Ciężko, by latem słońce nie chciało zamienić ludzi w popiół. Grzeje wówczas z całą swoją mocą, przywołując krople potu na czoło oraz kark. Rozpuszcza lody, brudząc słodkością dłonie małych, nieuważnych dzieci. Oraz odbiera energię, jaka pozostała. Jednak, wakacje w właśnie taki skwar się odbywają, a nie sztuką przesiedzieć je w domu. Przecież te dwa miesiące wolnego, to najlepsze co uczniów spotkało. Czekają oni cały rok na nie, po czym tęsknie oglądają zdjęcia, wówczas zrobione, pragnąc wrócić i zapętlić już na zawsze te dwa piękne miesiące. W taki właśnie letni, gorący dzień, już nie taka mała, gdyż niemal czternastoletnia Karola, biegła krzywym chodnikiem. Dziewczyna śmiała się w głos, co krok odgarniając z czoła pasma włosów, koloru pszenicy.
— Nie dogonisz mnie, Jacek! — krzyknęła, obracając lekko głowę — Jesteś zbyt wolny!
Zerknęła jeszcze raz na goniącego ją chłopaka, po czym z powrotem utkwiła wzrok w drodze na parę kroków przed nią, by nie przewrócić się na którejś z dziur na starym chodniku.
— Jeszcze się zdziwisz! — wołał chłopak, poprawiając czapkę z daszkiem koloru khaki, osłaniającą miedzianą czuprynę. Po chwili dodał, znacznie ściszając głos: — Jeśli tylko zwolnisz.
Biegł jednak wytrwale za przyjaciółką, zgrabnie przeskakując dziury w chodniku.
Karolina Wiśniewska, była osobą nad wyraz popularną na ulicy Szarej. Znana była ze swoich wybryków, nie tylko wśród dzieci. Na przykład Pani Krysia, z parteru, albo Pan Henryk, z kamienicy równoległej do zamieszkanej przez Karolę, znali ją nad wyraz dobrze. Mimo wszystko, ciężko powiedzieć, że wymienione osoby ów dziewczynę lubiły... Ba! Żeby za nią przepadały! Jednak Karolina nie przejmowała się zbytnio opinią sąsiadów, można by wręcz pomyśleć, że specjalnie chciała nie być wśród nich lubiana. Była zupełnym przeciwieństwem swojego przyjaciela Jacka Nowaka, czyli kulturalnego, nie asertywnego chłopca, cichutkiego niczym myszka. Był on zaledwie rok młodszy od Karoli, przez co traktowała go niczym młodszego brata.
Blondynka nagle przystanęła, wydając z siebie ciche westchnienie. Spojrzała na mały zegarek, okalający jej rękę, a na jej obliczu ukazał się strach. Godzina osiemnasta, a dokładniej, trzy minuty do niej. Karolina obróciła się prędko, wpadając na Jacka. Wymamrotała przeprosiny oraz pożegnanie do chłopca, po czym puściła się biegiem do domu, zostawiając zdezorientowanego przyjaciela na środku drogi. Jej nogi poruszały się same, biegły, bo dziewczyna podświadomie wiedziała, że nie może pozwolić sobie choćby na marsz.
Gdy włosy Karoliny wyglądały, jakby przeszedł przez nie huragan, a opalone czoło błyszczało od potu, przystanęła nagle przy drzwiach ze stłuczoną szybą. W pośpiechu przeszukiwała kieszenie, wypatrując klucza do domu. Zerknęła na zegarek. Dwie po osiemnastej. Triumfalnie wyciągnęła klucz z obszernej kieszeni spodni, po czym wsadził go do zardzewiałego zamka i przekręciła. Otworzyła drzwi, a porywisty wiatr pociągnął je dalej, jednak Karolina nie przejęła się tym zbytnio. Wskoczyła do budynku i puściła się pędem po klatce schodowej, śmierdzącej zdechłymi gryzoniami i pleśnią. Echo ponosiło jej kroki i łapczywe oddechy. Ciężko tupiąc dotarła pod drzwi do mieszkania, umieszczonego na samej górze budynku. Cichutko wsadziła klucz do zamka, przekręciła i jak najciszej tylko umiała, otworzyła drzwi. Od wejścia uderzył ją smród alkoholu, potu, zmieszanego z nieudaną pomidorową. Odór wypełniał całe pomieszczenia, a w samym jego centrum, na zielonym fotelu siedział mężczyzna, liczący sobie lat czterdzieści i pięć. Stary, niegdyś biały podkoszulek osłaniał jego tors, a kędzierzawa grzywka przysłaniała widzenie.
— Dziecko — głos mężczyzny dobiegł uszu Karoliny, a w pełnych strachu oczach zaśliniły łzy — stój.
Karolina jęknęła w duchu, gdy nadzieję na ciche wślizgnięcie się do domu umarły.
CZYTASZ
Zaułek | chapter one |
ActionOtworzyła drzwi do pomieszczenia, które nazywała swoim pokojem. Było nad wyraz małe, gdyż mieściła się tam jedynie mała, rozkładana sofa, nie kusząca wyglądem, oraz ciemne, toporne biurko, a nad nim półka na książki w tym samym kolorze. Dziewczyna u...