Harry nie cierpiał lekcji oklumencji z Snapem. Nie mógł zrozumieć dlaczego Dumbledore wysłał go na takie katusze ze znienawidzonym profesorem. Czemu sam go nie uczył?
Pomimo tego Potter nie odpuszczał żadnego spotkania. Nie wynikało to z strachu przed Voldemortem, tylko, choć nienawidził Snape'a, chciał spędzać z nim jak najwięcej czasu. Szanował go za jego niezwykle dużą wiedzę i umiejętności w różnych dziedzinach.
Tego dnia Potter właśnie szedł na jedne z takich zajęć. Był zmęczony całym dniem lekcji i pisaniem wypracowania na trzy stopy na eliksiry. Wiedział, że to odbije się przeciwko niemu, bo nie będzie w stanie odeprzeć się Snape'owi.
- Nareszcie jesteś, Potter. - wycedził profesor, gdy Harry przekroczył próg drzwi jego gabinetu - Dwie minuty spóźnienia.
- Miałem... - Harry zaczął się tłumaczyć, ale Snape mu przerwał.
- Sam się zaraz dowiem. - profesor uśmiechnął się złośliwie.
Już chwile później Potter poczuł jak ktoś wdziera się do jego głowy. Przez jego umysł przelatywały różne wspomnienia. Zielone światło, pocałunek z Cho, śmierć Cedrica... I przy tym wszystkim, w tle, było słychać szyderczy śmiech Snape'a.
Harry poczuł się nagle słaby i ponownie ujrzał gabinet profesora eliksirów. Wszystkie emocje chłopaka, nagle, jakby zmieniły się w tylko jedną - złość. Nie myśląc zbyt wiele, wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni i podpierając się drugą ręką blatu stołu, rzucił zaklęcie na czarnowłosego.
Natychmiast oczom chłopaka ukazały się wspomnienia z dzieciństwa Snape'a. Zobaczył własną jedenastoletnią matkę o ogniście rudych włosach i zielonych oczach, takich samych jakie on sam odziedziczył. Zobaczył też swoją ciotkę Petunie, o równie brzydkim charakterze co wyglądzie. Potem obraz przeskoczył, ujrzał bowiem własnego ojca i jego przyjaciół: Syriusza, Remusa i zdrajcę Petera, choć oni jeszcze o tym nie wiedzieli. Tak bardzo chciał im to powiedzieć, ostrzec ich, by nie ufali rzekomemu przyjacielowi, wykrzyczeć, że tak bardzo tęskni za ojcem, matką, pomimo, że ich nie znał, ale z ust Pottera nie wydobywał się żaden dźwięk.
Wtedy Harry zobaczył coś, czego nigdy nie chciałby zobaczyć. James i Syriusz, najlepsi przyjaciele, bliscy chłopaka, znęcali się nad młodszą wersją Snape'a z takimi samymi tłustymi włosami, co dorosła wersja chłopaka. Potter nie chciał tego widzieć, ale zobaczył, i to niewątpliwie odbiło trwały ślad na chłopaku.
- Dość! - Dorosły Snape wreszcie pozbył się szoku, spowodowanego nagłym atakiem ucznia i powracającymi wspomnieniami jak bumerang. - Wynoś się z mojego gabinetu! NATYCHMIAST POTTER, NATYCHMIAST!
Krzyk ten był tak przerażająco obcy, że Harry na chwilę odrętwiał.
- Przepraszam... - wybąknął i już zamierzał wyjść z gabinetu, ale zamknął oczy, by zebrać myśli, inaczej nie byłby w stanie nic zrobić: ani przeprosić ani wyjść bez słowa, ani to o czym podświadomie marzył. O czym na co dzień nie myślał, w nocy śnił, ale nie zapamiętywał.
Harry podszedł powoli i bardzo niepewnie do profesora Snape'a. Ten siedział zamyślony na biurku i nie zwracał uwagi na nic, nawet gdyby w pomieszczeniu nagle zaczęłoby się palić, Severus, by tego nie spostrzegł.
Potter bił się z myślami, ale jeśli choć raz miał się wykazać samotnie odwagą, bez swoich przyjaciół - to był ten moment. Nachylił się w stronę Severusa i złożył delikatny pocałunek na ustach profesora.
Obaj popatrzyli sobie prosto w oczy, oddaleni zaledwie centymetr od siebie. Trwało to minutę, może dwie. Następnie Snape przyciągnął do siebie chłopaka i zaczęli się namiętnie całować. Ich usta stanowiły całość, a ciała drżały podekscytowane. Władały nimi nieznane siły pożądania.
Severus nagle odepchnął Harrego przerywając pocałunek i magiczną atmosferę jak się między nimi nawiązała. Potter poczuł się bardzo niezręcznie. Wybiegł z sali z czerwonymi polikami. Biegł przed siebie, nie myśląc o celu, do którego zmierzał. Hogwart był ogromny i liczba miejsc na ochłonięcie również, dlatego zdziwił się, kiedy wbiegł do łazienki na szóstym piętrze. Jego zdziwienie było jeszcze większe, kiedy zastał tam Malfoya.
- Potter! - wycedził blondyn przez zaciśnięte zęby. - Co ty tu robisz?!
- Nie wolno mi być w łazience?! - wykrzyknął Harry agresywnym tonem, ale po chwili, najwyraźniej zrozumiawszy swój błąd, przemówił łagodnym, wręcz miłym głosem - Sorki... Muszę ochłonąć i tak się zdarzyło, że tu trafiłem...
- Wielki Potter, Wybraniec i Patron uciemiężonych musi ochłonąć?! Taką bajeczkę to se możesz wciskać temu staremu świrusowi Dumbledore'owi, ale nie mnie.
- Tyle, że to prawda! - odpowiedział głośno, a następnie jakby do siebie szeptem - Do czego to doszło, że się zwierzam Malfoyowi...
- Nie mam całego dnia Potter...
- Pocałowałem kogoś... I ten ktoś odwzajemnił pocałunek... - Harry rzekł poważnym, ale bardzo cichym tonem. Jednocześnie opierał się o umywalkę, jakby sam nie był w stanie stać.
- Współczuję tej osobie - w pierwszej chwili Draco się zaśmiał, ale potem spoważniał i powiedział ostrym tonem, z wyraźnym wyrzutem - Wielki Potter i jego problemy.
- Malfoy, do cholery! - Harry chwycił ślizgona za koszulę i rzucił nim o lustro, dalej trzymając za ubranie chłopaka. - Pocałowałem profesora, rozumiesz?! PRO-FE-SO-RA!
Potter zrobił się cały czerwony na twarzy, złość w nim kipiała, ale zauważywszy strach wymalowany na twarzy Malfoya, wreszcie puścił jego koszulę i starał się trochę opanować.
- Naprawdę? - zapytał niepewnie blondyn, którego policzki w jednej chwili zrobiły się całe różowe.
Kiedy Harry pokiwał głową na potwierdzenie, młody ślizgon przez chwilę milczał z lekko rozchylonymi wargami, a potem nieśmiało się uśmiechnął.
- Nikomu nie powiem Potter - wymruczał i wyszedł z łazienki jakoś dziwnie wesoły, jakby właśnie odebrał dziecku jabłko, a każdy wiedział, że Malfoy lubił jabłka, BARDZO lubił jabłka.
CZYTASZ
Nasza tajemnica | Two shot [Snarry]
FanfictionHarry już dłużej nie mógł zagłuszać własnych myśli. Zrobił to, co od dawna podświadomie pragnął - pocałował profesora Snape'a. Najdziwniejsze jednak było to, że Severus odwzajemnił ten pocałunek. I jaką rolę w tym wszystkim miał Malfoy? - wróg Potte...