Opiszę wam najgorszy dzień mojego życia, który zapoczątkował coś, co je całkiem odmieniło.
Słyszałam walenie mojego serca i każdy krok. Czułam euforię i strach. Strach o bliskich. Byliśmy w szkole, w której wybuchł pożar. Słysząc alarm byłam sama w łazience. Zbytnio nie spieszyłam się sądząc, że alarm został włączony na próbę, ale gdy opuściłam prawe skrzydło szkoły dojrzałam ogromną chmurę dymu. Zgodnie z poleceniami nauczycieli wyszłam na boisko zapełnione po brzegi uczniami. W tłumie dojrzałam jedną z moich najlepszych przyjaciółek, Lux. Stałam przy wielkim dębie i obgryzała paznokcie. Zawsze to robiła, gdy coś ją denerwowało. Nie pewnie podeszłam i położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Co jest?- Poprawiła włosy i spojrzała mi w oczy. Były lekko zaczerwienione.-No mów.-Prawie krzyknęłam. Byłam wielkim przeciwieństwem mojego imienia. Nirvana. Stan błogosławiony, wspaniały, prawie nie osiągalny, spokojny... Ja taka nie byłam.
-Nie wiemy gdzie jest Dylan.- Wyszeptała i zakryła twarz blond kosmykami.
-Jak to nie wiecie?
-Normalnie.-Pisnęła powstrzymując płacz. -Alice i Scott ciągle go szukają.
- Czyli jest w szkole?- Zapytałam, choć to było oczywiste. Jednak nie dałam się sparaliżować strachu. Zostawiłam Lux i pobiegłam do szkoły. Była prawie pusta. Słyszałam za sobą krzyki, ale ignorowałam je. Powietrze było nieczyste, pełne oparów i dymu. Wołałam imię swojego chłopaka, ale nikt nie odpowiadał. Chciałam już wejść do sali biologicznej, gdy ktoś szarpną mnie w tył. To był pan Thompson.
- Zwariowałaś?! Wyjście jest po drugiej stronie! -Pociągnął mnie jednocześnie zakrywając połowę twarzy materiałową chusteczką.
- Szukam Dylana!- Próbowałam się wyrwać, ale na marne.
- Nie ma już czasu. Zaraz wszystko spłonie.-Pchnął mnie za drzwi, a ja niemal upadłam na twarz. Wiem, że chciał mi uratować życie, ale mógł to zrobić delikatniej. Otrzepałam kolana i pomaszerowałam w stronę zapłakanej Lux i przerażonej Alice.
- Co jest?- Krzyknęłam, ale one dalej stały zapatrzone w jeden punkt. Odwróciłam się i dojrzałam jak pan Thompson ciągnie kogoś. Miał właśnie popchnąć drzwi, gdy tuż za nimi wyleciał ogień. Pędził. Moje oczy zaszły łzami, gdy dostrzegłam, kto leżał przed pożarem.
- Dylan!- Krzyknęłam i poczułam jak ktoś mnie odwraca, bym nie patrzyłam jak ich ciała pożera ogień. Scott objął mnie ramieniem i trzymał mocno w objęciach. Usłyszeliśmy głośny wybuch i wycie sygnałów wozów pożarowych. Trzęsłam się ze strachu i bólu. Straciłam najbliższą osobę w moim życiu, moją bratnią duszę. A przecież to miała być miłość na zawsze.
***
Minął miesiąc od katastrofy, a ja nie mogłam się wsiąść w garść. Całe dnie płakałam. Z resztą paczki też nie było lepiej. Dylan był najlepszym kumplem Scott'a i bliskim przyjacielem Alice i Lux, ale moim chłopakiem. Bez porównania cierpiałam najbardziej. Ktoś zapukał do drzwi, a ja pociągnęłam nosem i pozwoliłam wejść.
- Nirvana przyszedł do ciebie list.-Tata usiadł obok mnie na łóżku i pocałował w policzek. - Czujesz się dziś lepiej?
- Tak. - Skłamałam. Rodzice martwili się o mnie, ale chyba nigdy się nie pogodzę z jego stratą. Objął mnie ramieniem i podał list.
- Jest ze szkoły. Chcesz go sama otworzyć? - Uniósł pytająco brew.
- Nie, zostań ze mną. - Rozerwałam kopertę i wciągnęłam się w słowa listu. Nie był pierwszy. Wciąż przepraszano uczniów tym sposobem. Sądziłam, że to będzie to samo, ale myliłam się. W związku z nadchodzącym nowym półroczem, mamy propozycję przejścia do szkoły im. Rogera Wellhooda. Zapewniamy opłacenie kosztów rocznej nauki i jeszcze raz przepraszam. Z poważaniem były dyrektor szkoły. Cicho westchnęłam. To było oczywiste, że w końcu nadejdzie czas na szkołę, ale było chyba wciąż za wcześnie.
- I co tam masz?
Wzruszyłam ramionami i podał list tacie. Zmarszczył brwi jak miał to w zwyczaju i zaczął czytać na głos.
- Jesteś gotowa?- Spiął mięśnie i wziął głęboki oddech.
- Muszę.
- Wcale nie. Jeśli to jest za szybko to poczekamy.
- Zbyt długo zwlekam. To nie przywróci mu życia.
-Moja mądra córeczka.-Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Ta szkoła nie była moim szczytem marzeń. Od dziecka chodziłam do szkół prywatnych, a to była zwykła osiedlówka. Lepsze to niż nic. Znów schowałam się pod pierzyną i wylewałam rzekę łez do kolejnego poniedziałku, gdy miała się rozpocząć szkoła.