Jako że nastał dzień zwany poniedziałkiem, nieuniknione było wstanie z łóżka o dość wczesnej porze. Kiedy to już promienie światła przenikały przez zasłony okienne, wiadomo było, że te 2 minuty snu dobiegają końca.
Młody mężczyzna właśnie przyglądał się swemu odbiciu w lustrze, poprawiając przy tym swój ubiur.
Bązowy garnitur z domieszką bordowego. Ciemnobrązowa kamizelka, biała koszula, krwisto czerwony krawat oraz lakierowane trzewiki.
Przegarnął on swoje lśniące bląd kosmyki z twarzy, po czym poprawił kołnierzyk swojej koszuli i zaczął kierować się ku wyjściu. Po drodzę zabrał jeszczę torbę i swój czarny staroangielski kapelusz.Przed wyjściem spojrzał jeszcze na wnętrze salonu. Na stole leżały puste butelki po drogim winie, a na kanapie przewacał się brązowo włosy mężczyzna z bladym licem i podkrążonymi powiekami.
Widok ścisnął serce Williama. Jego starszy brat doświadczył największego kryzysu w swoim życiu. Zmierzył się z wielką presją decydującą o dalszych losach jego życia. Jedynym ukojeniem dla niego był alkohol, który też pozwalał mu uspokoić strach i rozdarcie.
Chwilę potem blondyn chwycił za klamkę i wyszedł ze swojej posiadłości. Zapierające dech w piersiach poranne powierze z mieszanką oparów benzyny oraz dymu z kaminów. Dzien jak codzień. Taksówka podjechała juz pod posiadłość młodzieńca. Szybkim krokiem udał się w jej stroę, wsiadł i wyruszł w drogię.
Blondwłosy miał w nawyku dogłębne analizowanie widoku zza szyby. Tłumy ludzi przemiesczające się nerwowo przez ulicę brytyjskie powodowały skręt we wnętrznościach Williama. Nie przepadał on za życiu w kraju, w którym liczył się tylko i wyłącznie status społeczny, a wszycy ludzie by utrzymać swoje życie na jakkolwiek przeciętnym poziomie musieli wyprówać sobie żyły i szargać zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Jednak największym utrapieniem dla młodego wykładowcy był widok jednostek żebrzących w zakamarkach alei Ludzie starzy, w średnim wieku, dzieci czy nastolatkowie, żyjący w ubustwie, brudzie, bez ciepła, dachu nad głową czy jedzenia i picia sciskały za serce czerwonookiego. Z pogardą patrzył na bogaczy przechodzących obok błagających o litość czy grosz na kawałek chleba biedaków. Mężczyzna zagryzł dosadnie wargę i syknął.
-Czy wszytsko w porządku panie Moriarty?- zapytał kierowca samochodu.
William natychmiast wyrwał się z dumania nad egzystęcją społeczeństwa i spojrzał na mężczyznę na przednim siedzeniu.
-Tak, wszytsko w porządku.- odrzekł z delikatnym uśmiechem.
Kierowca wpatrywał się w lica młodego arystokraty. Kąciki jego ust delikatnie drgały, a ledwo widoczne przebłyski w oczach odkrywały prawdę, jaką w głębi siebie skrywał blondyn.
Mężczyna z przodu lekko westchnął.
-Wydaje mi się, że wiem co czujesz.- powiedział ciężko.
Czerwonooki przybliżył się do towarzysza podróży spoglądając na niego z intrygą.
-Co masz na myśli?- zapytał podejrzliwie.
-Wiesz William- zaczął- znam cię od czasu, kiedy byłeś jeszcze dzieckiem. Znam cię już w miarę dobrze i w jakimś stopniu rozumiem twoją ekspresję ciała czy mowy.
Blondych prychnał zadziornie.
-Masz o sobie wysokie mniemianie poruczniku Moran.- odparł, na co czarnowłosy mężczyna zareagował uśmiechem wyższości i zaśmiał się.
-Nadal jesteś taki sam. Oh! Jesteśmy na miejscu.- powiedział czarnowłosy parkując samochód.
- Dziękuję.- czerwonooki otworzył drzwi i kwnąl dłonią na pożegnanie.
Starszy powtórzył czynność, po czym odjechał włączając donośną muzykę.
Moriarty stał w miejscu patrząc z politowaniem za oddalający się pojazd.
-Co za pokraczna niańka.- powiedział z ironią chłopak stojący za mężczyzną.
Blondyn wzdrygnąl się.
Piorunujące krwisto-czerwone spojówki wbiły się w postać jednego z uczniów Williama.
-Billy, czy to nie czas, abyś już udał się na zajęcia?- zapytał z promiennym uśmiechem.
Brunet przekręcił się na pięcie, po czym odparł.
-Chciałem zobaczyć kim tak naprawdę jest obiekt westchnien tatusia. Szczerze spodziewałem się, że o ciebie chodzi.- zaśmiał się chłopak odchodząc uźnym krokiem.
Blodnym stał zamurowany.
"Kim do cholery jest tatuś?"
-ta myśl postanowiła prześladować młodego mężczyznę do końca dnia.
˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜˜
AYOOOO kochane moje dzieciaczki!Wróciłam i zaczynam pisać ponownie. Jak tam wrażenia?
Jak myślicie- kim jest rzekomy tatuś?
Jak znam życie, chyba każdy z was wie hah.
Proszę o komentarze i wasze "przemyślenia" odnośnie tego rozdziału. Działacie na mnie jak narkotyk, im więcej komentarzy, tym więcej mam ochotę pisać.
Póki jestem przykłuta do łóżka i doputy mam wolne poświęce wam swoją energię moje słodziaki <33
Miłego dnia i smacznej kawusi/herbatki misiaczki
-autorka.
CZYTASZ
Dainty Poet / Yuukoku no Moriarty AU
FanfictionSpotkanie dwóch geniuszy, dusz łudząco do siebie podobnych, ale jednak z pewną zasadniczą różnicą. Zetknięcie się ze sobą dwóch światów i połączenie ich w całość. Dopuszczenie jednego do drugiego wraz ze skutkami. Piękno, wdzięk, inteligencja, grac...