Noc przeminęła niepostrzeżenie, słońce wychyliło się zza pasma gór majaczących za miastem i tylko Oliver leżał jeszcze w łóżku, ni to przytomny, ni to śpiąc. Nie był nawet pewny, czy w ogóle zmrużył oko obładowany informacjami odtwarzanymi raz po raz w myślach. Próbował znaleźć w nich lukę, cokolwiek, co pozwoliłoby mu powiedzieć Irene i burkliwemu Feliksowi, że rozgryzł ich zagadkę, i że mogliby już przestać się z niego nabijać. Zamknięte miasto? Dobre sobie. Przerażające baśniowe stwory zamieszkujące okoliczne lasy? Akurat.
Usiadł na brzegu łóżka i odgarnął kołdrę, aby rzucić okiem na swoje kolano. Wczorajszej nocy Irene starannie mu je opatrzyła i obiecała, że pójdzie z nim po śniadaniu do miejscowego lekarza. Uznał to za doskonałą sposobność, aby zasięgnąć języka, przecież szanowany doktor nie będzie mu wciskał bajeczek o Nibylandii.
Pokój jaki mu się dostał do dużych nie należał, ale miał za to śliczny widok na okolony wysokim murem ogród za kamienicą. Od tej strony fasada budynku dawała oparcie kwitnącej wisterii opadającej fioletowymi girlandami niczym kwiecisty wodospad, a od drzwi wyjściowych w głąb prowadziła wysypana białymi kamyczkami ścieżka. Osłaniała ją pergola ledwo utrzymująca ciężar rozrośniętego, purpurowego klematisu, dalej zaś znalazło się stosowne miejsce dla warzywników. Po tyczkach pięły się pomidory, obok wyrósł skromny rządek nasturcji i wysokie wiechy kopru ogrodowego. W prawo od klematisowego tunelu truskawki walczyły o autonomię z rabarbarem, z drobnymi poziomkami już dawno sobie poradziły. Na samym końcu uplasowały się drzewa brzoskwiniowe, w towarzystwie czerwieniejącej się wdzięcznie pigwy. Obraz wydał mu się idylliczny, zwłaszcza gdy dostrzegł drobne ptactwo szukające wytchnienia w kałuży obok węża ogrodowego. Oliver oparł się na przedramionach o parapet, zignorował dokuczające mu kolano i zmrużył oczy, usiłując dopatrzeć się więcej szczegółów. Wszystko ładnie i pięknie, gdyby nie to, że do ogrodu właśnie wparował Feliks. Wbrew pozorom, słońce wcale nie przygasło, rośliny nie stuliły kwiatów w popłochu, choć Hollow zaczął się zastanawiać, czy pomidory nie owocowały tak intensywnie, bo Jackdaw je sterroryzował. Zniknął mu na chwilę z oczu gdy wszedł pod pergolę, aby zaraz sprężystym krokiem wynurzyć się z niej koło warzyw. Ubrany w znoszone ogrodniczki i oliwkowo-zieloną koszulę z podwiniętymi do pracy rękawami wpasował się w otoczenie.Obserwowanie Feliksa skaczącego między nasturcjami okazało się być nieoczekiwanie przyjemnym zajęciem, aczkolwiek wolał, aby jego gapiostwo pozostało niezauważonym. Z jakiegoś nie do końca jasnego powodu nie chciał, aby mężczyzna zdał sobie sprawę z obecności jego różowawej głowy wystającej przez okno, lepiej, by skupił się na zbieraniu swoich pomidorów. Lądowały one bezpiecznie w wiklinowym koszyku, przynajmniej ta część, która nie znikała bezpowrotnie w ustach bruneta.
Niemal wyskoczył przez parapet, gdy Irene zapukała do drzwi. Wycofał się z powrotem do sypialni i rozejrzał się za swoimi kraciastymi spodniami, ale cholera - nigdzie ich nie było. Pamiętał przecież, że zostawiał je złożone w pół na oparciu krzesła zaraz obok łóżka. Rad nie rad, przysiadł na brzegu materaca i przysłonił się kołdrą, aby tak bezczelnie nie świecić bokserkami w aksolotle. Dobrze, iż w ramach przydziału dostała mu się przynajmniej koszulka, bo ta sama magia, która wyparowała mu spodnie zabrała ze sobą także i t-shirt.
- Proszę - rzucił krótko, gdy był już absolutnie pewien, że prezentuje się godnie. Do środka zajrzała Irene, cała w skowronkach i z wypiekami na twarzy, jakby przed chwilą przebiegła pół miasta. Spostrzegłszy konsternację przycupniętego na skraju łóżka Olivera, odwróciła uprzejmie wzrok.
- Przyszłam sprawdzić, czy już wstałeś. Zgaduję, że chciałbyś też parę spodni. - Uśmiechnęła się szeroko i nim się obejrzał, już rzucała w niego kraciastą niespodzianką. Po błotnistych plamach nie było śladu, spodnie wyglądały nawet na wyprasowane. Rozłożył je aby się dokładnie przyjrzeć; nie było mowy o pomyłce, to jego zguba.
- Wstaniesz na śniadanie? Feliks jest już w ogrodzie, zaraz wróci.
- Och... naprawdę? - zapytał pozornie niedbale, jakby wcale przed chwilą nie sterczał przy oknie. Irene parsknęła śmiechem najwidoczniej nie dając wiary temu kłamstwu, po czym poinstruowała go gdzie znajdzie łazienkę i wróciła do kuchni.
CZYTASZ
Ptaki nad Sunville (bxb)
Приключения❝Zapomnij o drogach prowadzących bezpiecznie do domu. Na własne życzenie zatrzymałeś czas, Panie Hollow, a pretensje może Pan mieć wyłącznie do samego siebie.❞ Dlaczego nie warto słuchać jaskółek, skąd przekonanie, że kawki przekraczają granice absu...