"Roses and Blues" John Caryl
Była niczym anioł z najczystszego złota, który swoim pięknem kusił każdą napotkaną osobę.
Zobaczyłem ją. Stała sama z błękitnym kufrem rozglądając się nerwowo na około siebie. Jej drobne ręce ściskały mapę, prawdopodobnie Los Angeles. Jasne promienie wrześniowego słońca rozświetlały jej twarz nadając jej niemal anielski wygląd. W pierwszej chwili pomyślałem anioł zesłany na ziemie. Później odwróciła się w moją stronę i zaparło mi wdech w piersiach, jak nigdy dotąd. Jej wzrok spoczął na mnie na ułamek sekundy, a ja poczułem się jakbym otrzymał coś czego nie otrzymało wielu przede mną. Poczułem się w niewyobrażalny sposób lekki na duszy i ciele. Poczułem się jakbym zobaczył coś czego widzieć nigdy nie powinienem. Coś co było chowane przed światem zdecydowanie za długo.
Była ucieleśnieniem tych fantazji, tych o których bano się mówić ze strachu przed wyśmianiem.
— William to nie jest wcale takie głupie — wyszeptała odwracając głowę w moją stronę, a jej jasne loki otarły się o skórę mojego ramienia. Po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz, spowodowany jakimkolwiek kontaktem cielesnym z jej strony. Zawsze tak było. Nawet wtedy kiedy nie był zamierzony i dla niej nic nie znaczący. Moje ciało jak i umysł traciły kontrolę — Zróbmy to.
Delikatna niczym śnieżnobiały płatek śniegu, w jej ramionach rozpływałeś się pragnąc wszystkiego co może ci dać. Łaknąłeś jej, chodź jednego spojrzenia, jednego jedynego spojrzenia jej złotych tęczówek, w których rozpływałeś się niczym topniejący lód.
Wstała i złapała mnie za rękę uśmiechając się do mnie promiennie. Złapałem jej dłoń i przez moment, ułamek chwili poczułem się jakbym trzymał w rękach cały świat. I uświadomiłem sobie wtedy, że już nigdy nie chciałbym go puścić. Pragnąłem więcej i więcej marząc o niemożliwym. Marzyłem, aby jej oczy spoglądały tylko na mnie, jej dłonie dotykały tylko mnie, a jej słowa były skierowane tylko do mojej osoby. Chciałem jej tylko dla siebie, chciałem, aby była wyłącznie moją właśnością.
Później, kiedy było już za późno uświadamiałeś sobie, że wszystko co widziałeś było tylko złudną iluzja, która miała za zadanie sprowadzić cię na samo dno, abyś spalił się tam żywcem...
— Proszę William jesteś moją ostatnią nadzieją — załkała żałośnie, a ja przytuliłem ją do siebie najmocniej jak potrafiłem. Chciałem wziąć jej ból na siebie, chciałem cierpieć za nią, bo ktoś taki jak ona nie zasługiwał na cierpienie. Uświadomiłem sobie, że ona, ona jest osobą, dla której mógłbym zabić z zimną krwią każdego, kto chodź doprowadził na jej nieskazitelnej twarzy do pojawienia się najmniejszej skazy, małego grymasu, jednej łzy, która nigdy nie powinna się tam pojawić.
— Poradzimy sobie z tym — szeptałem tuląc do siebie jej drobne ciało, które trzęsło się nieustannie od kilku minut — Razem.
...a kiedy twoja ostania nadzieja na to, że może, że może jednak ona zostanie z tobą na tym dnie, wtedy umierała. Kiedy widziałeś ten uśmiech, ostatni uśmiech skierowany do ciebie za którym kryła się cała prawda.
Miałem nadzieję. Naprawdę. Głupią nadzieje, że może jednak. Że wszystko co wydarzyło się między nami miało dla niej jakiekolwiek znaczenie. Wierzyłem do ostatniej sekundy, że wszystko co się wydarzyło było tylko złym snem, z którego zaraz się wybudzę. Kiedy wyszedłem stamtąd i spojrzałem na nią ten ostatni raz, zobaczyłem ten uśmiech. I wtedy po raz pierwszy poczułem się naprawdę martwy. Czułem coś czego opisać nigdy nie potrafiłbym. Chciałem usiąść na podłodze i płakać jak mały chłopczyk, któremu zabrano ulubiony samochodzik. Chciałem zniknąć i móc wymazać ostatnie miesiące z własnego życia. Ale spóźniłem się.
A kiedy chciałeś wykrzyczeć całemu światu prawdę o niej było już za późno.
Bo kiedy zobaczyłem ją, śmiejącą się tak jak kiedyś śmiała się do mnie tylko, że z inną osobę. Chciałem krzyczeć. Chciałem powiedzieć całemu światu prawdę o tym co wydarzyło się tamtego feralnego dnia. Ale głos ugrzązł mi w gardle, nie mogłem powiedzieć nic, chodź tak bardzo pragnąłem krzyczeć.
Szczerozłoty anioł zamienił się w coś o czym za wszelką cenę nie będziesz chciał pamiętać, ale ona, ona będzie w najmroczniejszych koszmarach przypominać o sobie już do końca twoich dni.
Po prostu była moją zgubą w najpiękniejszej postaci. Bo moim największym błędem było zakochanie się w Ilianie, która pokazała mi cały świat zabierając go zbyt szybko, abym mógł na nowo się pozbierać.
Bo to co z pozoru wydaję się idealne rzadko kiedy naprawdę takie jest.
Mam nadzieję, że miło się czytało.
Miłego xx
mendeysuse