Rozdział 8

917 33 0
                                    

Następnego dnia nie poszłam do pracy, tłumacząc się przeziębieniem. Christian, słysząc to, kazał mi leżeć i stawić się w barze dopiero w piątek. Tak więc oto leżę w łóżku w akompaniamencie wszechobecnej ciszy. Za oknem pogoda bardzo dopisuje, ale nie mam ochoty zupełnie na nic. Dzień spędziłam głównie na rozmyślaniu o tym, co tak naprawdę się wydarzyło wczoraj. Koło 23 pojechałam do pobliskiego parku, potrzebowałam przewietrzyć się trochę i uciec od zaprzątających moją głowę myśli. Dotarłam na miejsce w jakieś 15 minut i nie pożałowałam swojej decyzji, ponieważ nie było żywej duszy oprócz mnie.

Przez 2 godziny spokojnie spacerowałam sobie oświetlonymi alejkami w otoczeniu drzew i małego jeziorka z kilkoma strumykami. W pewnym momencie zawiał silniejszy wiatr, a nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. To był idealny moment, aby wracać do domu. Skierowałam swoje kroki w stronę parkingu, gdy nagle usłyszałam dźwięk łamanej gałęzi. Obróciłam się szybko, ale przez panujący mrok nie dostrzegłam nic. Starając się nie panikować, przyspieszyłam kroku i wytężyłam słuch. Lekko się trzęsłam ze strachu, póki nie uświadomiłam sobie, że przecież jestem królową nielegalnych wyścigów, legendarną białą lisicą i to mnie powinno się bać. W tym momencie wpadłam na pomysł zastawienia pułapki na osobę, która podąża za mną. Zaczęłam biec przed siebie, a kiedy upewniłam się, że nie mam omamów, przyspieszyłam i schowałam za grubym dębem. Parę sekund później zza drzewa wybiegła ciemna postać. Z budowy ciała wywnioskowałam, iż jest to wysoki i szczupły mężczyzna. Jak najszybciej i najciszej starałam się unormować swój oddech, aby nieznajomy mnie nie usłyszał. W pewnym momencie postać odwróciła się, a ja dzięki światłu oddalonych latarni wiedziałam już, kim jest śledzący mnie nieznajomy. Derek. Tym kimś był cholerny Derek Black. Dlaczego akurat dzisiaj i w takich okolicznościach los mi go zesłał, niemal doprowadzając do zawału serca? W tym momencie coś podkusiło mnie, aby dokładniej przyjrzeć się twarzy chłopaka wystającej spod czarnego kaptura bluzy. Moje serce dosłownie stanęło, kiedy zorientowałam się, że brunet ma na twarzy zaschniętą krew pochodzącą z rozwalonej dolnej wargi oraz rozciętego łuku brwiowego. W tej chwili uświadomiłam sobie jak przystojnym mężczyzną jest, nawet posiadając pokiereszowaną twarz. Czułam jak na moich policzkach wychodzą ogromne rumieńce przez to, o czym pomyślałam, jednak szybko się ogarnęłam i wróciłam myślami na ziemię. W tym momencie musiałam wyciągnąć informacje co do przyczyny jego aktualnego wyglądu.

-Derek? Co ci się stało? - spytałam ujawniając się.

-Hej Madison. To? To nic. - zaśmiał się lekko, ale kiedy dotknęłam jego rany na wardze, lekko zasyczał.

-Nic, tak? - zaśmiałam się.

-No może nie takie zupełnie nic, ale nie przejmuj się. - uśmiechnął się zawadiacko – Nie takie rzeczy się przeżyło.

-Mhm, czyli dziewczyny w łóżku robiły ci podobne rzeczy? – dogryzłam mu.

-No pewnie. Chcesz się sama przekonać? – poruszył zabawnie brwiami i uśmiechnął się znowu.

-Już pędzę, aż się kurzy za mną. Chodź, nie mogę patrzeć na twoją poharataną buźkę, opatrzę cię u siebie.

-Dobrze moja Julio, zrobię, co tylko zechcesz.

-Tak? Więc zamilcz i nie zgub się po drodze, Romeo od siedmiu boleści. – zaśmiałam się i poszliśmy razem na parking, gdzie czekał na nas mój dwukołowiec.

Do domu dojechaliśmy bez żadnych rewelacji, na szczęście. Motocykl zaparkowałam na podjeździe, ponieważ w garażu stoi moja śnieżynka, którą ostatnim razem zapomniałam zakryć, a potem z lenistwa odkładałam na później, więc wyszło jak wyszło. Zaprowadziłam Dereka do kuchni, sama udając się do łazienki po apteczkę. Najpierw przemyłam ranę na łuku brwiowym, ponieważ źle wyglądała, a następnie tą na wardze. Chłopak w tym czasie uważnie śledził moje ruchy, jakby sprawdzał, czy nie zamierzam go zaraz udusić.

-Mam dobrą i złą wiadomość. Od której zacząć?

-Od której chcesz, mi to obojętne. – wzruszył ramionami.

-No to tak – zaczęłam wyliczać – warga jest jedynie lekko pęknięta, przemyłam ją i powinna się szybko zagoić. Niestety ta druga rana wymaga szycia i tu bym postawiła kropkę, ale plus jest taki, że jeśli mi pozwolisz, to ci ją zszyję tu i teraz. – stwierdziłam z pewnością siebie.

-Umiesz to zrobić? – zapytał z lekkim powątpiewaniem w głosie.

-Umiem. Studiuję weterynarię i miałam kurs szycia chirurgicznego. – pochwaliłam się, aby uspokoić bruneta.

-Dobra, zaufam ci. Tylko pamiętaj, ta twarz jest warta miliony. – wyszczerzył się jak dumny kot z kanarkiem w pysku.

-Póki co to mi wygląda na wartą co najwyżej dolara. – dogryzłam mu, przez co chyba się obraził. Trudno, mnie to bawi.

****

~Xanncora

Anioł na motorzeWhere stories live. Discover now