Każdy dzień lutego wydawał się Kamilowi za krótki i zbyt monotonny. Jego dzień opierał się na szkole i grach. Nie miał zbyt wielu kolegów, dziewczyny tym bardziej, a mimo to czuł zbliżający się przełom. Jednak jak narazie jedynym przełomem jaki miał wydarzyć się w jego życiu było spóźnienie na lekcje matematyki.
- Kurwa- Zerwał się z łóżka zrzucając tym samym telefon, który pomimo, że spadał stamtąd średnio 5 razy dziennie, wychodząc najczęściej bez szwanku, pękł. - Kurwa Mać!- Powtórzył patrząc na zbitą szybkę. Założył na siebie pierwsze, losowe ciuchy jakie wpadły mu w ręce i uprzednio zamykając drzwi, wybiegł z domu. Jego elektroniczny zegarek, który miał chyba jeszcze z czasów dziecięcych, dźwięcznie oznajmił, że lekcja rozpocznie się za 5 minut.
- Gąbek mnie zabije- Szepnął do siebie, biegnąc w stronę szkoły. Pomimo, że mieszkał stosunkowo blisko, wiedział że jeśli nie nadejdzie cud, spóźni się.Seria zielonych świateł i prawią pusta droga, to rzadki widok na krakowskiej drodze. A jednak, wszystko wydawało się układać idealnie. Marek wziął głęboki oddech, tak jakby miał on być jego ostatnim i spojrzał na paczkę papierosów leżących w otwartym schowku jego samochodu. ,,Kiedyś rzucę, narazie jestem jeszcze młody"- powtarzał sobie. Mimo, że miał dopiero niedawno skończone 18 lat, nałogi towarzyszyły mu od długiego czasu.
- A co to za ewenement.- Szepnął do siebie i sięgnął po papierosa. Punktualny i dobry uczeń, Kamil Wodak, biegł właśnie spóźniony do szkoły. Marek spojrzał na zegarek i zobaczył, że ósma już dawno wybiła. Nie zależało mu na czasie, powtarzał sobie, że to on jest panem swojego życia i to on będzie decydował, gdzie i o której się pojawia. Jednak sumienie, tknęło go kiedy minął zdyszanego chłopaka. Natychmiast zawrócił i przystanął tuż przy nim.
- Myślałem że jesteś dobry tylko z nauk ścisłych, a tu proszę, biegasz jak maratończyk.- Uchylił okno i spojrzał na Kamila swoimi miodowo-brązowymi oczami. Potrafił przykuć nimi uwagę prawie każdego. Nie było chyba dziewczyny w szkole, która chociaż przez chwile nie marzyła aby te oczy patrzyły tylko i wyłącznie na nią.
- Nie denerwuj mnie Marek. - Wysyczał przez zęby Kamil i obchodząc samochód usiadł na fotelu obok kierowcy. Nie byli nikim więcej niż tylko kolegami z klasy. Czasem rozmawiali więcej, czasem w ogóle. W końcu żyli w zupełnie innych światach. Marek, z bogatego domu, otaczający się młodymi narkomanami, łatwymi dziewczynami i alkoholem, nie dbał o nikogo i o nic. Kamil, z niezbyt zamożnej rodziny, prawiczek, bez żadnych planów na przyszłość, miał nadzieje na dzień, który odmieni jego życie. Mimo to, wiedzieli ze mogą na sobie polegać.- Idziesz?- Zapytał zdziwiony Kamil, kiedy byli już pod szkołą, widząc że Marek nie wysiada.
- Zapalę i może wpadnę potem.- Puścił oczko do chłopaka, a ten odwrócił wzrok speszony. Marek był atrakcyjny, a Kamil wciąż zadawał sobie pytania na temat swojej orientacji. Czuł jak się rumieni.
- Jestem ci winny przysługę. Naprawdę, gdyby nie ty to...
- Cicho.- Uciszył go Marek. - Leć już. A to o tej przysłudze zapamiętam. - Uśmiechnął się i przeczesał ręką swoje ciemne, bujne włosy. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na rówieśnika i odjechał.,,Wow. Kurwa. Co jest z tobą nie tak."- zbeształ samego siebie w myślach i skierował się w stronę wejścia do szkoły.