8

958 47 71
                                    

Od razu wstałam i wyszłam z salonu. Znalazłam Adama na dworze.

-Co się stało? Czemu wyszedłeś?- zapytałam, ale nie zdążyłam zadać kolejnego nurtującego mnie pytania, bo poczułam jego wargi na swoich.

Nie chciałam odwzajemnić pocałunku, więc nie poruszałam ustami, a on przyciągnął mnie do siebie i złapał w talii. Oderwałam się od niego gwałtownie. Wszystko widział Louis.

-Chłopie co ty odwalasz?- zapytał zdenerwowany i podszedł do niego.

-Wyznawałem Lily, co do niej czuję, by nie musiała być z takim dupkiem jak ty! Najwidoczniej było jej z tym dobrze bo nawet nie odmawiała- odkrzyknął Adam.

-Adam, żartujesz?! Uspokój się, przecież widziałeś, że tego nie chciałam!- powiedziałam piorunując go wzrokiem.

Widziałam, że Louis podszedł do niego i już podniósł rękę.

-Louis, przestań... Nie warto- chciałam przekonać go by przestał.

-Ahaaa, więc jednak ci to nie przeszkadzało?! Wiesz co, myślałem, że coś nas łączy, ale dopiero teraz wyszło jaka jesteś. Nie wiem jak mogłem pomyśleć, że coś do mnie czujesz- odpowiedział ze łzami w oczach po czym odszedł.

-Widzisz... On cię zostawił, to ja jestem tym lepszym- powiedział Adam z niemiłym uśmiechem.

Nic nie odpowiedziałam, a tylko pobiegłam za Louisem. Tym sposobem straciłam przyjaciela i obiekt mojej sympatii. Gdy przebiegałam obok kółka, w którym jeszcze 5 minut temu graliśmy w butelkę wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Teraz liczyły się sekundy. Bałam się, że Louis coś sobie zrobi.

Wbiegłam do jego pokoju. Tak jak myślałam. W ręku trzymał żyletkę. Podeszłam do niego i delikatnie mu ją zabrałam. Na szczęście jeszcze do niczego nie doszło. Brunet zalewał się łzami. Wiedziałam, że nie chce mnie widzieć. Mimo to, podniosłam jego podbródek, a później musnęłam jego wargi. Po raz kolejny to zrobiłam. Pocałowałam Partridga.

-Przepraszam Louis. Przecież wiesz, że nie miałam tego na myśli. Oczywiście, że...-nie wiem czy chciałam mu to mówić. Nie wiem czy chciałam się przyznać, że naprawdę go kocham-jesteś dla mnie bardzo ważny-dokończyłam uśmiechając się słabo.

-Liczyłem, że powiesz coś innego- odpowiedział cicho wzdychając.

-Co masz na myśli?-zapytałam marszcząc brwi.

-Może ja powiem ci jak wygląda to z mojej strony? Nie wiem czy zmieni to w jakikolwiek sposób naszą relację, ale wydaję mi się, że powinnaś o tym wiedzieć. Cholernie bałem się miłości. Od kiedy moja ostatnia dziewczyna zdradziła mnie z najlepszym przyjacielem, myślałem, że już nigdy nie znajdę nikogo kto naprawdę mnie pokocha. Zmieniło się to gdy poznałem ciebie. Za każdym razem gdy cię widzę od razu robi mi się jakoś cieplej na sercu jeśli mogę to tak nazwać. Bałem się, że okażesz się taka jak wszystkie inne dziewczyny, które poznałem do tej pory, ale nie. Ty jesteś nie dość, że najpiękniejszą to jeszcze tą z najcudowniejszym charakterem. Potrafisz rozbawić mnie tak, że wszyscy wokół się na mnie wkurzają, że się tak głośno śmieję. Mimo to doprowadzasz mnie też do łez i bałem się, że cię stracę. Nie wiem czy nasze pocałunki cokolwiek znaczyły, ale one uświadomiły mi, że po prostu cię kocham.

Okej. To było mocne. BARDZO mocne. Nie wiedziałam co zrobić. Siedziałam chwilę analizując to co powiedział brunet, ale po chwili zbliżyłam się do niego, pogładziłam go palcem po policzku, a później znów pocałowałam. To był naprawdę długi pocałunek. Lou położył mi rękę na talii, a moją rękę zatopiłam w jego pięknych włosach. Oderwaliśmy się od siebie, gdy ktoś zapukał do drzwi.

-Ah to tu jesteście moje gołąbeczki-powiedziała Millie z zalotnym uśmiechem.

Louis popatrzył na mnie z zakłopotaniem, a ja jedynie odpowiedziałam jej śmiechem. Wstałam z łóżka, na którym siedzieliśmy i od razu ruszyliśmy na dół. Z tego co się dowiedziałam Adam wyszedł chwilę po tym jak szukałam Louisa. Nie odezwał się do nikogo ani słowem. Trochę się martwiłam, ale z drugiej strony co było z nim nie tak? Chora była dzisiejsza sytuacja. Przytłaczało mnie to, że mój najlepszy przyjaciel był we mnie zakochany. A naprawdę wierzyłam w przyjaźń damsko-męską...

-Halo, Lily. Wszystko w porządku? Mówimy do ciebie-z rozmyślań wyrwała mnie Issie.

-Ym... Tak zamyśliłam się. Możecie powtórzyć pytanie?-zapytałam z uśmiechem.

Przez następne 20 minut graliśmy w butelkę. Dowiedzieliśmy się, że Will zakochany jest w Emmie. Brunetka bardzo się ucieszyła, bo wielokrotnie mówiła mi jak bardzo jej się podobał. Wszyscy się całowali, przytulali, pili. Urodzinowa atmosfera. Widziałam jednak, że z Louisem coś było nie tak.

-Hej, wszystko dobrze?-zapytałam z troską i pogładziłam go po plecach.

Popatrzył na mnie zbłądzonym wzrokiem, a chwilę później bezwładnie osunął się na ziemie. Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Issie dzwoniła już po pogotowie. Kazała mi sprawdzić oddech. Oddychał.

10 minut później karetka była już na miejscu. Pozwolili jechać w niej tylko siostrom Louisa, więc zadzwoniłam do rodziców i poprosiłam, żeby podwieźli mnie, Emmę, Willa i Millie do szpitala.

Po chwili już byliśmy. Wbiegliśmy do wielkiej poczekalni. Mills i Issie siedziały na krzesłach, a w rękach trzymały kubeczki z wodą.

-Kazali nam tu siedzieć. Mówili, że to nic bardzo poważnego i nie zagrozi jego życiu-powiedziała Mills gdy nas zobaczyła.

Odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam co zrobiłabym gdyby zabrakło Louisa. Siedzieliśmy w ciszy na korytarzu, przez który cały czas przetaczało się mnóstwo ludzi. Wołania lekarzy po imieniu i nazwisku i zapraszanie do gabinetów. Typowy SOR, nic specjalnego.

Trochę zaczęło mi się nudzić. Część zasnęła, a druga część wpatrzona była w telefony. Mój niestety się rozładował. Uratował mnie lekarz idący w naszą stronę. Był to wysoki blondyn, którego wiek oceniłabym na około trzydzieści pare lat.

-Dzień dobry, a bardziej dobry wieczór. Rozumiem, że wy wszyscy do pana Louisa Partridga?-zapytał nas z uśmiechem i przejechał po każdym wzrokiem. W odpowiedzi pokiwaliśmy tylko głowami.

-Świetnie. Ja nazywam się dr.Scott i od razu mówię, że to tylko zatrucie alkoholowe. Podaliśmy kroplówkę i pan Louis kilka razy zwymiotował co na pewno pomoże oczyścić organizm. Jeśli jego stan się nie pogorszy wypuścimy go jutro rano. Jeśli chcecie się z nim zobaczyć to zapraszam za mną-kontynuował.

Wszyscy od razu podnieśli się z szarych, szpitalnych krzeseł. Ruszyliśmy zaraz za lekarzem. Weszliśmy do typowej sali. Znajdowało się w niej jedno łóżko, w którym leżał Louis podłączony do kroplówki. Przysunęłam sobie fotel bliżej łóżka. Delikatnie wzięłam jego rękę i położyłam na swojej.

-Lily?-zapytał cicho.

-Tak Loui, to ja. Jak się czujesz?-odpowiedziałam i pogładziłam go delikatnie po policzku.

-Nie jest najgorzej, cieszę się, że przyszliście. Mam nadzieję, że jutro mnie wypiszą to zabiorę cię w takie fajne miejsce.

-Na razie najważniejsze jest to żebyś wyzdrowiał.

                 AUTHOR'S NOTE
MÓJ BOŻE WTF CO JA ODWALIŁAM W TYM ROZDZIALE XDDD no nie wiem co tu się wydarzyło, ale przynajmniej wyznali sobie miłość okej? nie wiem życzę wam miłego dnia i dziękuję, że tak wiernie komentujecie, buziaki😌

ℳ𝐲 𝐁𝐨𝐲||ˡᵒᵘⁱˢ ᵖᵃʳᵗʳⁱᵈᵍᵉOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz