Trzecie urodziny "zapisków..."

76 4 4
                                    


Proszę się delektować tym rakiem, a później przejdziemy do części bardziej oficjalnej.

Obudziła się z potwornym bólem głowy. Pierwszym, co próbowała zrobić, było odgarnięcie włosów z twarzy, ale okazało się, że ktoś związał ręce za jej plecami. Syknęła. Myślała, że omdlała, jak to zwykle się zdarzało, ale najwidoczniej za tym wszystkim stało coś jeszcze.

Spisek, pomyślała. Cholerny spisek, który uknuły psychofaneczki, którym zrujnowała fanfikami światopogląd. To na pewno to. Chociaż Amaterasu dawno nie publikowała żadnego tekstu krytycznego, swoją osobowością (i ostatnio wyglądem, niestety) wybitnie zachodziła wielu jednostkom za skórę.

— Pierdolę, kogo pojebało — mruknęła, jakimś cudem podciągając się do pozycji siedzącej, co łatwe nie było, ponieważ „niespodziewany gość" postarał się również o skrępowanie kostek. — Przydałby się Levi na czarnym koniu albo jakiś inny wybawiciel rodem z Harlequina.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Porywacze zamknęli ją... w swoim własnym pokoju. Na nieszczęście, nikogo w domu nie było, tak więc autorka znalazła się wśród wszechobecnego syfu, ścinków czarnej bawełny (w sumie mogła posprzątać po robieniu wykrojów i przenoszeniu ich na materiał, ale skoro była w mieszkaniu sama, a żadnych gości się nie spodziewała...) i kosmetyków. Zza drzwi łazienki słyszała pomiaukiwanie. Pewnie intruz stwierdził, że wojowniczy kociak-morderca, Ayumi, efektownie bronił swojego terytorium.

Zamknęła oczy, wsłuchując się jeszcze bardziej. Dosłyszała stukanie naczyń z kuchni i już wiedziała, że pewnie „niespodziewany gość" nie był taki nieznajomy, skoro pozwolił sobie skorzystać z jej czajnika i palnika. Albo wybitnie bezczelny.

Kiedy umilkło krzątanie się w kuchni, usłyszała kroki i zgrzyt zamka w drzwiach. Najwidoczniej intruz (albo raczej intruzi, sztuk trzy) nie miał oporów przed rozgoszczeniem się, a tym bardziej przed zostawieniem Amy samej sobie.

— Ooo, tęczowy mop się obudził. — Do jej uszu dotarł irytujący, sarkastyczny głos. Jego właścicielka brutalnie podniosła dziewczynę do pozycji siedzącej, przez przypadek przypalając ją szlugiem. Była na tyle niedelikatna, by zrobić to bez najmniejszego wyczucia, ale przynajmniej odgarnęła jej włosy z twarzy.

Siadły przed nią na kanapie trzy: Asahina Yuna, terrorystka z papierosem w ustach, aktualnie wachlująca się pożyczonym od matki Amy wachlarzem; Złota Wiedźma Aranea, delektująca się najwyższej jakości herbatą z dyskontu Biedronka za całe dwa złote za opakowanie; oraz Hanamiya Michiru, chyba najnormalniejsza z nich wszystkich, siedząca między dwiema kobieta, z kawą i wyrwana z łóżka.

Amaterasu zmrużyła wściekle oczy. Nie była zła, że niespodziewanymi gośćmi w tym pierdolniku okazały się główne bohaterki jej opowiadań. Raczej większą irytację budziło to, co starszy kapral miała w ustach.

— Kto. Pozwolił. Ci. Tknąć. Moje. Westy? — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Yuna uśmiechnęła się złowieszczo, wzruszając ramionami, jak by chciała jej powiedzieć: „mam pieprzony immunitet".

— Czuję się zignorowana — stwierdziła wyniośle Aranea.

— Brak ci atencji? — rzuciła mimochodem Yuna.

— Brak mi ładnych chłopców, bo na kobiety nie lecę — oznajmiła pewnie blondynka, dogryzając tym samym najlepszej przyjaciółce terrorystki, Jane, która, chcąc nie chcąc, była homoseksualna.

— Twój narzeczony był ciotą — odparowała wściekła Yuna, nie ukrywając pulsującej żyłki na szyi.

— Ale słodką ciotą — dopowiedziała ze słodkim uśmiechem.

Upadłe Demony [Fairy Tail]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz