilach. Jakoś udało się nawiązać między nimi dobry kontakt.

- Nie musisz mnie przepraszać. Zrobiłam, ile mogłam dla ciebie. Wiesz dobrze, że w dalszą podróż musisz udać się sama. Bliźniacze jeziora już tylko dwa dni drogi stąd. Już niedaleko do pierwszego przystanku. Miejmy nadzieję, że dalsza część twojej przygody okaże się promienna – staruszka pozwoliła sobie zbliżyć się do istotki i kucnąć obok niej, gdy ta jeszcze przecierała zaspane oczy. Wyciągając drobną, zdobioną zmarszczkami rękę i zaczesując palcami kosmyki dziewczyny. Ta instynktownie przechyliła głowę w stronę dłoni, wtulając twarz. Przesiedziały tak jeszcze krótką chwilę w milczeniu by znaleźć się po czasie przy koniach. Jeden gniady wałach, z zaplecioną do połowy grzywą. Siodło było pełne dodatkowych zapięć i zaczepów. Wszystko miało swoje miejsce. Torby, sakwy na zioła. Koń w pełni wyposażony. Drugi, Kary z białą latarnią na czole należał do Aruno. Równie dobrze przygotowany w podróż.

- Dziękuję ci za wszystko Owi. Mam nadzieję, że spotkamy się w nowej porze nagich drzew. - powiedziała, unosząc wargi w górę, by zastrzyc uszami na pożegnanie. Wsiadła na karego wierzchowca, dodając gwałtownie łydkę. Koń ruszył gwałtownie a kobiety się rozdzieliły.

Aruno spowolniła konia do kłusu, gdy tylko opuścili leśną ścieżkę i znaleźli się na rozdrożu. Jeden drewniany znak, pośrodku niczego więcej. Puste nieużytkowe pola, rosnące dziko jabłonki i wysoka trawa. Gdyby nie to, że dziewczyna siedziała w siodle, nie widziałaby nic poza czubkiem krzewów. W głowie powtarzała sobie ''już niedaleko''. Zwolniła konia bardziej. Oboje byli zmęczeni ciągłą podróżą. Dwa dni bez snu, postoje krótkie na chwilę oddechu. Tyle godzin w takiej pozycji też bywa męczące. Wzrok skierował się ponownie w stronę drogowskazu. Do bliźniaczych jezior już blisko. Po drodze była niewielka wioska, w której Aro będzie mogła rozprostować nogi na dłużej niż kwadrans. Kto wie, może podróżniczka spędzi tam noc wraz z wierzchowcem. Jeden głębszy wdech i dodana łydka przyśpieszyły podróż do wioski. Wkrótce ku błękitnym oczom bohaterki ukazały się pierwsze drewniane chaty. Małe domy, ledwo trzymające się pionu, opierające się o pobliskie ogrodzenia, wzdłuż wyjeżdżonej, nierównej drogi. Wyciągnęła rękę za siebie by naciągnąć na głowę kaptur, pogoda nie zapowiadała się na deszczową czy poniżej przeciętnej. Jednak nieznajoma okolica mogła przysporzyć niepotrzebnych kłopotów, jakich Aruno chciała uniknąć. Jest tu tylko przejazdem, by nabrać sił i ruszyć w dalszą podróż. Obrała sobie ważny i szlachetny cel, który miał szanse zmienić losy świata. Usłyszała już jednak parę razy, że wychodzi z motyką na słońce, że jej pomysł nie ma najmniejszego sensu i by porzuciła wszelkie nadzieje i pogodziła się z losem. Świat już nigdy nie miał wrócić do równowagi. Dziewczyna jednak nie widziała tego w ten sposób. Ona w tej całej czerni dzisiejszego świata, widziała małe światło, niczym świeca zapalona w oddali. Jej zadaniem jest odnaleźć te świecę i nie pozwolić jej zgasnąć. To by oznaczało koniec. Koń parsknął jedynie podczas minięcia kolejnego z kolei podupadłego gospodarstwa. Poprzez stukot kopyt unosił się kurz i pył. Dawno nie padało, przydałby się deszcz. Jeśli kolejne dni nie przyniosą deszczu, wioska będzie zmagała się z głodem. Do tego dojdą problemy z oddaniem części plonów do władców. Sami gospodarze zostaną z niczym i przyjdzie im umrzeć z głodu. Dalsza droga prowadziła do niego bardziej zaludnionego miejsca. Stało tam więcej domów, stajni i nawet jeden mały zajazd. Stan budynku nie pozwolił jej tego jednak nazwać karczmą. Jednak nie miała wyboru. Koń jak i ona potrzebują nieco odsapnąć. Zajechała prawie pod same drzwi, zsiadając jednym płynnym ruchem. Złapała wodzę i zaprowadziła konia pod płot, by go przywiązać, z torby wzięła sakwę i wcisnęła szybko w kieszeń. Lepiej nie pokazywać, ile ma się pieniędzy, jeśli nie chce się skończyć z nożem na gardle. Przekraczając próg zajazdu dało się poczuć zapach palonego tytoniu, wędzonego mięsa i potu. Wzrok gości skierował się na drzwi i nowego przybysza w kapturze. Aro lekko speszona, ruszyła do przodu, w głąb pomieszczenia. Karczmarz uniósł głowę, wstrzymując przecieranie naczynia na zupy.

Powrót do tajemnic[ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz