jeden księżyc

26 5 9
                                    

Byli młodzi i zakochani. Bardzo zakochani. Jednak nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku się unikali, później nie miała długopisu więc jej pożyczył i jakoś się potoczyło, że zauroczył się w szatynce, a ona w nim. Dość długi trwali w takim stanie rzeczy, jednak pamiętnego wieczoru na balkonie w jej mieszkaniu, które było położone na dwudziestym trzecim piętrze wyznał jej co czuje. Myślał, że usłyszy śmiech, słowa oblgi, czy też mu się oberwie w twarz za naruszenie jej przestrzeni prywatnej. Jednak jedyne co dostał to spojrzenie niebieskich tęczówek, które były radnosne, ale i delikatny pocałunek do którego musiała stanąć na palcach. To był ich pamiętny balkon. Bardzo pamiętny.

Kilka lat później musiał wyjechać. Daleko wyjechać. Zdążył się jedynie pożegnać, pocałować kolejny raz i złożyć obietnice. Oboje byli świadomi, że jedzie daleko, bardzo daleko. Oboje wiedzieli, że to może nie przetrwać, jednak obiecali sobie, że nawet jeśli ich kontakt umrze, zawsze będą patrzeć na księżyc z myślą, że patrzą na to samo miejsce. Z myślą, że ten sam księżyc był świadkiem wyznania sobie miłość, pierwszego pocałunku i wielu innych ważnych rzeczy. Obiecali spoglądać w księżyc z myślą o sobie. Z myślą o pierwszej miłości i z nadzieją, że będzie ostatnią.

Życie łaskawe nie było. Nigdy nie wrócił do rodzinnego miasta, a został na drugim końcu kraju daleko od szatynki. Zaś ona czekała. Wysyłali sobie listy. Kiedyś jednak nie dostała odpowiedzi. Czekała wiosnę, lato, jesień i zimę. Między czasie oczywiście sama pisała listy z myślą, że może po prostu był jakiś wypadek jednak odpowiedzi się nigdy nie doczekała. Jednak co noc spoglądała na księżyc z nadzieją, że patrzą w to samo miejsce myśląc o sobie. Nawet gdy po kilku latach znowu z kimś była, zawsze myślała o nim.

On również czekał na list od niej. Czekał wiosnę, lato, jesień i zimę. Wysyłał ponowie listy mając nadzieję, że dziewczyna nie pomyśli, że ją zostawił. Tym razem na dobre. I z nadzieją, że po prostu list nie dotarł. Jednak wysyłał je ciągle, a odpowiedzi nigdy nie dostał. W końcu się poddał. Zrozumiał, że nie miała siły tego ciągnąć. Zrozumiał, że znalazła kogoś obok, lepszego. Nie był zły na nią. Nie potrafiłby. Był zły na siebie, że ją zostawił. W ich rocznicę kupił chryzantemy. Wszedł na balkon i spojrzał na księżyc z nadzieją, że również na niego patrzy. Poprawił swój płaszcz i położył bukiet kwiatów na barierce. Noc była zimowa. Chłodna. Wietrzna. Jednak nie zszedł. Cały czas patrzył na księżyc zastanawiając się co wyprawia jego szatynka.

W ich rocznicę również stała na balkonie w białej sukience. Tym samym balkonie na którym wszystko się zaczęło. Noc to była ciepła. Jedynie wiater delikatnie powiewał w włosy, ale jej to nie przeszkadzało. Jedyne czego chciała to poczuć jego ciepło obok, blisko niej. Na kolanach napisała kolejny list. Ostatni. I wysłała z nadzieją, że da się to jeszcze naprawić, mimo wszystko. Odpowiedzi nigdy nie dostała.

Tajemniczo znikające listy były winą blondynki, która twierdziła, że powinien o niej zapomnieć na zawsze, lecz się to nie udało. Zawsze pamiętał.

Pięć lat później oboje znowu patrzyli w książc roniąc łzy. On został sam, ona została zdradzona.

A ich spotkanie nigdy nie nadeszło. Zostali w niewiedzy, że nadal druga osoba kocha i nie może zapomnieć. W niewiedzy, że zawsze patrzą w to samo miejsce na niebie z tymi samymi myślami. Do końca.

Woow
Trochę dłuższy wyszedł niż chciałam, ale myślę, że nadal dobry

Podoba się wam?

one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz