Rozdział II

19 3 0
                                    

Lubiłam czytać. Czytałam na okrągło, kiedy tylko nie byłam przyłapywana przez pracownika lub pracownicę sierocińca. Czytałam do utraty tchu- na głos, recytując jak najwybitniejszy poeta, w myślach lub szeptem, delektując się każdym słowem. Czytałam, aż mój wzrok nie uginał się pod delikatnym światłem latarni zza okna. Czytałam dopóki mój organizm nie poddawał się snu. To dostarczało mi wiele odwagi, prawie dałam radę pokazać kim jestem, WALCZYĆ o lepszą przyszłość, ale jednak... to było za mało jak na małą sierotę, nieznającą życia, z głową pełną- nie mających prawa się spełnić- marzeń.
Przypomniałam sobie o czytaniu, o pochłanianiu dzieł literatury, o ciągłej potrzebie sięgania po nową książkę, kiedy miałam ich niewiele. Na tą myśl zabolały mnie oczy. Tak, czytałam bez przerwy, aż moje oczy miały ochotę wyjść spod powiek. Niestety skutkiem tego było cierpienie. Moje oczy były głuche na obrazy, nie czuły smaku pięknych widoków, zapachu nowopoznanych miejsc, nie mogły dotknąć kawałka powietrza. Wiele lat temu poddały się śmierci. Lecz ja nadal nie mogłam myśleć o tym, co mnie czeka, co stanie się później, jak skończę, czy jest w ogóle sens...
Moja głowa wznowiła uzupełnianie środków fobii.

BezimiennaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz