Rozdział 29

3K 178 94
                                    

Ruda

Piątek. Dziewiętnasty sierpnia. Ostatni dzień mojej wolności, a zarazem data, którą miałam zapamiętać do końca życia.

Mój fałszywy nagrobek usunięto, ale pamięci nie można wymazać. Wspomnienia były równie żywe, co przed laty. Widziałam łzy i żal, krzyk i rozpacz, ale ja byłam pusta. Nie czułam nic.

Wtedy pochowano emocjonalną i słabą część mnie. Została ta bezuczuciowa i bezkompromisowa. Jednak od tamtej pory wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam.

Wraz z pojawieniem się Maksa, obudziły się we mnie uczucia, o których istnieniu zdążyłam już dawno zapomnieć. Śmiałam się i kochałam. Nigdy nie wyobrażałam sobie innego życia, niż to, które wiodłam wcześniej. Mimo tego nadal byłam maszynką do zabijania. Bez litości i wyrzutów sumienia. Nadal nazywano mnie diabłem w ludzkiej skórze i potworem. Jednak zaczęło mi zależeć. Miałam wiele do stracenia i do tego to wszystko dążyło. Do utraty. Miałam słabości, o których wcześniej bym nie pomyślała. Ale czułam się silna, jak nigdy dotąd.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a chwilę później w moim pokoju pojawił się Maks. Obdarzyłam go najszczerszym uśmiechem, jaki był zarezerwowany tylko dla niego.

- Jedziemy - rzucił, wyciągając rękę w moją stronę.

- Ale...

- Żadnego ale. Po prostu chodź ze mną. Wrócisz jutro rano - powiedział, a ja bez wahania chwyciłam jego dłoń.

- Zamierzasz mnie porwać? - zapytałam, unosząc brew.

- Chciałbym, ale nie - odpowiedział i pociągnął mnie do wyjścia.

Zbiegliśmy po schodach, ale u ich podnóża zatrzymał nas Gabriel. Wymienili z Maksem porozumiewawcze spojrzenia.

- Nie musicie wracać - odezwał się mój brat. - Jedźcie najdalej, jak zdołacie.

- Gabriel... - szepnęłam, a on pokiwał głową.

- Rozumiem... W takim razie nie spóźnij się. - Uścisnął moje ramię i odszedł. Patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę, dopóki nie zniknął na piętrze.

Westchnęłam i oboje ruszyliśmy w stronę garażu. Maks zgarnął kluczyki do mojego samochodu.

- A ty gdzie? - zapytałam, drażniąc się z nim, kiedy zamierzał zająć miejsce kierowcy. - To moje ukochane autko.

- Nie ufasz mi? - uniósł brew i widziałam, że walczył z rozbawieniem. Założyłam ręce na piersi i zrobiłam naburmuszoną minę.

- A powinnam? - roześmiał się, a ja wsiadłam na miejsce pasażera.

Wyjechaliśmy poza teren posesji. Sierpniowe słońce wisiało wysoko na niebie, na którym nie było ani jednej chmurki. Temperatura również nie miała litości.

Wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, które wyciągnęłam ze schowka. Spojrzałam na Maksa, które ze skupieniem patrzył na drogę przed sobą. Prawą dłoń trzymał na moim udzie, delikatnie je ściskając. Położyłam rękę na jego karku, który zaczęłam masować. Przymknął na chwilę oczy, po czym spojrzał na mnie, ale za chwilę się odwrócił.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam, rozpierając się wygodniej na fotelu.

- Zobaczysz - odpowiedział tylko, a ja nie ciągnęłam dalej tego tematu. - Rozmawiałem z Gabrielem.

- Hm? - mruknęłam.

- Mam pracować dla Jaworskiego. To był jego warunek, dlatego mnie szkoliłaś - oznajmił, a ja na moment znieruchomiałam.

- Co?

- To wszystko między nami miało się nigdy nie wydarzyć. Ja miałem być dobrym żołnierzem i nic więcej.

- Ale się wydarzyło - warknęłam. - Nie możesz być częścią tamtej rodziny...

- Dlaczego? Bo ty tam będziesz? Razem ze swoim mężem? - zapytał, a w jego głosie słyszałam żal.

- Kocham cię, przecież wiesz. Myślisz, że to będzie dla nas łatwe?

- Będziemy musieli zapomnieć o wszystkim. - Poczułam się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Tak to miało się skończyć?

- Nie... - powiedziałam słabo.

- Kiedyś kazałaś mi zapomnieć. Teraz nie mamy innego wyjścia... Od początku to było przegraną sprawą, a mimo tego się uzależniłem...

- Proszę, przestań - poprosiłam łamiącym się głosem.

Odwróciłam wzrok na przednią szybę. Moje serce zabiło szybciej.

- Skręć, hamuj, cokolwiek - jęknęłam żałośnie, widząc samochód pędzący wprost na nas.

Licznik wskazywał ponad sto trzydzieści kilometrów na godzinę.

- Co jest? - warknęłam, a Maks przełknął ślinę.

- Nie mogę. Hamulce... - Miałam wrażenie, że ulatuje ze mnie całe powietrze. - Pamiętaj, że cokolwiek by się stało, kocham cię i zawsze będę - powiedział.

- Nie żegnaj się ze mną, do kurwy! Nic nam nie będzie. Musimy tylko...

- Kocham cię, Ruda - przerwał mi.

- Rozalia - wyrzuciłam z siebie.

- Co?

- Nazywam się Rozalia... Kocham cię - szepnęłam.

Jego spojrzenie, przerażone, a jednocześnie pełne miłości i troski, było ostatnim co zapamiętałam, zanim rozległ się huk i wszystko spowiła ciemność.

Moja intuicja zawiodła. 


Spotkanie z samym DiabłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz