Stąpając po cienkim lodzie

43 4 3
                                    


Znajdowali się teraz jakieś 5 kilometrów od Noginska. Brak zmiękczenia w wyrazie ma ogromnie znaczenie, bo nie chodziło tutaj o przepiękny, zabytkowy Nogińsk znajdujący się tuż pod Moskwą, a o nieistniejącą już od 10 lat wioskę tuż przy malowniczej, Dolnej Tunguzce, która wiła się wśród płaskowyżu niczym wąż. Był środek stycznia i -24 stopni Celsjusza. Gdy o bladym świcie wyruszyli z Turuchańska, płynęli w dół rzeki łodzią. Odwoził ich jakiś starszy mężczyzna z ciężkim spojrzeniem i ochrypłym od tytoniu głosem. Mówił bardzo mało, tak samo jak Iwan, więc przez większość podróży towarzyszył im tylko dźwięk rozbijanego pod dziobem lodu. Choć było zimno, widoki były piękne, więc Maria nie narzekała.

Wypuścił ich w opuszczonym, noginskim porcie, a sam popłynął dalej, pewnie na Uchami. Gdzie miałby indziej?

Śnieg chrupał im pod butami, kiedy szli przez opuszczoną wieś. Iwan szedł za nią, napędzany wyraźną troską, choć sam by się do tego nie przyznał. Pociągnął wyraźnie nosem i lodowate powietrze wlało mu się w płuca. Uwielbiał taką pogodę.

— Pamiętasz ty w ogóle, gdzie to jest? — spytała Polka, oczami wodząc po horyzoncie. Zdobiły go pagórki i niskie, pokryte warstwą śniegu modrzewie. Nie miała pojęcia, dlaczego dała się wywieść na środek Syberii i czemu na pytanie Rosjanina o chęć wyjazdu rzuciła gromkie, i entuzjastyczne "tak". Była w niej po prostu jakaś potrzeba przygody, doświadczania i zmian, których ciepły podgnieźnieński domek nie mógł zapewnić. Poza tym tak wiele przeżyła, że raczej nic już ją zabić nie może. A na pewno nie trochę śniegu i Iwan z saperką.

— Mmm — mruknął jej w odpowiedzi mężczyzna — Z zamkniętymi oczami bym tam trafił.

Prychnęła w odpowiedzi i zmarszczyła zmarznięty nos.

— Nie próbuj lepiej, Wania — ostrzegła go — Jak się zgubimy, to wróci tylko jeden z nas i zapewniam cię, nie będziesz to ty.

Rosjanin zaśmiał się nisko, bardziej rozczulony niż przejęty groźbami tej o głowę niższej od niego istotki.

Da, konjeczna. Tylko to ja mam karabin na plecach, solnyszka — cmoknął do niej w odpowiedzi, a Polka bąknęła pod nosem i wlepiła wzrok w śnieg pod nogami. Lubił, jak się złościła, więc przydepnął jej piętę. Potknęła się i przeklęła na niego głośno, a ten uśmiechnął się szeroko, a rzadko mu się zdarzało.

— Zarżnę cię kiedyś Iwan, obiecuję ci to — syknęła mu. Aż z tej złości przestało jej być zimno.

Ja znaju, Polsza - odparł jej lekko i zrównał z nią krok — Znaju to od XV wieku.

Marsz wydawał się o wiele dłuższy niż był, ale nie wiedziała, czy to tylko wrażenie czy zwyczajnie wolno szli. Nie była przyzwyczajona do spacerów w śniegu, a na pewno nie tak jak Iwan. Rosjanin miał dłuższe kroki, lepsze buty i ogólnie potrafił po zaspach poruszać się po prostu sprawnie. Wiedział, gdzie postawić stopę, żeby nie zapadała się w puchu i bez zastanowienia odróżniał śnieg mokry od suchego. Zupełnie inaczej było z Polką, która wlekła się, szurając ładnymi, ale niezbyt praktycznymi śniegowcami po ziemi. Łatwo się zalepiały i traciły tarcie, a na byle lodzie zamieniały się nagle w wyjątkowo skuteczne łyżwy. Dlatego nie miała wyboru, musiała iść wolno.

Bystrje, Masza - popędzał ją czasem mężczyzna, kładąc jej dłoń na plecach, ale nigdy tak naprawdę jej nie wyprzedzał. Szedł zaraz obok, choć widać było, że ociąga się przy tym. Marii nie było wcale szkoda. Nic mu nie będzie, jak poczeka.

Po pół godzinie marszu byli już blisko. Potrzebowali jeszcze przejść przez rzekę, a potem w dół, na skraj lasu. Koryto nie było szerokie, a sama woda zamarznięta na kość i pokryta jeszcze cienką warstwą świeżego śniegu. Iwan pierwszy postawił stopę na lodzie, żeby sprawdzić czy nie zarwie się on pod jego ciężarem. Był w końcu sporym mężczyzną, naturalnie umięśnionym, choć Polka twierdziła, że jest zwyczajnie gruby. Nie przystawał na takie bezpodstawne obelgi, a jego miłość do wszystkiego co słodkie i lukrowane nie miała nic do rzeczy. Chociaż kiedy Maria robiła pączki, mógłby zjeść ze trzydzieści.

Lód nawet pod nim nie zaskrzypiał. Wyprostował się i postawił pewniejszy już krok, ręką machając do towarzyszki. Polska poszła za nim, ślizgając się z lekka na zamarzniętej wodzie. Trudno powiedzieć, co zdecydowało, że tafla zaczęła pod nią pękać. Może postawiła nogę w złym miejscu, a może trafiła akurat na jakiś cieplejszą strefę? Nie znała się na tym, w panice potrafiła tylko znieruchomieć, patrząc na pajęczynę pęknięć rozlewającą się jej pod stopami. Iwan stał już na pewnym gruncie, ale nie zdążył zareagować. Zanim się odwrócił, kobieta runęła w dół, niemal znikając w odmętach zimnej, syberyjskiej rzeki.


Tunguska Zima || RUSPOLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz