Rozdział Drugi "Broń, zaufanie i masakra deszczowego dnia"

473 32 8
                                    

                Bywały dni, kiedy czuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej i który, o dziwo, za każdym razem z jakiegoś powodu się zwiększał. Ból promieniował z miejsca położonego lekko na lewo od mostka, rozchodził się po całym ciele, sięgając aż do koniuszków palców. Z początku Haruce to nie przeszkadzało, jednak z czasem zaczęła odczuwać dyskomfort. Nie dawała też niczego po sobie poznać — zwykle próbowała odchodzić na bok podczas swego rodzaju ataków. Nie chciała zawracać głowy Jellalowi i Meredy jeszcze bardziej, w końcu nie musieli jej wiecznie niańczyć.

                Powoli zaczynała się odnajdować w nowym świecie, chociaż coraz częściej zaczynała tęsknić za więzieniem. Może wydawać się to absurdem, ale to właśnie tam czuła się najpewniej i najbezpieczniej. Nikt jej nie krzywdził, mogła nic nie robić, a i tak być przydatna.

                Chyba.

                W sumie to było tylko jej zdanie.

                Idiotyzm, odezwał się irytujący głosik. Haruka miała ochotę go uciszyć, sprawić, by dał jej święty spokój, ale na próżno — odzywał się zawsze nieproszony, sprowadzając kobietę do parteru i niszcząc wszystkie przekonania, i cały światopogląd. Nawet raz pomyślała, że to jakaś klątwa, kara za opuszczenie więzienia.

                Kara, zadrwił głos. Sama jesteś jedną wielką życiową porażką. To wystarczająca kara — znoszenie bezsilności i siedzenie w tak pustej głowie jak twoja.

                Haruka zacisnęła dłonie w pięści. Zatrzymała się niespodziewanie, w myślach zwyzywała niechcianego lokatora, wzbudzając tym zaniepokojenie u idących parę kroków z przodu Jellala i Meredy.

                — Haru… w porządku? — zagadnęła ostrożnie czarodziejka, podbiegłszy do blondynki i szturchnęła ją lekko w ramię. Broń nie zareagowała od razu. Tępo wpatrując się w kurzącą się, słabo uczęszczaną drogę, drżącymi wargami próbowała coś wyszeptać, ale żaden dźwięk nie wydobywał się z jej krtani. Dopiero po chwili kobieta drgnęła, rozejrzała się trochę spłoszona i spuściła pokornie wzrok.

                — Przepraszam — rzuciła machinalnie, nerwowo odgarniając z twarzy niesforne kosmyki. — Nic się nie stało. Możemy już… iść dalej. — I znów ten cholerny ból. Uśmiechnęła się sztucznie, unikając czujnego spojrzenia Jellala. Chciała poczekać, aż członkowie Crime Sorciere ponowią przerwany marsz i znów zostawią ją z tym irytującym głosem.

                Tak się jednak nie stało.

                — Meredy, idź przodem — poprosił uprzejmie Fernandes. — Chcę trochę z Haruką porozmawiać.

                Obie kobiety się zdziwiły. Oczywistym było, że Meredy wiedziała o niewielkiej skłonności Jellala do jakichkolwiek rozmów. A broń po prostu zdążyła już to zauważyć i niecodzienna decyzja mężczyzny wzbudziła w niej zaskoczenie, ale też i swego rodzaju obawę. Młodsza czarodziejka rzuciła mimochodem kiedyś, że Jellal nie potrafi kłamać. Ale czy był w stanie kłamstwo rozpoznać?

                Haruka powoli skinęła głową. Nie mając większego wyboru, Meredy energicznie zaczęła iść z przodu. Próbowała zająć głowę myślami o czymkolwiek innym, co nie było związanie z blondynką, ale gdzieś jednak cały czas przewijała się troska o więzioną przez tyle lat broń.

                Przez chwilę oboje milczeli. Jellal uważnie śledził każdy najmniejszy ruch Haruki — uciekające przed jego wzrokiem spojrzenie, lekkie drżenie rąk, które nieudolnie próbowała ukryć pod granatowym płaszczem, i płytki oddech.

Upadłe Demony [Fairy Tail]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz