•Rozdział 8-nawet boisko to złe miejsce•

2K 135 74
                                    

Rozpoczęły się przygotowania do rozgrywek Quidditcha. Jako pierwszy miał odbyć się mecz Gryfonów z Puchonami. Oliver Wood bardzo męczył drużynę Gryffindoru na treningach, Fred i George chodzili cały czas narzekając na zakwasy i mnóstwo siniaków, znikali na całe popołudnia, tak samo jak Harry.

Lee i Lora spędzali więc czas we dwójkę.

Dziewczyna udzielała swojemu kuzynowi korepetycji z Wróżbiarstwa i Eliksirów, ale także często wybierali się do Hogsmeade do Herbaciarni lub na piwo kremowe do Pubu pod Trzema Miotłami. Często spacerowali, rozmawiali na przeróżne tematy, oboje nie mogli doczekać się świąt do których zostało tylko 3 tygodnie.

Nadszedł więc grudzień, na zewnątrz zdarzały się już pierwsze przymrozki, wielkimi krokami zbliżała się zima, którą tak bardzo uwielbiała Lorraine.

Rana blondynki po szlabanie u profesor Umbridge zagoiła się w miarę ładnie, na skórze Lory pozostały tylko litery, które stały się bliznami wyrytymi na ręce dziewczyny na prawdopodobnie całe życie.

Natomiast po uścisku Harrego nie zostało żadnego śladu w tym miejscu, w sercu Lorraine pozostała jednak blizna tak głęboka, że bolała ją prawie każdej nocy gdy wypominała sobie co mogła zrobić inaczej, lepiej, bardziej, żeby Harry nie oddalał się od niej

  *

Lora siedziała na swoim łóżku oczywiście sama w pokoju. Judith i Eleonora już dawno opuściły dormitorium ubrane od stóp do głów w barwy domu Helgi Hufflepuff, to już dzisiaj odbywał się mecz Gryfonów z Puchonami.

Lorraine jakoś nie miała humoru na nic.

Nie chciała wstawać z łóżka.

Nie chciała opuszczać swojego pokoju stanowiącego jej azyl.

Nie chciała iść na boisko, siadać na trybunach i kibicować nikomu, jej serce było rozdarte, jej dom czy jej chłopak i przyjaciele?

W końcu Mona, poprzez podrapanie w rękę i karcący wzrok, zmusiła Lorę do wstania z łóżka. Podeszła do szafy, wyjęła czarne spodnie, zwykłą, białą koszulkę, żółty, rozpinany sweter zrobiony przez jej babcię na drutach.

Ubrała się w te rzeczy, rozczesała swoje blond włosy, spięła część z nich z tyłu. Odnalazła jeszcze swoje buty i szybko znalazły się na jej stopach. Następnie z wieszaka obok drzwi zdjęła swój brązowy płaszcz i szalik domu, ubrała na siebie obie te rzeczy, pożegnała Monę i wyszła z dormitorium.

Zaraz przed boiskiem spotkała Freda i George'a.

— Cześć Lea — rzucił ten drugi.

— Cześć chłopcy, wy jeszcze nie ma boisku? — zapytała Lorraine z uśmiechem na ustach.

— Czekaliśmy na ciebie żebyśmy usłyszeli prosto od ciebie, że trzymasz za nas kciuki — rzucił roześmiany Fred i szturchnął Lorę w bok.

— Trzymam za was kciuki... — urwała — ...ale mojemu domu też kibicuje całym sercem — wyszczerzyła do nich zęby, przytuliła każdego z nich po kolei — Dacie radę na pewno, a teraz idźcie już bo Wood chyba odchodzi od zmysłów.

Cała trójka się zaśmiała, a chłopcy wrócili do szatni sprawnym krokiem widząc czerwoną twarz Olivera. Lorraine chciała jeszcze pójść życzyć szczęścia Harremu, ale jakiś wewnętrzny głos powiedział jej, żeby tego nie robiła. 

Skierowała się więc na trybuny, zajęła miejsce w części Hufflepuffu, w jakiejś jednej, wolnej ławce, gdzie nie siedział nikt.

Zobaczyła machającego do niej Lee, który jak zawsze siedział na miejscu do komentowania, odpowiedziała mu tym samym z uśmiechem.

Otwórz oczy | George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz